If I told
you this was only gonna hurt
If I warned
you that the fire's gonna burn
Would you
walk in? Would you let me do it first?
Do it all in
the name of love
- Boże –
twój cichy, przeciągły jęk, przecina zastygłe powietrze, unoszące się od
nagrzanego asfaltu – Co ja tutaj robię, Paweł?
Blondyn
poprawia na ramieniu niesforny, spadający pas od swojej torby i patrzy na
ciebie z politowaniem. Jesteś niespokojnym kłębkiem nerwów, chodzącym nerwowo
wokoło niewielkiego, srebrnego suzuki i stukając niecierpliwie długimi paznokciami
w dach auta.
-
Przyjechałaś odebrać mnie z lotniska – zauważa rezolutnie zmęczony Poljański,
schylając się po swoje pakunki i pakując je energicznie do bagażnika – Stań w
miejscu, bo zaraz dziurę zrobisz – mruczy pod nosem, zatrzaskując klapę
bagażnika i kręcąc z dezaprobatą głową. Tak cholernie bardzo pragniesz go znowu
zobaczyć, stanąć twarzą w twarz, spojrzeć w jego niebieskie tęczówki, dostrzec
w nich choć cień jakichkolwiek żywych emocji, usłyszeć ten charakterystyczny przeciągły
głos i roześmiać się w duchu, że jakkolwiek mógłby się zmienić, to jednak
odstające uszy zawsze pozostaną. Tak cholernie boisz się jego reakcji, że w
ogóle cię nie pozna, że nie będzie chciał nawet na ciebie spojrzeć, ze twój
zaplanowany scenariusz pęknie, jak bańka mydlana i nawet stojący obok Paweł nie
będzie w stanie przekonać Michała, żeby was wysłuchał. Skrupulatnie układałaś
sobie w głowie wiele wersji wydarzeń, kiedy oni ścigali się w Brazylii i nikt
nie przeczuwał zbliżającej się katastrofy. Poszłaś za radą Poljańskiego, żeby
poczekać do Igrzysk i niemal się nie rozmyśliłaś i całkowicie zwątpiłaś w
jakikolwiek sens wracania do przeszłości, która dla nikogo oprócz ciebie nie ma
już najmniejszego znaczenia.
- Lena?
- Hmm?
- Tak sobie
pomyślałem, że może świecisz się w badaniu, bo masz jakieś zapalenie – spogląda
na ciebie niepewnie, a widząc twój przeszywający wzrok, zdusza cisnące się na
jego usta słowa.
- Cholera,
Paweł – klniesz siarczyście – Jestem w ostatnim roku remisji, jakie zapalenie?
- Nie
odebrałaś wyników.
- Bo i tak
je znam, zamknij się już i nie szukaj sztucznej nadziei.
- Lena …
- Czemu to
tak długo trwa? – obracasz się w stronę blondyna plecami, przygryzając z
zniecierpliwieniem dolną wargę.
- Michał
odwalił dla Rafała kawał dobrej roboty w Rio, myślę, że dziennikarze też to
docenili – wzrusza bezwiednie ramionami – Nie mniej, to Zgredek dzisiaj prędko
z lotniska nie wyjdzie.
- Zgredek? –
spuszczasz głowę i patrzysz na Poljana spode łba rozbawiona - Serio, mówicie
tak na Majkę?
- Pasuje,
prawda? – odpowiada z szerokim uśmiechem, jednak kiedy dostrzegasz, jak
przenosi swoje spojrzenie gdzieś ponad twoją głowę, a z jego twarzy znika
jakakolwiek radosna zmarszczka, gwałtownie spinasz wszystkie mięśnie swojego
ciała. Twoją uwagę przyciąga jednak niedbale parkujące obok was auto, z którego
wysiada średniego wzrostu szatyn, poprawiając odruchowo opadające,
przeciwsłoneczne okulary i macha ręką w stronę, w której utkwiło spojrzenie
Pawła.
- Radek – rozpoznajesz
machającego brata Michała, który obraca głowę w twoją stronę i powoli zsuwa z
nosa ciemne szkła. Lustruje cię, przymrużając swoje szare tęczówki i z
wygiętymi nienaturalnie wargami, jednak w jednej sekundzie rozwiera szeroko
oczy.
- Lena? –
niemalże krzyczy z niedowierzeniem, kiedy do starszego z braci Kwiatkowskich
podchodzi Gołaś, przybierając to samo idiotyczne, zaszokowane oblicze.
Przełykasz nerwowo ślinę i z piekielnie mocno bijącym sercem, odwracasz się na
pięcie, dostrzegając jego zatrzymaną kilka metrów dalej sylwetkę. Czujesz, że
serce niemal chce wyskoczyć z twoich piersi, wciąż tak szaleńczo bijąc na jego
widok, jak siedem lat temu. Wstrzymujesz drżący oddech, by tylko nie myśleć o
obolałych, wciąż niezrośniętych miejscach pod skórą, pozostałych po rytmicznych
uderzaniach żeber. Od momentu, w którym Michał lustruje cię swoim wyblakłym,
odartym z iskry emocji spojrzeniem, każdy haust metalicznego w posmaku
powietrza, przypalał jaskrawym ogniem, rozrywane w strzępy płuca. Pękasz na
zrośniętych szwach, rozrywasz się na załatanych dziurach i rozpadasz się w miejscach,
do których nie powinnaś wracać, ponieważ topisz się w głębi jego chłodnych,
niebieskich, niezamąconych zbędnym uczuciem tęczówek.
- Wiedziałeś,
że tutaj będzie – szorstki zarzut spływa z jego spierzchniętych ust przeszywa
goryczą - Wiedziałeś i nic mi wcześniej nie powiedziałeś? - Rozwarte wargi Poljańskiego
nie wydobywają z siebie dźwięku, gdyż uprzedza go kpiarskim parsknięciem – No tak,
zawsze miałeś do niej słabość - kręci głową z niedowierzaniem, uśmiechając się
ironicznie i nerwowo przygryza dolną wargę - Z resztą to nieważne – zerka
przelotnie na swojego przyjaciela, machając lekceważąco ręką, po czym
beznamiętnie patrzy przed siebie i miażdżysz usta – Wybacz, że nie spytam co u
ciebie słychać po tylu latach, ale bardzo się spieszymy, poza tym nie mam
ochoty na wspomnienia z dawnych lat - odchodzi,
a ty zaciskasz posiniaczone od ciężaru jego słów powieki. Parskasz żałosnym śmiechem
i kręcisz głową z pogardliwym niedowierzaniem dla własnej naiwności i
bezpodstawnego żaru tlącej się w głębi nadziei. Nadziei, którą nosiłaś w sobie
kiedy przyjechałaś do Polski, którą miałaś jeszcze przed chwilą.
- Brat,
gdzie ty idziesz? Na wycieczki ci się zebrało? – krzyk Radosława roznosi się
tuż na twoim uchem – Kurwa, wracaj tutaj.
- Chyba nie
myślałaś, że Michał ucieszy się na twój widok – Gołaś prycha z ignorancją,
obdarowując cię rozdrażnionym spojrzeniem - Nie jesteś tu przypadkiem prawda? -
Przeczesujesz nerwowym ruchem dłoni włosy, spoglądając na niego z niepewnością.
- Chcesz
rozgrzeszenia, pokuty i zadośćuczynienia? - zakpił tonem nasączonym złością i
wciąż żywą pretensją, a jego kąciki ust drgają w kwaśnym uśmiechu.
- Nic nie
wiesz - warczysz przez zaciśnięte usta z bezsilności, kiedy Paweł próbuję cię
uspokoić - Nie wiesz jak było naprawdę - dodajesz pospiesznie ze stłumionym
przez żal głosem.
- Nie mam
prawa cię oceniać Lena, ale mam prośbę, nie wracaj- zaciska niecierpliwie
wargi, które po chwili miażdży i składa ręce, przytykając je do ust, jakby
uważnie ważąc kolejne słowa, których wcale nie miał wcześniej przygotowanych w
głowie - Wszystko się zmieniło,
rozumiesz? - podnosi na ciebie swój wzrok przepełniony szczerością, a swój głos
okrasza niezaznaną ci dzisiaj łagodnością i troską - On jest szczęśliwy,
pogodził się z Poljanem, kocha Alę i rower, ma na koncie mistrza świata,
życiowy transfer, trudny sezon i słabszą formę, dopiero co się pozbierał, nie
rozpieprzaj tego - jego głos zniża się do błagalnego szeptu, a ty przeczesujesz
drżącymi dłońmi pasma swoich włosów, zasłaniając gorzką łzę płynącą spod
zaciśniętych powiek, spływającą po przygryzionych wargach
- Siedem lat to kupa czasu, ale
na twój powrót zawsze będzie za wcześnie - czujesz jego ciepłą dłoń na
ramieniu, dotyk przenikający przez bawełniany materiał koszulki, pokrzepiający
gest, który jest jednocześnie przyczyną wewnętrznego rozpadu. Rozpadasz się na
posiniaczone kawałki od silnego obuchu kamiennych słów, których ostre krawędzie
porysowały pozostałości po złamanym sercu. Strącasz jego rękę z całą bezsilną
złością i wymijasz jego sylwetkę. Idziesz przed siebie instynktownie, skręcając
tuż za rogiem. Niewielkie krople sierpniowego deszczu spadające z
nagromadzonych na niebie kłębiastych chmur rozbryzgują się dźwięcznie na
asfalcie, mocząc końcówki twoich włosów. Powiew wiatru przynosi ukojenie dla
poszarpanych płuc, przesiąka pod skórę, nawet do tych jej zakamarków, w których
wciąż przechowujesz jeszcze ślady twojego oddechu, dotyku i zapachu. Z całą wypełniającą
cię niepewnością przysiadasz bezszelestnie obok niego na ławkę, z niecierpliwą
żarliwością w czeluściach tęczówek lustrujesz jego sylwetkę, szarą, zroszoną,
klubową bluzę, perlące się się na konturach twarzy krople deszczu oraz drżące,
przymknięte powieki. Melodia jego głosu, która przerywa nabrzmiałą i utkaną
gęstą pajęczyną ciszę przepływa z błogością przez twoje uszy i dotyka
nadwrażliwego miejsca, gdzieś na samym dnie duszy.
- Kiedy w
końcu przestało mnie obchodzić, gdzie jesteś, co robisz i dlaczego nie ma cię
przy mnie, to ty wracasz - żałość nasącza jego ton głosu, boleść unosi się z
każdym oddechem zaczerpniętym po między zdaniami – Bo rozumiem, że wracasz do
Torunia? - usta lekko drżą w kpiarskiej ironii - To wszystko cholernie boli, a
przecież już dawno nie powinno, dlatego nie wchodźmy sobie w drogę, tak będzie
lepiej - dodaje pospiesznie, starając się by jego głosem nie targały żadne
emocje, ale czujesz, jak w jego żyłach przepływa boleść. Podpiera się rękoma i
wstaje bezszelestnie, a twoje płuca krępuje jego zapach niesiony z mocnym
powiewem wiatru.
- Lena, do
cholery, dlaczego? - odwraca się gwałtownie, niemalże krzycząc ze złością. W jego
niebieskich tęczówkach widzisz przez chwilę tlący się mglisty wciąż żywy żal. Przez
ulotną chwilę wydaje ci się, że patrzy na ciebie jak no kogoś, kogo kiedyś się
kochało, jak na kogoś kogo kocha się nadal.
- Michał ...
- stłumiony szept, rozwiera twoje drżące wargi, lecz dławisz się bezsilnością i
nie potrafisz wydobyć z siebie ani słowa więcej. Słychać jedynie dźwięk co raz
bardziej ulewnego deszczu tworzącego pomiędzy wami namacalną ścianę wody.
- Nie, nie,
nie - kiwa głową z dezaprobatą dla samego siebie, karcąc i ganiąc w myślach,
parska uwłaczająco i przeczesuje obiema dłońmi mokre włosy, strzepując z nich
krople deszczu - To nieważne, to wszystko nie ma już przecież żadnego znaczenia
- stwierdza stanowczo, chcąc upewnić w dźwięku tych słów samego siebie.
Odchodzi kolejny raz, a ty obwiniasz się o milczenie, w chwili kiedy miałaś
najwięcej do powiedzenia. Mimowolnie wracasz wspomnieniami do momentu, który
przebiega ci w myślach, do samego początku, kiedy znowu macie po siedemnaście
lat.
Would you
let me lead you even when you're blind
In the darkness, in the middle of the night
In the silence, when there's no one by your
side
Would you call in the name of love
Toruń. 17 marca 2007r.
Mieszkasz w
niezbyt zacisznej okolicy, na osiedlu przy ulicy Grunwaldzkiej, w jednym
tamtejszych bloków, na piątym piętrze. Rzut beretem do ścisłego centrum miasta,
niemal widokiem przez okno są stadion i kompleks sportowy i szkoła do której
uczęszczasz. Jesteś w pierwszej klasie liceum na profilu humanistyczno-prawnym,
a oczami wyobraźni już widzisz siebie w czarnej todze w roli mecenasa. Jest
druga sobota marca, może nieco po 21, twój tato jest za granicą, a mama ma
dyżur w szpitalu, siedzisz przy biurku, ślęcząc nad łaciną i popijając gorącą,
czarną, mocną kawę, której kropla ląduje na książce od edukacji prawnej. Nie
potrafisz się skupić, bo piętro niżej odbywa się niemiłosiernie gruba impreza,
krzyki, piski, wrzaski, śpiewy, głośna muzyka i basy. Jeszcze rok temu piętro
niżej mieszkała cała rodzina Gołasiów, dzisiaj zamieszkuje tam ich najstarszy
syn, a jego rodzice uznali, że wybudują się za miastem. Michał Gołaś jest ponoć
zawodowym kolarzem, ale jeszcze jakiś wielkich sukcesów nie zdobył, a swoją
drogą obecnie jest na zgrupowaniu w jakiś ciepłym kraju, więc o ile twoja
intuicja cię nie myli, to jego młodszy brat Marcin rządzi właśnie w jego
mieszkaniu. Marcin również próbuje się ścigać, ale zważywszy na to, że jest
młodszy i jest jeszcze juniorem, jego kalendarz startów nie jest tak rozciągnięty.
Schodząc w dół w zwykłych klapakach, które wydają stukający dźwięk na schodach,
zastanawiasz się czy najpierw nie pogratulować Marcinowi i zapewne jego
kolarskim kolegom profesjonalizmu, jednak kiedy otwierają się przed tobą drzwi
i widzisz w nich lekko wstawionego Poljańskiego z dwiema kuso ubranymi
dziewczynami, uwieszonymi na jego szyi, nie masz siły już nic mówić.
- O, siema
Lena, dawno się nie widzieliśmy – przekrzykuje hałas za swoimi placami i uśmiecha się rozbrajająco, na skutek
szepczącej mu coś do ucha blondynki.
- Ta, dwa
tygodnie temu, na feriach – pociągasz nosem – Możecie być trochę ciszej? Ludzie
chcą się uczyć do matury.
- Boże –
wywraca niecierpliwie oczami – Maturę masz za dwa lata, chodź rozerwiesz się
trochę, dobrze ci to zrobi – skina zapraszająco, jednak ty kiwasz przecząco
głową. Na nic zdaje się twoje negowanie, gdyż chłopak wciąga cię niemal na siłę
do środka. Dźwięczny huk rozbitego w drobny mak szkła, wstrząsnął tobą
delikatnie, a Pawła i jego towarzyszki wprawia w lekką konsternację. Salwa
tubalnych śmiechów i krzyków ponownie wybuchła gdzieś w głębi pomieszczenia.
- Spokojnie,
panuję nad sytuacją – unosi obie dłonie, jakby próbował uspokoić tłumy.
- Goły nie
będzie zadowolony, że rozwalacie mu chatę – parskasz, klepiąc blondyna
pocieszająco po ramieniu – A gdzie jest ten dureń?
- Yyy,
Marcin? – niepewnie się rozgląda, drapiąc po szyi i wskazuje na jego były pokój
– Chyba trochę się źle poczuł.
Parskasz
śmiechem i kręcisz z rozbawieniem głową, kiedy dwie urocze i piękne dziewczyny
pociągają Poljana za koszulkę w stronę łazienki. Zerkasz na dwóch chłopaków,
którzy jarają jakieś zielsko w przedpokoju i lekceważysz ich, kiedy pytają się,
czy chcesz może bucha. Chyba kompletnie tutaj nikogo nie znasz poza Pawłem.
Naciskasz delikatnie na klamkę do pokoju Marcina, pomimo że rozbawione
towarzystwo krzyczy ci za plecami, że tam nie można wejść. Puszczasz mimo uszu
ich gorączkowe, kawalarskie nawoływania i wchodzisz do ciemnego pomieszczenia,
zamykając za sobą drzwi. Święcąca w kącie pokoju lampa sprawia, że bezbłędnie
rozpoznajesz uwieszonego na parapecie Marcina, który wydaje z siebie
przeraźliwe dźwięki i wymiotuje przez otwarte okno, a jakiś bliżej ci nieznany
chłopak trzyma go mocno za ramiona, aby czasem nie wypadł na ulicę. Kiedy
podchodzisz bliżej dostrzegasz, że czuwający nad twoim sąsiadem szatyn, jako
jedyny ma całkiem skoordynowane ruchy, logicznie formułuje zdania i nie czuć od
niego alkoholu. W dodatku kontroluje sytuację, a przynajmniej stara się
wspierać młodszego z braci Gołasiów w puszczaniu pawia.
- Brawo
Cinek – odzywasz się w końcu z przekłamanym uznaniem i klepiesz chłopaka mocno
po plecach – Zarzygasz na kolorowo czarownicy Wójcickiej peralgonie i upiecze
ci łeb w piekarniku.
- Proszę–
wybełkotał pomiędzy wymiocinami błagalnie – Tylko nie mów nic Gołemu.
Chłopak
trzymający Marcina w końcu spojrzał na ciebie po raz pierwszy, nieco przeciągle
zawieszając swoje lustrujące spojrzenie, od którego robi ci się gorąco, a krew
zaczyna szybciej wypływać z niespokojnie bijącego serca. Luźny t-shirt, krótkie
spodenki, ołówek wpleciony w spiętego koka i jedynie pomalowane rzęsy nie
dodawały ci zbyt wielu punktów na tle tych wszystkich odstawionych dziewczyn.
Marcin poruszył się niespokojnie, a niebieskooki chłopak w końcu oderwał ode ciebie
swój palący wzrok i zerknął przez okno.
- O cholera,
to chyba do nas – skwitował, kiedy ujrzał dwóch policjantów wysiadających z
radiowozu, zaparkowanego tuż przed waszym blokiem.
- Świetnie –
mruczysz pod nosem, kiedy Marcin samodzielnie siada na skraju łóżka i próbuje
złapać głębszy haust powietrza i błaga cię o ratunek, a poinformowany Paweł
zaczyna panikować. Jak zwykle musisz ratować Gołasiowi i Poljanowi ich cztery
litery, więc nie myśląc zbyt wiele, gdyż czas pokonania drogi windą na czwarte
piętro nie jest wcale taki długi, wchodzisz z impetem do zgromadzonego
rozbawionego ludu i rzucasz szklanką o podłogę rozbijając ją w drobny mak.
Kiedy cała uwaga faktycznie jest już na tobie skupiona, każesz Pawłowi czuwać
nad nieskazitelnie panująca ciszą, którą zarządzasz. Kiedy słyszysz dzwonek do
drzwi zmieniasz lecącą piosenkę Rihanny na subtelne brzmienie Michael Jacksona
i sensualne Whatever Happens, nie zmieniając zatrważającej głośności. Gasisz
światło w pomieszczeniu, a stojącemu przed tobą chłopakowi, który pomagał
Marcinowi, a który jest poza tobą jedyną
trzeźwą osobą, każesz zrobić szybką serię pompek. Ku twojemu zdziwieniu, choć z
niezrozumieniem malującym się na jego twarzy posłusznie wykonuje zadane
ćwiczenie, a ty przeciągasz przez głowę
swoją koszulkę rzucając ją gdzieś w kąt i rozpuszczasz włosy starając się, aby
wyglądały na nieuczesane i roztrzepane. Kiedy chłopak podnosi się z podłogi, dysząc wyraźnie zmęczony, ku
jego zaskoczeniu rozpinasz drżącymi dłońmi guziki jego koszulki, jednak nie
może mu umknąć uwadze, że nie masz w tym zbytniej wprawy.
- 75 C –
wypowiadasz nagle, kiedy nawet głośne pukanie funkcjonariuszy do drzwi nie
zmusiło jego wzroku do zaprzestania otaksowania twoich piersi w czarnym,
koronkowym biustonoszu. Speszony spuszcza głowę, czerwieniąc się na twarzy, a
ty pociągasz go za rękę i otwierasz mahoniowe drzwi.
- Dobry
wieczór, tutaj aspirant Marian Kowalski, dostaliśmy zgłoszenie o zakłócaniu
ciszy nocnej, czy rozmawiam z właścicielami miesz… - urywa wpół zdania swój
wyuczony, monotonny wywód, kiedy ponosi na was swój rozbiegany wzrok. Stojący
obok posterunkowy drapie się po głowie i chrząka znacząco, trącając swojego
towarzysza łokciem.
- Chyba mamy
do czynienia z innym typem zakłócania ciszy – zdusza błąkający się na ustach
uśmiech, kiedy próbując zaglądnąć gdzieś ponad waszymi głowami, dostrzega cisze
i mrok.
- Myślę, że
powinniśmy już pójść, bo młodzi jeszcze nie zdążą przed powrotem rodziców –
starszy zaśmiewa się z przekąsem, zerkając porozumiewawczo w waszą nieco
zażenowaną stronę – Ściszcie tylko tą muzykę.
- Ja bym ją
zostawił – wtrąca posterunkowy – Jako sąsiad wolałbym słuchać muzyki niż …
- W każdym
razie, mam nadzieję, że nie będziemy musieli fatygować się ponownie, dobrej
nocy życzę – aspirant odwraca się na pięcie i podąża do windy, a posterunkowy
sięga w zakamarki swojej kieszeni. Wyjmuje szeleszczące zawiniątko i niemal
wciska w dłoń stojącego obok ciebie szatyna prezerwatywę.
- Przezorny
zawsze zabezpieczony – mruga porozumiewawczo i wślizguje się pomiędzy
zamykające drzwi maszyny.
Parskacie po
chwili porozumiewawczego spojrzenia niepohamowanym śmiechem zatrzaskując drzwi.
- Może oddaj
ją Poljanowi, jemu się na pewno dzisiaj przyda – przeciągasz przez głowę
koszulkę i wskazujesz podbródkiem na niebieskiego durexa – Powiedz im, że alarm
odwołany – rzucasz przez plecy i opuszczasz mieszkanie Gołasia w ekspresowym
tempie wbiegając po schodach na górę. Jednak stojąc już na swoim piętrze
słyszysz natarczywie biegnące za tobą męskie kroki.
- Zostawiłaś
ołówek – szatyn z wciąż rozpiętą koszulą, trzyma w dłoniach już nie
szeleszczącą folię, a twój nadgryziony przedmiot pisania łacińskich słówek.
- Dzięki –
uśmiechasz się delikatnie, odbierając swoją własność.
- Mogę
chociaż wiedzieć, jak masz na imię?
Przez chwilę
przypatrujesz się chłopakowi nieco dłużej, dopiero teraz zauważasz
charakterystyczne rysy jego twarzy, słodki, niemal dziecięcy uśmiech, a przede
wszystkim rzucające się w oczy lekko odstające uszy. Jest taki uroczy i słodki,
że niemal zapominasz odpowiedzieć na pytanie.
- 75 C ci
nie wystarczy? – pytasz przekornie, uśmiechając się zalotnie.
- To podchwytliwe
pytanie – wytyka rezolutnie, ewidentnie się zawstydzając.
- Jestem Lena,
a ty?
- Michał.
Chciałabym
tylko powiedzieć, że to naprawdę nie jest opowiadanie o chorobie, ale to
dopiero się wyjaśni. Będziemy wracać do przeszłości, bo przeszłość przecież ma
wpływ na to co się dzieje teraz.
Najważniejsze!
Michał wygrał Mediolan-San Remo w pięknym stylu, po pasjonującym finiszu,
wygrywając na kresce o 4 cm! Jako pierwszy Polak wygrał jeden z pięciu wielkich
monumentów, a ten zwany jest potocznie ‘wiosennymi mistrzostwami świata’
Osobiście jestem dumna, że Kwiato wraca do formy po tych dwóch słabszych
sezonach, bo głęboko w to wierzyłam i bardzo na to czekałam.