wtorek, 18 kwietnia 2017

I don't deserve a love that gives me everything





You're the light inside my eyes
You give me a reason to keep trying
You give me more than I could dream
And you bring me to my knees
You bring me to my knees


Duże, ciężkie krople ulewnego deszczu rozbryzgują się dźwięcznie o boczną szybę auta, o którą bezwładnie opierasz swoją głowę. Głowę, w której piętrzą się kolczaste myśli. Beznamiętnie obserwujesz uderzenia wody bębniące o szkło, czując, jakby każda z nich uderzała prosto w twoje porysowane serce i wybijała kolejno miliardy małych ostrych, szklanych kawałków. Kawałków, które odpryskują i wbijają się dogłębnie we wszystkie zakamarki płuc. Wciąż czujesz na sobie chłód jego głosu, rozgoryczenie wymalowane na ostrych rysach twarzy i puste, wyblakłe spojrzenie, w źrenicy którego cicho tętnił wciąż żywy żal. Przymykasz desperacko powieki, zaciskasz je z całych sił, zatrzymując łzy w kącikach oczu. Nie baczyłaś nawet na to, że wcale nie jedziecie autostradą, że wciąż poruszacie się po ulicach zakorkowanej Warszawy, że zamiast Pawła, który co chwile przeciera zamaszyście dłońmi zmęczoną twarz, to ty powinnaś prowadzić auto. Nie chcesz już wracać. Twoje odejście kosztowało cię zbyt wiele, żeby teraz znów słono płacić za powrót.
- To nie ma sensu, Paweł – przerywasz nabrzmiałą ciszę, którą wypełnia jedynie dźwięk zepsutej wycieraczki – Wracam, nie powinnam była tutaj w ogóle przyjeżdżać – kpisz żałośnie, kręcąc głową z politowaniem dla samej siebie. Blondyn zaciska mocniej dłoń na kierownicy i napina mięśnie twarzy, do tego stopnia, iż na jego czole dostrzegasz pulsującą żyłkę.
- Powinnaś pomyśleć o tym wcześniej, Lena – syczy ze złości przez zaciśnięte zęby – Teraz to już nie masz większego wyboru – dodaje, przebąkując pod nosem.
- Może będzie chciał mnie wysłuchać, może nawet mi uwierzy, tylko to niczego już nie zmieni – parskasz słabo i ocierasz mokre plamy pod oczami, po czym przeczesujesz dłonią włosy i wypuszczasz wezbrane ciężko powietrze z ust. Chłopak prycha nieco wzburzony, gwałtownie skręcając na plac parkingowy i ostro hamując. Twoje ciało rzuca się do przodu, jednak przez zapięte pasy z powrotem wbija się w fotel.
- A na co liczyłaś? – wzdycha głęboko i spokojnie przechyla głowę w twoją stronę. Obdarza cię wyczekującym spojrzeniem spod ściągniętych z niezrozumieniem brwi i zwilża koniuszkiem języka spierzchnięte wargi – Nie cofniesz czasu, przecież chciałaś tylko, żeby wiedział, jak było naprawdę.
- Po prostu nie sądziłam, że kiedy go znowu zobaczę, zatęsknię za tymi wszystkimi wspomnieniami i znowu poczuję, że mam te kilkanaście lat – szepczesz nazbyt emocjonalnie końcem warg, które wyginają się ironicznie z beznamiętnym spojrzeniem utkwionym w przedniej szybie, ociekającej strumieniem wody.
- Posłuchaj, Lena – Poljański odwraca się w twoją stronę i opiera jedna rękę o twój zagłówek, a nadgarstek drugiej swobodnie zwisa ze skórzanej kierownicy – Otworzyłaś tą puszkę Pandory, przecież Radek cię widział. Oni wszyscy za chwilę będą wiedzieć, że wróciłaś. Pani Agnieszka, Pan Wojtek … Ala – mówi dobitnie, swoim ciepłym, melodyjnym głosem – Może teraz tego nie widzisz, ale tam – wskazuje palcem przez szybę – jest serwis rowerowy i najlepsza kawiarnia w Warszawie i tam znajduje się nasza ostatnia deska ratunku.
- W czym ty ją widzisz? W cieście marchewkowym, szarlotce czy karmelowym latte? – kpisz z pretensją, a on wywraca niecierpliwie oczami – Poljan nie mów do mnie swoją enigmą! – utyskujesz, zakładając ręce na krzyż.
- W końcu jakaś iskra emocji w oczach – przez jego twarz przebiega nikły uśmiech – Ewelina jest jej właścicielką i o ile dobrze pamiętam była wtedy jedyną osobą, która stanęła po twojej stronie, prawda? – unosi do góry brwi, marszcząc przy tym czoło.
- Sam powiedziałeś, że wszystko się zmieniło – wahasz się, a w twoim głosie czuć namacalne powątpiewanie.
- Obiecuję ci, że cokolwiek od teraz się stanie zrobię wszystko, żeby Michał miał szansę poznać prawdę – zagryza nerwowo wargi i unosi złożone dwa palce prawej ręki ku górze, a ty przyłączasz do niego swoje i złączasz w kurczliwym uścisku, pozwalając by kąciki twoich ust wygięły się nieznacznie ku górze.
- Dziękuję Paweł – chrypisz, zniekształconym od emocji głosem, głośno przełykając ślinę.
- W końcu, jakby nie patrzeć siedzimy w tym oboje, Lena.
Wstrzymujesz oddech, kiedy blondyn wysiada z pojazdu i zarzuca na głowę zamaszystym ruchem kaptur. Dzięki niemu jeszcze przez maleńką chwilę trwasz w iluzji, tkwisz w bezpodstawnym przekonaniu, wierząc niczym naiwne, małe dziecko, że wszystko da się jeszcze naprawić, wyjaśnić każde kłamstwo, przeprosić za błąd, wymazać wspomnienia i wygrać z czasem. Dzięki niemu czujesz, że nie zmieniło się tak dużo. On wciąż jest twoim przyjacielem i wciąż jest tutaj, żeby ci pomóc. Po tym wszystkim co mu zrobiłaś, w co wbrew jego wiedzy i woli umyślnie go wplątałaś. Przekraczając drzwi Veloart, wszystko przypomina ci jego, Michała. Jego rower wiszący na ścianie, kask z wyścigu w Mediolanie, gdzie uczestniczył w zagrażającej życiu kraksie i koszulka mistrza świata. Na ścianach kawiarni jego siostry, wisiał kawałek jego życia dostępny dla wszystkich odwiedzających to miejsce obcych ludzi. Kawałek jego życia, którego nigdy nie byłaś i nie będziesz częścią. I choć nie wiem jak byś się starała nie nadrobisz tych lat dotykając tych zdjęć, pamiątek i towarzyszącym im zapachów.
Blondynka odwraca się na pięcie z niemal taneczną gracją i ciepłym, radosnym uśmiechem, który sprawia, że otaczająca przygnębiająca aura ulatuje, jak za dotknięciem magicznej różdżki. W chwili kiedy jej spojrzenie obejmuje twoją sylwetkę, nieudolnie chowającą się za Poljańskim, jej ciemne brwi unoszą się z niedowierzaniem ku górze, a trzymana w kurczliwym uścisku tacka z jedzeniem, upada na wykafelkowaną podłogę z dźwięcznym hukiem, czym zwraca uwagę kilku przesiadających w lokalu w  skupieniu osób.
- Może pomogę posprzątać? – Poljański z dźwięcznym śmiechem dopada do potłuczonych naczyń, po czym ostrożnie podnosi się i odkłada tackę na blat baru – Wiem, że wyglądamy jak przemoknięty drób, ale chyba nie jest tak najgorzej? – unosi do góry kilkukrotnie figlarnie brwi i czaruje swoim szarmanckim głosem, jednak niemal całkowicie zostaje pozbawiony atencji dziewczyny.
- Lena, to naprawdę ty? – niedowierzający, wstrząśnięty ton jej głosu, różni się od pozostałych niezliczonych już frazesów sączących się z ust zdziwionych twoim widokiem ludzi. Jest autentycznie życzliwy, namacalnie prawdziwy i szczery. Niespodziewanie dotyka twoich ramion, jakby chciała się upewnić, że nie jesteś żadną dzienną marą, fatamorganą, anomalnym zjawiskiem i obejmuje cię lekko, głaszcząc po plecach.
- Spokojnie Ewela, jeszcze nie straszę zza światów – śmiejesz się cicho pod nosem, dostrzegając wyginające się z przekąsem wargi Pawła, kwitujące twoje specyficzne, czarne poczucie humoru.
- Moja mama bała się, że będziesz to jej robiła – wypowiada ostrożnie, próbując obrócić ten bolesny fakt w żart.
- Od razu mnie pochowała? – unosisz enigmatycznie brwi, jednak nie powinnaś się temu dziwić.
- Przepraszam.
- Może niedługo faktycznie ją nawiedzę.
- Słucham? – blondynka potrząsa niezrozumiale głową i zerka przelotnie na zmieszanego Poljańskiego, nerwowo przygryzającego dolną wargę.
- Może usiądziemy? – proponuje chłopak i nie czekając na jakąkolwiek interakcję, odsuwa krzesło przy odosobnionym stoliku. Ewelina siada naprzeciw was przerzucając swoim przeszywającym, zniecierpliwionym spojrzeniem po waszych twarzach.
- Wygląda na to, że dostałam od losu wyrok w zawieszeniu, z tymże zawiasy mi się kończą – wyjaśniasz naprędce, pozbawionym jakichkolwiek emocji głosem, jakbyś mówiła o kimś zupełnie obcym, jakby to wcale nie przytrafiło się tobie, jesteś, czujesz, oddychasz, ale to nie jesteś ty – Nie – potrząsasz gwałtownie głową, kiedy wagi siostry Michała rozwierają się w niemal przerażającym, niemym krzyku - Nie potrzebuje litości, wsparcia, bezzasadnych słów otuchy – szydzisz, wyginasz wargi w ironiczny grymas. To jedyne co ci zostało. Kpić chorobie prosto w oczy.  Mgliste spojrzenie Eweliny blaknie, a powieka niespokojnie drży, kiedy powoli trawi sens twoich lekko i beztrosko wypowiadanych słów.
- Nie wierzę, że stałaś się taka cyniczna, Lena – niebieskooka kręci z niedowierzaniem głową.
- Nauczyłam się umierać, teraz chcę po prostu trochę  pożyć – twój głos sukcesywnie się załamuje  – Nie chcę spędzić ostatnich chwil w szpitalnym łóżku i  chustce na łysej głowie – przełykasz głośno ślinę – Nie chcę spędzić ostatnich chwil ze świadomością, że Michał nigdy nie dowie się dlaczego wtedy odeszłam i dlaczego tak bardzo go zraniłam.
- Przecież zawsze mogłaś na mnie liczyć, do cholery! Nawet wtedy stanęłam za tobą murem! Wbrew całej mojej rodzinie! – podnosi swój głos, wykrzykując z pretensją – Dokonałaś wtedy wyboru i teraz chcesz wrócić? – żacha się – Po siedmiu latach, w których dla mnie umarłaś, a dla mojego brata stałaś się nikim?
- On ma prawo znać prawdę, Ewela – ostry ton głosu Pawła wtrąca się, przecinając powietrze ze świstem, kiedy ty pociągasz czerniejącym nosem, a po policzku spływają ci słone łzy. Posiniaczone serce wyje niemym krzykiem z bólu, obijając kruche żebra.
- Znam swojego brata, Poljan – zauważa, prychając znacząco – Nie wybaczy im tego, że cały czas go okłamywali, mnie też nie wybaczy – emocjonalnie zaprzecza kiwnięciem głowy – Naprawdę chcesz to wszystko zniszczyć, Lena? Skłócić rodzinę, rozwalić mu szczęśliwy związek? Przeżył już raz twoje odejście, drugie też przeżyje.
- Chcesz się teraz zreflektować i go chronić? Już nie musisz, przez ten czas wiele się zmieniło – blondyn syczy przez zaciśnięte wargi, widząc jak bolą cię słowa Kwiatkowskiej, jak boli cię prawda.
- Nie dla niego – blondynka wyszeptuje słabo, tępo wpatrując się w martwy punkt – Alicja była przy nim przez ten cały czas, zawsze i wszędzie, nigdy go nie zostawiła, nigdy w niego nie zwątpiła.
- Cóż za bohaterska postawa – prychasz z przekąsem, ale spojrzenie dziewczyny cię piorunuje.
- Pomimo tego, że on wciąż myślał o tobie, Lena i modlił się o to, żebyś zapukała kiedyś z powrotem do jego drzwi. Wyobrażał sobie, że kiedyś wrócisz, przeprosisz, wyjaśnisz i wszystko będzie, jak dawniej. On naprawdę do cholery długo w to wierzył i czekał na ciebie, a Ala o tym wiedziała i cierpliwie czekała na niego, na całego niego. Nie masz prawa Lena, nie możesz, słyszysz?!
- A twoja rodzina, jakie miała prawo?! – podnosisz rozemocjonowany głos, zbijając ją z pantałyku i powodując, że jej drżące wargi nie potrafią wydobyć z siebie żadnego dźwięku – Nigdy nie chciałam go zostawić, ale uwierzyłam im, że to najlepsze rozwiązanie – wstając, uderzasz rękoma o bla stolika, a płaczliwy ton przełamuje wezbraną barierę w szklących się oczach.
- Dobrze – przytakuje z westchnieniem po chwili ciszy - Powiem mu, jak było naprawdę, ale tylko jeśli sam o to zapyta.


I don't deserve a chance like this
I don't deserve a love that gives me everything
You're everything I want


Austia, grudzień 2007r

W powietrzu ostatnimi resztkami unosi się świąteczna magia, ozdobiona śnieżną aurą, białą puchową połacią i płatkami śniegu spadającymi w melodyjny takt sentymentalnych kolęd. W powietrzu zaczyna tlić się sylwestrowe szaleństwo, dźwięczne wybuchy pierwszych fajerwerkowych prób, strzelanie hucznych korków od szampanów, gorączkowe poszukiwanie niemal na ostatnią chwilę błyszczących, sylwestrowych kreacji. Ty czujesz, że dzisiaj dzieli cię jedynie rok od uzyskania pełnoletności. Mróz, którzy przenikał, aż do szpiku kości i szczypał policzki, zostawiasz za automatycznymi drzwiami austriackiego hotelu. Wciąż nie możesz uwierzyć, że poświąteczny wyjazd w góry to twój urodzinowy prezent od twojego chłopaka. A może nie możesz uwierzyć w sam fakt, że go posiadasz, choć tak pretensjonalnie to brzmi. Rozumiecie się w jakiś pozaziemski sposób, macie to samo poczucie humoru, pogląd na świat i porządnego bzika na punkcie sportu. Uzupełniacie się niczym cholerny substrat z enzymem w indukcyjnym dopasowaniu, jak model zamka i klucza. Macie inny gust muzyczny i filmowy, nie rozumiesz komputerów, kiedy on rozkłada je na części pierwsze, uwielbiasz gotować, a on jeść, jesteś za wrażliwa na świat, w którym on jest zahartowany, masz artystyczną duszę, a on ścisły umysł, ale od pierwszej chwili zobaczyłaś w jego oczach siebie, wasze szczęście i całą waszą przyszłość. Nie byliście typową, zakochaną, parą nastolatków, bo związek z profesjonalnym sportowcem, wiązał się z szybką szkołą dojrzałości. Nie przychodził po ciebie pod twoją szkołę, nie zabierałaś go na imprezy swoich znajomych, nie widywaliście się codziennie, nie sprzeczaliście się o zbyt przeciągłe spojrzenie na płeć przeciwną, nie oddawał ci swojego kawałka pizzy, nie odprowadzałaś go pijanego po weekendowym wypadzie z kolegami, nie chodziliście co piątek do kina, nie zrywaliście ze sobą co dwa tygodnie. Jeździłaś z nim na sobotnie i niedzielne wyścigi i rekonesanse, on zmęczony wieczorami przepytywał cię z podstaw prawa i łaciny, jeździliście na rowerowe wycieczki, wspierałaś go milczeniem, kiedy stracił formę, krzyczałaś najgłośniej, kiedy wyprzedzał Sagana na kresce, rysowałaś sprejem jego imię na wszystkich trasowych górkach, dawałaś mu azyl, poczucie bezwarunkowego oddania i wsparcia, on dawał ci siebie, swoją atencję, pożądanie w oczach i silne ramiona bezpieczeństwa, w których nigdy nie musiałaś udawać kogoś, kim nie jesteś, w których mogłaś być sobą. Oprócz pijanego upojenia, motylich symptomów, kolorowego, wirującego świata i lekkości ducha, uczyliście się pierwszego poświęcenia, odpowiedzialności, kompromisów, zaufania, cierpliwości i zazdrości. Mieliście wady, jak każdy, może nawet je w sobie dostrzegaliście, ale wam nie przeszkadzały. Kochałaś go takim, jakim był, a dla ciebie był idealny. A ty, ty chciałaś być najlepsza dla niego i wszystko co robiłaś, robiłaś z myślą o nim. Należysz do niego, twoje serce do niego należy. Serce, które pęka, kiedy widzi, jak strzela na wysokim podjeździe i zostaje z tyłu grupy, serce, które płacze za każdym razem, kiedy upada w kraksie, serce, które rwie się do walki za każdym razem, kiedy i on zaczyna atakować.
Przepuszcza cię w hotelowych drzwiach luksusowego pokoju i wciąż pachnie korzennymi ciasteczkami, które piekłaś z jego mamą. Zdejmujesz swój zimowy płaszcz dłońmi, które pachną jeszcze zbyt nadgorliwym obieraniem mandarynek i niemal zatrzymujesz się na środku lokum, stojąc jak wryta. Wzruszający, niemal filmowy banał. Przesłonięte okna z najpiękniejszym górskim widokiem, klimatyczna lampka nad łóżkiem, biała, satynowa pościel skąpana w czerwonych płatkach róż.
- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, kochanie – całuje cię z czerwony, zziębnięty czubek nosa i uśmiecha się z satysfakcją, kiedy dostrzega zachwyt w twoich tęczówkach.
- Jest pięknie – niemalże szepczesz ze wstrzymanym w piersiach oddechem i rzucasz się na miękkie łóżko z dźwięcznym śmiechem – Najwygodniejsze!
- Idziemy na łyżwy, a później coś zjeść? – odstawia walizki na bok i podnosi na ciebie swoje wesołe spojrzenie.
- Nie – kiwasz przecząco głową z niewinnie przygryzioną dolną wargą, a Michał ściąga brwi z niezrozumieniem, marszcząc przy tym zabawnie czoło – Dzisiaj są moje urodziny, więc pozwól mi wybrać.
- Wybieraj – odpowiada z oczywistością, kiedy powoli podchodzisz do niego i zarzucasz dłonie na jego kark, a on obejmuje cię mocno w talii z uśmiechem chochlika.
- Dziękuję ci za to wszystko, to naprawdę zbyt wiele, niż mogłabym nawet marzyć – słyszysz pomruk niezadowolenia z jego ust i czujesz jego palec na twoich wargach, które próbuje cię uciszyć – Ale mam dzisiaj tylko jedną prośbę – nerwowo przełykasz ślinę, wciąż usilnie wpatrując się w jego ciepłe i pełne miłości, niebiańskie, iskrzące się tęczówki.
- Co tylko chcesz – prawy kącik jego ust, wygina się w nieśmiały półuśmiech, a jego męska dłoń delikatnie gładzi twój zarumieniony policzek. Twoje serce niespokojnie i niemiarowo wybija rytm i pragniesz je zagłuszyć, aby tego nie usłyszał. Twój oddech staje się cięższy i nie potrafisz już ukryć rozbieganego wzroku i błogiego ciepła przepływającego przez twoje ciało. To już nawet nie grawitacja utrzymuje cię na ziemi, to on i jego silne ramiona. Chcesz tego, jak niczego innego. Nikogo nie będziesz potrafiła pragnąć bardziej. Przed nikim innym nie odważysz się rozebrać ze wszystkich swoich leków i niepewności. Nikomu innemu nie wyobrażasz sobie oddać swojej duszy.
- Kochaj się ze mną, Michał – szepczesz niemalże niedosłyszalnie, zaciskając mocniej palce na połaci jego bluzy przesłaniającej tors. Lekki szok ustępuje z jego twarzy, wstępującemu błogiemu, wzruszonemu szczęściu. Ciężko dyszy opierając swoje czoło o twoje i przyciąga cię do siebie bliżej, mocniej, niż kiedykolwiek.
- Jeśli chcesz, możemy jeszcze zaczekać – jego słodki oddech owiewa twoją twarz, jednak zbyteczne słowa szeptane końcem warg potęgują jeszcze większe napięcie spalającego się pomiędzy wami powietrza.
- Nie chcę czekać, chcę ciebie – przekonujesz go muśnięciem spierzchniętych warg, które czule obejmuje swoimi. Wplatasz palce w jego brązowe włosy i przyciskasz jego twarz bliżej swojej, kiedy spokojny pocałunek przeradza się w namiętną, zachłanną i ognistą rumbę tańczących języków w waszych podniebieniach. Nerwowe hausty powietrza, zgłuszone mlaski, zadrapania od kilkudniowego zarostu. Jego dłonie błądzą po twoim ciele, a ty w duchu przeklinasz okalającą cię odzież. Miękki materac ugina się pod twoim ciężarem, przygryzasz jego dolną wargę i przeciągasz przez jego głowę bluzę, po czym całujesz jego tors. Drżącymi dłońmi rozpina guziki twojej kraciastej koszuli, aż w końcu zirytowany ich liczbą rozrywa związany materiał, a dźwięk obijających się malutkich guziczków o panele znajdujące się pod łóżkiem, stymuluje twoje ciche westchnięcie. Zostawia mokre ślady ust sunąc wzdłuż twojej szyi, aż po dekolt i zatapia się w koronkowym staniku. Łobuzerski uśmiech przebiega po jego twarzy, kiedy samodzielnie i niecierpliwie pozbywasz się swoich spodni. Przyglądasz się, jak to samo robi ze swoimi i dostrzegasz w jego rozognionym spojrzeniu niemiłosierne pragnienie każdego skrawka i centymetra twojego ciała. Przygniatasz go swoim ciężarem, dopadając zachłannie do jego ust, oblepionych twoją śliną, a on zaciska dłonie na twoich jędrnych pośladkach. Jedną ręką wędruje wzdłuż linii kręgosłupa, zahaczając o fakturę biustonosza, przez co bierzesz głębszy oddech. Odrywa się od ciebie z niechęcią i spogląda prosto w twoje oczy, szukając niemego przyzwolenia. Skiniecie głową, powoduje niezdarne zdjęcie haftki dopiero za drugim razem. Twój stanik płynie jeszcze w locie, kiedy michałowe dłonie ugniatają pokaźny biust, a usta ssą sztywniejące sutki. Wzburzona krew wrze w twoim ciele, popycha cię do zerwania z niego jego majtek, ukazujących nabrzmiałego, wyprostowanego członka. Chwilę twojego zawahania, wykorzystuje, żeby obrócić cię na plecy i przygląda się twojej twarzy, zakładając czule za ucho niesforny kosmyk włosów i poprawiając go kilkukrotnie przeciągłym ruchem.
- Chciałbym tylko, żebyś była szczęśliwa i niczego nie żałowała – wyszeptuje niepewnie, sięgając po prezerwatywę, którą uprzednio wyciągnął z zakamarków pakunków.
- Będę szczęśliwa, jeśli tobie będzie dobrze, Michał – twój melodyjny głos pieści jego uszy i dodaje pewności, która mieni się błyskiem w oku – Tak bardzo cię kocham. Kocham i ufam ci.
Ściąga z ciebie koronkowe majtki, błądząc ciepłymi dłońmi, przyprawiającymi o dreszcze po wewnętrznej stronie ud. Scałowuje każdy milimetr posuwając się bliżej, a kiedy niemal pulsujący, gorący ucisk w podbrzuszu jest nie do wytrzymania, zimny dreszcz trzęsie twoim ciałem. Przez ułamek sekundy czujesz rozdzierający ból, choć wypełnia cię błoga fala tętniącego szczęścia. Wchodzi w ciebie powoli, miarowo, czuły na każde niespokojne wygięcie twojego kręgosłupa.
- Wszystko w porządku? – szepta tuż nad twoim uchem, niskim, zachrypniętym głosem, a ty zaciskasz dłonie na pościeli i mocno przygryzasz dolną wargę.
- Nie może być lepiej – wyszeptujesz wprost w jego usta, czując w sobie jego język, jego członka i jego całego. Delikatnie przyspiesza, na twoją pomrukującą prośbę, a rwane ruchy nieudolnie próbują przeistoczyć się w  płynnie poruszanie biodrami. Błoga fala przyjemności przepływa przez twoje ciało, jak jego słodki oddech płynący w twoim krwioobiegu. Oddech który niespokojnie i niemiarowo dyszy tuż na twoim uchem, zagłuszając twój cichy jęk zaaplikowanej rozkoszy. Przestaje, a wasze klatki unoszą się w skoordynowanym rytmie. Opiera dłonie po bokach twojej głowy i delikatnie całuje w czoło, szepcząc, że jesteś najlepsza, najpiękniejsza, że cię kocha, że się z tobą ożeni, a ty czujesz, że jesteś dzisiaj najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Po chwili pomaga ci uporać się z zabrudzonym prześcieradłem niewielką ilością krwi, a potem obejmuje twoje nagie ciało swoimi ramionami. To jedyne miejsce, w którym czujesz się bezpieczna, kochana i pożądana. Nie wiesz czy było perfekcyjnie technicznie i czy osiągnęłaś orgazm, wiedziałaś jedynie, że było ci z nim cholernie dobrze i nie wyobrażasz sobie, że mogło być inaczej. Wiedziałaś, że nikt nie mógł zrobić tego lepiej, nikt inny nie byłby wstanie zabrać cię tam gdzie Michał, do nieba, wprost do gwiazd.



You're the first face that I see
And the last thing I think about
You're the reason that I'm alive
You're what I can't live without
You're what I can't live without


- Będę na górze – Poljański pociera swoimi dużymi dłońmi twoje niepocieszone, opuszczone ramiona – Jeśli będziesz mnie potrzebować, to daj jakoś znać – odwracasz głowę, zaciskając malinowe wargi, a głośne westchnienie blondyna wypełnia całe pomieszczenie – Hej, nie spodziewaj się cudu – dotyka subtelnie twój podbródek, który delikatnie unosi ku górze i zmusza cię do spojrzenia w jego tęczówki.
- Nie spodziewa się mnie tutaj, będzie zły, że go wystawiłeś – gorzki zarzut spływa z twoich ust i sączy się niemym powątpiewaniem.
- Nawet jeśli nie wysłucha do końca, albo nie uwierzy, to zasiejesz w nim ziarno niepewności, a wtedy Ewelina je rozwieje, po nitce do kłębka, wszystko będzie dobrze, Lenka – mówi z przyciśniętymi do twojej głowy ustami, a jego oddech rozwiewa pasma twoich włosów, które następnie są brutalnie potraktowane przez jego niecierpliwe palce. Irytujący dzwonek do drzwi wstrząsa twoim ciałem w podrygu i wyrywa z marazmu.
- Wejdź! – donośny, podniesiony ton blondyna roznosi się po całej przestrzeni jego domu. Z przerażeniem obserwujesz, jak spokojna sylwetka Pawła powoli wstępuje po schodach i znika z pola twojego widzenia.
- Poljan? – do twoich uszu dociera niepewny, melodyjny, charakterystyczny ton jego głosu, na dźwięk którego nawet po dziś dzień przebiega ci wzdłuż kręgosłupa zimny dreszcz. Nawet pomimo tego, że temperatura za oknem przekracza trzydzieści stopni. Przystaje w progu kuchennego aneksu zupełnie zaskoczony twoją obecnością, jednak już z przetrawionym pierwszym szokiem. Przez ułamek sekundy ustaje bicie twojego serca, a czas na chwilę się zatrzymuje. Próbujesz opanować nerwowe drżenie warg, wyginających się w półuśmiech, lecz twoje starania spełzają na zamiarach.
- Chcesz się czegoś napić? – chrząkasz nieśmiało, popadając w opary absurdu.
- To jest jakiś żart? – żacha się, ewidentnie zdegustowany – Czemu to robisz? – wzdycha z niezrozumieniem, przecierając dłonią zmarszczone czoło i bezsilnie kręci głową.
- Chciałam z tobą porozmawiać – dukasz niepewnie, zaczerpując co raz bardziej nerwowe hausty powietrza.
- Ale ja nie chcę! Nie rozumiesz?! – podnosi zirytowany ton swojego głosu, a na jego twarzy dostrzegasz wkradające się zgorzkniałe rozczarowanie – Po co ty w ogóle tutaj wracałaś?
- Przyjechałam to wszystko wyjaśnić.
- Co wyjaśnić? – instynktownie podchodzisz bliżej niego, jednak krzyczy z wezbraną wściekłością, wymachując ekspresyjnie rękoma - Co ty chcesz wyjaśniać, co?! – obdarza cię pogardliwym niedowierzaniem - Zdradziłaś mnie, zostawiłaś, wyjechałaś …
- Przysięgam ci, że nigdy cię nie zdradziłam, Michał! – zapierasz się z łamiącym od emocji kruchym głosem i czujesz, jak każde jego zbolałe słowa tnie niewidzialnym zimnym, ostrzem twoje płuca, jak wciąż żywy żal w mieniących się niebieskich tęczówkach przypala cię żywym ogniem.
- Nie przysięgaj, przecież widziałem!
- Codziennie myślałam o tym, żeby do ciebie wrócić – z płaczliwym tonem, przełamujesz granicę i próbujesz dotknąć jego dłoni, jednak momentalnie wyrywa ją, jak oparzony.
- Już mnie to nie obchodzi i tak ci nie wierzę – niemalże cedzi, przez zaciśnięte zęby – Byłaś najgorszym co mnie spotkało i nigdy więcej nie chcę cię już widzieć, dla mnie umarłaś.
Nie trawisz zbyt długo sensu słów, po których padnięciu z jego ust, nawet jego doszczętnie zabolały. Widzisz to w jego oczach, przecież wciąż tak doskonale go znasz, rozumiesz, czytasz z jego twarzy. Ale nie możesz tutaj zostać ani chwili dłużej. Wraz z pierwszą słoną łzą spływającą sromotnie po policzku, zrywasz się do wyjścia i uciekasz, biegnąc przed siebie, jak najdalej od niego, jak najdalej od twojego krwawiącego serca.
W pierwszym odruchu obraca się gwałtownie przez plecy i jego szaleńczo bijące serce wciąż rwie się do biegu za tobą, jednak jego ciało nie wykonuje już żadnego ruchu. Dźwięk szybko przebierających nóg po stopniach drewnianych schodów, zwiastował błyskawiczne pojawienie się zirytowanego Poljańskiego, który podbiegając do Kwiatkowskiego ekscentrycznie popchnął jego bezwładną sylwetkę za ramiona.
- Co ty do cholery robisz? – grzmi wzburzony szatyn, kiedy ręce blondyna zaciskają się na jego koszulce.
- Chciałem po dobroci, ale się nie da – syczy przez zaciśnięte zęby – Posłuchaj mnie uważnie, Kwiato, bo dwa razy powtarzać nie będę. Okłamałem cię, okej? Nigdy nie kochałem Leny ani ona mnie, nigdy nie byliśmy razem, a to co wtedy widziałeś, to była tylko część planu, zwykła mistyfikacja. Ona też cię okłamała, bo siedem lat temu zachorowała na białaczkę, a teraz ma już drugi nawrót i do cholery jeśli mi nie wierzysz spytaj się swojej siostry, bo twoi rodzice i brat też cię kurwa całe życie okłamywali!
- Jaka białaczka, jakie kłamstwa, co ty chrzanisz, Poljan?! – Michał kręci głową z niedowierzaniem i strąca rozluźniający się uścisk blondyna – Chyba fantazja za bardzo cię ponosi – kpi, prosto w jego oczy i wciąż parskając i marszcząc czoło z niezrozumieniem, oddala się do drzwi.


Your heart is gold and how am I the one
That you've chosen to love
I still can't believe that you're right next to me
After all that I've done



A w następnym w końcu grzeszki i intrygi się wyjaśnią.
Na Amstel było bardzo blisko, ale niestety wielki, doświadczony mistrz Gilbert pokonał naszego mistrza. Dzieli ich chyba z 10 lat różnicy, co w kolarstwie jest atutem starszego Belga. Chociaż i tak chylę czoła przed Michałem za to jak odstawił Valverde i van Avearmeta. Jutro Walońska Strzała, a w niedzielę wierzę, że Kwiato wygra drugi monument w tym sezonie Liege-Baston-Liege! Jest niesamowicie mocny w tym sezonie, jak nigdy, będziemy mieli przez niego jeszcze wiele lat powodów do dumy!

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

You have my heart and we'll never be worlds apart.




Kiedy słońce świeci, my świecimy razem
Powiedziałam ci, że będę tu na zawsze
Powiedziałam, że zawsze będę twoim przyjacielem
Złożyłam przysięgę i wytrwam w niej do końca



Czechy, maj 2007.

- Czyli podoba ci się Kwiato? – wargi Gołasia wyszczerzają się w diabelski i dwuznaczny uśmiech, a jego brwi kilkukrotnie unoszą się ku górze dość figlarnie.
- Nie! – niemal się zapowietrzasz i zaprzeczasz gwałtownie, wpatrując się w usytuowaną przed tobą taflę lustra i odbijającą się za twoją sylwetką twarz twojego sąsiada – Skąd taki idiotyczny pomysł? – parskasz przez zaciśnięte zęby i podskakujesz przy tym na czarnym, niewygodnym krzesełku, a kobieta machająca pędzlem po twojej umalowanej twarzy, syczy z niezadowolenia.
- Może stąd, że co godzinę wypytujesz się, czy Michał na pewno wygra Mały Wyścig Pokoju? – dywaguje blondyn, drapiąc się po podbródku – A może stąd, że o bycie hostessą na głównej dekoracji walczyłaś jak lwica, niczym Polska o niepodległość pod zaborami – dodaje, szepcząc tuż nad uchem, ewidentnie się z ciebie naigrywając.
Kobieta, która dba dzisiaj o twoją naganną aparycję, wieńczy swoje dzieło i zwalnia cię z pufiastego siedzenia, dziękując skinieniem głowy. Odwraca obrotowy fotel, a ty mrużysz złowrogo oczy, kiedy spotykasz się spojrzeniem z rozbawionym blondynem.
- To kolejny punkt, który będzie warto dodać kiedyś do mojego CV – strzepujesz wyimaginowany kurz z ramion twojej czerwonej sukienki, idealnie dopasowanej do twojej sylwetki, uwydatniającej duże piersi i odsłaniające zgrabne, długie i opalone nogi.
- Słucham? – prycha z ignorancją - Całowanie kolarzy na podium pasuje do bycia harcerką, przewodniczącą szkoły, siatkarką drugiego zespołu Torunia i bycia wolontariuszem hospicyjnym, jak wół do karety – wylicza skrupulatnie na długich, kościstych palcach, po czym zakłada ręce na krzyż w geście triumfu, w przekonaniu, że celnie cię wypunktował i  zdemaskował.
- Widocznie niewiele rozumiesz z oczekiwań aktualnego rynku pracy – rzucasz kąśliwie, wymijając sylwetkę Gołasia i  opuszczając z nim pomieszczenie.
- Szczególnie adwokackiego – przyznał rozbawiony skinieniem głowy – Nie rozumiem, dlaczego nie chciałaś mu dać swojego numeru telefonu, kiedy o to prosił, albo kiedy udawałaś, że cię nie ma w domu, jak do ciebie przyszedł, a teraz jesteś tutaj – zrobił tajemniczą pauzę - dla niego – dodaje, znacząco akcentując i unosząc brwi z niezrozumieniem – Niedostępną zgrywasz? Kiepsko.
- Przypomnij mi proszę, co ty tutaj w ogóle robisz? – fukasz, starając się zamaskować włosami palące od czerwoności policzki.
- Przywiozłem cię tutaj, dziecko – wywraca aktorsko oczami –  Mam nadzieję, że przez to zostanę chociaż świadkiem na waszym ślubie – wkłada ci sprytnie palce pomiędzy żebra, a ty niemal upadasz przez nieskoordynowany ruch w niebotycznie wysokich szpilkach, jednak Goły w porę wykazuje się nieocenionym refleksem.
- Wygląda na to, że dzisiaj wygra Rafał! – krzyczy niemal z daleka rozentuzjowany Marcin, który powoli postanowił zrezygnować ze swojej czynnej miłości do rowerów i obrać inną życiową ścieżkę. Parę kroków dalej kroczy koło niego średniego wzrostu szatyn, poruszający się o dwóch kulach i prawej nodze w szynie gipsowej.
- Jaki Rafał?! – pociągasz Gołasia za rękaw bawełnianej koszulki z przerażeniem rozszerzającym twoje czarne źrenice – Mówiłeś, że wygra Michał! Ja pitole Goły, ja cię zaraz rozszarpię!
- Przynajmniej będzie to męczeńska śmierć – mamrocze pod nosem rozbawiony młodszy z braci, a starszy wybucha niepohamowanym śmiechem, niemal pokłada się i turla w błocie ze śmiechu. Masz nieprzejednaną ochotę utopić w gęstej, błotnistej cieczy jego trzęsący się ze śmiechu łeb.
- O kurwa – próbuje się opanować i powoli wstaje z kolan – Słyszeliście jaka panika w głosie? – jedną dłonią łapie się za bolący od śmiechu brzuch, a drugą opiera o twoje ramię – Jemu chodziło o to, że Majka wygra dzisiejszy etap, generalka jest nie do ruszenia, wyluzuj – dotyka ręką twoich włosów z zamiarem ich roztrzepania, jednak w ostatniej chwili trącasz jego dłoń i mrużysz nieprzejednanie oczy.
- To nie było śmieszne.
– Radek – zwraca się do kulejącego chłopaka, który podnosi brwi ze zdziwieniem, lecz palcem ordynarnie wskazuje na ciebie – To będzie kiedyś twoja bratowa, moje kondolencje.
- Nie masz za grosz kultury, Gołaś! Palcem się nie pokazuje, ty wieśniaku chowający się razem z bydłem – warczysz nieprzyjemnie, czując się skrępowana i zażenowana głupimi docinkami twojego sąsiada przy bracie Michała, więc odchodzisz nadeptując, długą, kremową szpilką z pełną premedytacją na stopę blondyna, który wydaje z siebie przeciągły jęk i przez jeszcze kilka chwil jego krzyk przeszywa powietrze na kawałeczki.


Stoisz z lekko drżącymi kolanami, uginającymi się zdradziecko, kiedy tylko masz wykonać ostrożny krok w stronę podium.  Przygryzasz nerwowo dolną wargę, jednak po chwili, kiedy Michał wchodzi na najwyższy stopień, lęk i niepewność spinające wszystkie twoje mięśnie zanikają.  Unosi ręce ku górze w wyrazie triumfu w klasyfikacji generalnej i odbiera zasłużoną nagrodę oraz puchar z rąk dwóch mężczyzn.  Podpierasz się na ramieniu szatyna i wstępujesz na schodek równolegle z drugą hostessą stojącą po jego lewej stronie. W chwili, w której Kwiatkowski powinien jeszcze przez chwilę celebrować trofeum w błysku fleszy, odwraca powoli głowę i ze zdradzającym go błyskiem w źrenicy obdarza cię zaskoczonym, rozbieganym spojrzeniem.
- Lena? Co ty tutaj robisz? – z jego rozwartych ze zdziwienia ust wybrzmiewa przełamany nutą radości głos.
- Niespodzianka – uśmiechasz się niepewnie i podnosisz na niego nieśmiało spuszczoną do tej pory głowę. Słyszysz okrzyki i przeciągłe gwizdy chełbiące twoją wyeksponowaną dziś urodę oraz namiętne spojrzenia rzucane na twoje odsłonięte atuty wśród zgromadzonego tłumu mężczyzn. Jednak ty szukasz podziwu tylko w jego ciepłych, niebieskich tęczówkach, w których dobrowolnie pragniesz utonąć. Schylasz się wraz ze współtowarzyszką, by uhonorować głównego zwycięzcę. Muskasz wargami jego policzek i przywierasz na nieco dłużej niż brunetka po drugiej stronie. Kiedy odklejasz usta od jego miękkiej w dotyku skóry, słyszysz przeciągły gwizd i przeciągły pomruk, który pochodził, jak bezbłędnie weryfikujesz z warg Gołasia. Ścierasz kciukiem pozostawiony ślad szminki z lica Michała, gładząc go delikatnie obuszkiem kciuka, kiedy on zerka na ciebie nieśmiało, czerwieniąc się na twarzy.
- Moje gratulacje – szepczesz z ciepłym uśmiechem i oddalasz się, chcąc opuścić podium, jednak jego dłoń skutecznie zaciska się na twojej talii i przyciąga stanowczo do siebie. Zatrzymana w jego objęciach, zderzasz się z jego sylwetką, by po chwili przylgnąć do niej zbyt blisko i wstrzymać oddech niestosowna bliskością. Spuszczasz głowę i próbujesz uciec wzrokiem w bok na wszystkie strony, kiedy serce bije ci jak oszalałe, chcąc wyrwać się z piersi i być jak najbliżej niego.
- Dzisiaj mi nie uciekniesz – wyszeptuje gdzieś tuż nad twoim uchem, wtapiając swoją twarz w twoje pachnące piżmem i pomarańczą włosy.
- Nie mam takiego zamiaru – podnosisz na niego swój wzrok i spadasz co raz szybciej, co raz głębiej, co raz mocniej, w jakąś magiczną, niewidzialną bezdenną głębinę błękitu.
- Poczekaj na mnie chwilę, jeden dziennikarz, krótki masaż i szybki prysznic – łapie cię delikatnie za rękę, a ty masz wrażenie, jakby złapał cię za serce – A potem zabieram cię do Pragi, mam nadzieję, że tam na randce jeszcze nie byłaś.
- Na randce nie – kręcisz delikatnie głową, a kąciki ust wyginają się samoistnie. Nim odwraca się plecami, poprawia jedynie twój niesforny kosmyk włosów, wkładając go w odpowiednie miejsce za uchem.
- Do zobaczenia – odchodzi z filuternym uśmiechem na ustach, a ty wstępujesz pomiędzy tłum i nawet nie przejmujesz się zbytnio, że za chwilę usłyszysz z ust Gołasia kolejne żarty i przedrzeźnienia. Jest ci zupełnie wszystko jedno. Błogi stan unoszący cię ponad błotnistą ziemię, wynoszący gdzieś ponad bosy spacer na kłębkach białych chmur, które pieszczą żarliwe słoneczne promienie. Czujesz się taka lekka, a jednocześnie nosisz w sobie wszystko, chcąc obdzielić wszystkimi tętniącymi barwami każdego z osobna.
- A co ja mam zrobić, żeby następnym razem dostać takiego soczystego buziaka od takiej piękności?
Spoglądasz przez plecy z przygryzioną wargą, w miejsce skąd dochodził kaleczony polski język z rozbrajającym akcentem. Spocony chłopak wciąż siedzący na swoim rowerze, zdejmuje kask i przeczesuje dłonią mokre włosy, po czym lustruje cię ognistym spojrzeniem, które przepala ci skórę.
- Obawiam się, że nie jesteś wystarczająco dobry – prychasz i kręcisz powątpiewająco głową, nieco zła faktem, iż nieznany ci intruz przekuł twoją mydlaną bańkę, raptownie sprowadzając na ziemię.
- Mogłabyś się przekonać i wtedy zweryfikowałabyś swoją błędną tezę – uniósł enigmatycznie do góry jedną brew i obdarzył cię nieprzyzwoitym, szelmowskim uśmiechem.
- Jesteś taki pewny siebie?
- Jestem po prostu najlepszy, piękna – stwierdza zuchwało i zniża uwodzicielsko ton swojego głosu, delikatnie się nad tobą pochylając, czym zaburza strefę twojego komfortu.
- Dzisiaj nie byłeś, Alvaro – kładziesz dłoń na jego pierś i znacząco odpychasz, patrząc na chłopaka z politowaniem, a on jedynie parska niewezbranym śmiechem.
- Jestem Peter, Peter Sagan, jestem i będę najlepszym kolarzem, jak wgłębisz się w temat bardziej, to się do mniej odezwij – puszcza ci uwodzicielsko oczko, powoli zawracając swoim rowerem – Michał ma mój numer, jakby co.
- Widzę, że poznałaś Petera, mówimy Piotrek, z racji tego, że urodził się jedynie 50 kilometrów od polskiej granicy – zauważa rezolutnie stojący obok ciebie Gołaś w dość prześmiewczym tonem i skubiąc nerwowo dolną, spierzchniętą wargę.
- Jest taki dobry, jak o sobie mówi?
- Powiedziałbym, że jest nawet bardzo dobry, tylko dość specyficzny – żacha się i spogląda na ciebie wymownie – Ma osobliwe upodobania, bardzo lubi szczypać ładne dziewczyny w tyłek, albo dotykać ich piersi , więc ciesz się, że nie musiałaś go dzisiaj honorować.



Nie ma odległości pomiędzy naszą miłością
Więc idź naprzód i pozwól deszczowi lać
Będę wszystkim czego potrzebujesz i więcej



Toruń, lipiec 2007.

- Kiedy wygrywam po ataku mówią, że grupa nie goniła mnie wystarczająco, a jak finiszuje z peletonu, to że trzymałem komuś koło i miałem szczęście – wzdycha smutno i przeczesuje dłonią włosy, po czym ukrywa zmęczoną twarz w szorstkich dłoniach, zamaszyście nimi pocierając i kręcąc przecząco głową.  Sznurujesz swoje wargi, a po chwili przetrawionej ciszy, zeskakujesz z białej komody na której uprzednio siedziałaś z bezwładnie wiszącymi nogami i podchodzisz do swojego łóżka, na którego skraju siedzi Michał.
- Daj spokój – trącasz go delikatnie łokciem i zaciskasz dłonie na skrawkach materiału - Dla niewłaściwych ludzi cokolwiek zrobisz będzie nieodpowiednie. Jesteś naprawdę dobry, a twoja rodzina naprawdę mocno cię wspiera, widziałam.
- Tak – mruży oczy pod wpływem promieni słonia przedostających się przez szczeliny okna - Przepraszam, że musiałaś ostatnio spędzić cały dzień z moim bratem.
- Jazda autem w twoim tempie rekonesansu i śpiewanie piosenek Bon Jovi z Radkiem nie były straconym czasem – gwałtownie zaprzeczasz, mimowolnie się uśmiechając na samo wspomnienie wszystkich fałszów, w których toczyliście wyrównany pojedynek.
- Myślałem, że mi kibicowaliście, a nie koncertowaliście – obrusza się z przełamującym filuternym uśmiechem rysującym się na jego opalonej twarzy, na której odznaczają się blade ślady po okularach i zapięciach od kasku.
- Zazdrośnik – wywracasz komicznie oczami i delikatnie wystawiasz koniuszek języka.
- Wcale nie – zaprzecza gwałtownie – Jak on w ogóle przeżył twoje solowe występy?
- Podobnie, jak twoje ostatnie kryterium w Krakowie, nie chciał tego oglądać – śmiejesz się perliście, a szatyn dźga cię w żebra z niewdzięcznym wyrazem twarzy. Reflektujesz się za znienawidzoną zaczepkę i chwytasz rąbek materiału, satynowej poduszki zdzielając go siarczyście po głowie. Jego spryt i refleks pozbawiają cię jednak dość szybko śmiertelnej broni, którą bezskutecznie starasz się wyrwać już z jego uścisku.
- Oddaj – jęczysz błagalnie, chcąc sięgnąć po poduszkę, którą błyskawicznie chowa za swoimi plecami. Twoje łapczywe ruchy kończą się nie tylko fiaskiem, ale skutkują również zbyt ciasną przestrzenią pomiędzy waszymi ciałami. Naelektryzowane powietrze spala się jaskrawym płomieniem i pali na twoich rozwartych wargach, na których szatyn przelotnie skupia swoje spojrzenie. Możesz nawet skrupulatnie policzyć wszystkie krople potu na jego czole. Przełyka głośno ślinę, kiedy wstrzymujesz drżący oddech i odchrząkuje znacząco, przez co wydaje ci się, że dzielący was dystans znacznie się powiększa.
- Wiem, że ostatnio nie udało nam się wyjść ani do kina, na bilard, kręgle i karting – zagaja słabym, niemal niesłyszalnym głosem, wędrując rozbieganym spojrzeniem po każdym zakamarku, skutecznie unikając nieroztropnego spojrzenia w twoje wyczekujące tęczówki - Ale jeśli możesz zarezerwuj sobie trzeci weekend lipca.
- Nie bardzo rozumiem – opadasz na pościel, mrucząc niewyraźnie i uważnie przyglądając się, jak nerwowo i  niecierpliwie bawi się swoimi nieco drżącymi palcami dłoni.
- Chciałbym, żebyś pojechała ze mną na mistrzostwa Europy do Bułgarii – mówi na wydechu po głębszym zaczerpnięciu powietrza i z niepewny   twojej reakcji, przygląda ci się badawczo.
- Żartujesz? – mrugasz kilkukrotnie rzęsami, zupełnie zaskoczona jego słowami.
- Mówię poważnie, czemu nie miałabyś sobie zrobić krótkich wakacji?


Masz moje serce
I nigdy nie będziemy oddzielnymi światami
Być może w gazetach
Ale ty nadal będziesz moją gwiazdą
                                                        

Bułgaria, lipiec 2007.

Wygrał. Został mistrzem Europy Juniorów. Był najlepszy, najszybszy i najsprytniejszy ze wszystkich, którzy teraz z zawiedzionymi nadziejami przekraczają kolejno linię mety. Wielcy znawcy i łowcy talentów już dzisiaj zachwycali się jego absolutnie wspaniałą techniką, inteligencją taktyczną, płynnym poruszaniu się w peletonie i boską smykałką do kolarstwa. Już w jutrzejszej prasie młody, polski cyklista miał zostać nazwany ‘bałkańskim tygrysem’ i zostać okrzyknięty nadzieją polskiego kolarstwa. Od jutra dla całego kraju miało stać się jasne, to co za oczywiste niewielu uznawało już wcześniej.
Nie możesz opanować spływających po czerwonym policzku łez radości, których słony smak na ustach jest zbawienny dla mocno płonącego serca. Przez szklące się oczy nie jesteś w stanie nawet dokładnie dostrzec jego miny i wszystkich emocji, które popchały go do przyjazdu pod barierki za strefą. Jego ojciec ściska go mocno, a brat poklepuje po plecach, wciąż uwalniając wezbrane emocje w długim, przeszywającym krzyku, tnącym powietrze na kawałki. Jednak po chwili to w twoich ramionach tkwi najdłużej. Zatapiasz się w czeluściach jego uścisku, zaciskając kurczowo dłonie na śliskim materiale jego koszulki i choć tak bardzo nie chcesz, to musisz go puścić.
- Jesteś najlepszy, Michał – odchylasz głowę i opierasz swoje czoło o jego, błądząc gdzieś drżącą dłonią po jego karku.
- Przestań płakać, głupia – zaśmiewa się cicho i z szerokim uśmiechem, przeciera delikatnie kciukiem mokry obszar pod twoimi świecącymi się oczami – Zaraz wrócę.
Nie wrócił ani za chwilę, ani za kwadrans, ani za godzinę. Rzesza fotoreporterów, dziennikarze, sponsorzy, dyrektorzy pojmali w swoje paszcze juniora, a to wszystko jeszcze na długo przed dekoracją i świętowaniem. Jesteś z niego równie dumna, co stojący obok ciebie pan Wojciech, czy Radek, odbierający z entuzjazmem telefony kierowane do Michała. Wiesz ile codziennie poświęca, by każdego dnia być w jak najlepszej dyspozycji i ile wyrzeczeń niesie za sobą droga do profesjonalizmu, jaką sobie objął. Ile ciężkiej pracy, autentycznego potu, bólu i prawdziwej krwi go to wszystko kosztuje. Walka o marzenia, o swoją pasję, to ciężkie kroki. Wszystko jest idealnie zaplanowane, długofalowy rozwój, plan i inwestycja. Każdy dzień jest skrupulatnie rozpisany treningowo, siłowo i dietetycznie. Zastanawiasz się, czy pomiędzy szkołą, treningami, a zawodami mogłoby być miejsce dla ciebie. Wiesz, że nigdy nie wygrasz z kolarstwem i nawet nie zamierzasz z nim konkurować. Może jedynie chciałabyś kiedyś być równie ważna dla niego jak rower. Cokolwiek by się stało i miało zmienić po dzisiejszym wielkim sukcesie, wiesz, że on wciąż pozostanie sobą, skromnym chłopakiem z Działynia, który jedzie po swoje marzenia i cokolwiek miałoby się zmienić, to chcesz, żeby wiedział, że zawsze może na ciebie liczyć i zawsze będziesz go wspierać całym sercem. Sercem, które pęka, kiedy widzi, jak strzela na wysokim podjeździe i zostaje z tyłu grupy, serce, które płacze za każdym razem, kiedy upada w kraksie, serce, które rwie się do walki za każdym razem, kiedy i on zaczyna atakować. Twoje serce chyba już do niego należy.
Jesteś tutaj dla niego. Świętujecie wszyscy razem, świetnie bawiąc się na złotych piaskach i nad Morzem Czarnym, w strojach kąpielowych i z kolorowymi parasolkami w napojach. Choć to Michał ma dzisiaj największe powody do świętowania, to o dziwo nie jego szklanka jest wypełniona wysokoprocentowymi trunkami. Słońce właśnie mozolnie zachodzi za horyzontem, roztaczając swą aurą zaróżowiałą paletą barw. Delikatny porywczy wiatr przemyka pomiędzy kosmykami twoich włosów i muska pieszczotą skórę, jak najczulszy kochanek. Prozaiczny, nadmorski zapach unosi się magicznie ponad ziemią wraz z mieniącym się lekkim powietrzem. Michał niesie cię na plecach przy brzegowej linii, a ty szczelnie oplatasz nogami jego sylwetkę, przylegając nagim ciałem, przez który przechodzi zimny dreszcz w ten kontrastujący upalny dzień. Zaśmiewasz się w głos z jego kolarskiej opalenizny i nawet nucona pomrukiem przez niego piosenka Princea  o najpiękniejszej dziewczynie na świcie nie jest w stanie cię zmiękczyć. Zrzuca cię tylko na chwilę, by podejść przywitać się z trenerem. Tylko przez chwilę błogie fale obmywają twoje bose stopy, gdyż niespodziewanie rozpędzony i biegnący w twoją stronę Sagan, chwyta cię w tali i przerzuca przez plecy, sunąc na przekór niespokojnym wodom i wrzucając cię z dźwięcznym rozbryzgiem w głęboką morską toń.
- Cholera jasna, Peter! – podnosisz swój krzykliwy ton i wyswobadzasz się spod jego przytłaczającego balastu, podążając sukcesywnie do brzegu przemoknięta od stóp do głów. Zanurzasz bose stopy w ciepłym piasku, podążając do rozpalanego przez Poljańskiego ogniska, skutecznie ignorując i puszczając mimo uszu nawoływania Słowaka. Duszne powietrze pomieszane z gorącym płomieniem w ułamku sekundy osusza twoje ciało i włosy, które układają się niemal w wystylizowane fale największej filmowej gwiazdy.
- Peterek zmoczył ci ciałko? – blondyn zdusza parsknięcie na końcu ust, przystawiając do nich wierzch dłoni, po czym dorzuca do płonącego słupa długą gałąź.
- Pilnuj lepiej swoich siatkareczek, bo widzę, że Peterek chętnie nimi się zajmuje – przedrzeźniasz Pawła z sączącą się z wykrzywionych ust niepochlebną ironią, po czym siadasz przy płonącym ognisku i z nostalgią podciągasz kolana pod brodę. Gorące płomienie obejmują suche drewno, a ciebie czyjeś męskie dłonie, skrzętnie zarzucające na twoje nagie, niczym nie okryte ramiona dużą bluzę. Pociągasz lekko nosem spod przymkniętych błogo powiek i od razu bezbłędnie rozpoznajesz zapach Michałowych perfum. Szatyn przysiada za twoimi plecami, obdarzając cię delikatnym uśmiechem i ciepłym dotykiem obejmujących cię ramion. Przylegasz plecami do jego przesłoniętej bawełnianym materiałem piersi, od której czujesz nierytmiczne, przyspieszone bicie jego serca. Wstrzymujesz w płucach oddech przesiąknięty jego zapachem, ogień trzaska pomiędzy konarami, krzyki, piski i śmiechy wypełniają nagrzane powietrze, a w tle rozbrzmiewa Coco Jambo, co wzbudza entuzjazm tłumu. Wiedziałaś, że nie przepada za publicznym pokazywaniem, jak nieudolnie podryguje do muzyki, ale nie spodziewałaś się, że zostaniesz nagle siłą pociągnięta za rękę i trafisz prosto w ramiona Sagana.
- Mogę prosić? – Słowak nie czekając na twoje uprzednie przyzwolenie, ściąga z ciebie wierzchnią odzież i rzuca szarą, bluzą w zdezorientowanego Kwiatkowskiego, po czym porywa cię wprost do wirującego tłumu. Nie musisz się odwracać, by czuć zbolałe spojrzenie Michała. Mimowolnie podrygujesz do taktów muzyki, jednak wijący się nadmiernie ekspresywnie i prowokacyjnie Słowak, zmusza cię do grzecznego podziękowania.
- Naprawdę nie rozumiem co ty widzisz w Kwiatkowskim – parska, kręcąc głową z niedowierzaniem i przybierając swój przebiegły uśmiech chochlika. Stoicie naprzeciw siebie, wśród trącających was łokciami ludzi, mierząc się niezrozumiałymi spojrzeniami – Jestem niezaprzeczalnie przystojniejszy i to ja wielokrotnie byłem od niego lepszy na trasie. To ja jestem nadzieją, która podbije kolarski świat – jego pewność siebie bije z porażającą odrazą.
- Być może – wzruszasz bezwiednie ramionami – Ale dla mnie on zawsze będzie lepszy od ciebie – dodajesz z ignorancją, szepcząc mu nad uchem dobitnie ostatnie słowo, mając głęboką nadzieję, że utrwali się ono gdzieś w mózgowych zwojach. Odwracasz się z pewnością na pięcie, jednak nie dostrzegasz nigdzie znajomej ci sylwetki, a jedynie pozostałą w jego miejscu odzież. Zakładasz ją na ramiona, skrzętnie naciągając zbyt długie rękawy i dopadasz do Poljańskiego flirtującego z uroczą blondynką.
- Gdzie on jest?
Paweł niechętnie i z przekąsem kiwa głową w stronę, w której natychmiast lokujesz swój wzrok. W oddali rejestrujesz postać samotnie stąpającą przy brzegu rzeki, a z każdym krokiem bliżej, rozpoznajesz w niej Michała, który sukcesywnie rzuca kamieniami do morza. Przez chwilę głuchą ciszę wypełnia tylko szum fal i powiew lekkiej bryzy, przemykającej gdzieś pomiędzy kosmykami twoich włosów.
- Nie lubisz hucznych imprez? – pytasz, a na dźwięk twoich słów jego sylwetka odwrócona do ciebie plecami wyraźnie się prostuje.
- Wystarczy, że Peter lubi – parska żałośnie – Idealnie się w nich odnajduje – odprowadza wzrokiem ostatni, najdalej lecący kamień i otrzepuje dłonie z brudnego piasku.
- Chyba dzisiaj trochę tobie zazdrości tej koszulki mistrza – pocierasz dłońmi o ramiona, a on ostrożnie zerka przez plecy. Mogłabyś przysiąc, że kąciki jego ust lekko drgnęły w półuśmiech, kiedy dostrzegł, że z powrotem przywdziałaś jego bluzę.
- Nie tylko koszulki – mamrocze niewyraźnie pod nosem, spuszczając głowę i dłubiąc nogą w kupie mokrego piachu – Dzisiaj byłem lepszy, ale to o nim mówią, piszą i wróżą wielką karierę, to jego chcą już dzisiaj kluby z kolarskiej elity – odwraca się do ciebie, wsuwając nonszalancko dłonie do kieszeni spodni, nie walcząc nawet z wiatrem buszującym mu po głowie – Poza tym jest taki super, zabawny, towarzyski, otwarty i przystojny.
- Zabawne – kręcisz z rozbawieniem głową – Przed chwilą to samo sam o sobie powiedział.
- I dałaś się przekonać? – unosi obydwie brwi ku górze, marszcząc znacząco czoło i siada tuż na linii brzegu.
- Pytasz czy też tak uważam? – dywagujesz i kucasz obok niego, nie spuszczając swojego lustrującego spojrzenia z jego twarzy.
- Chyba tak – uśmiecha się niepewnie sam do siebie z pustym wzrokiem, skupionym gdzieś w niezidentyfikowanym, martwym punkcie.
- Nie mogę powiedzieć, nie jestem obiektywna – rozkładasz bezradnie ręce i wydymasz wargi, kręcąc głową.
- Po prostu powiedz co myślisz – szepcze, powoli odwracając głowę i zawiesza swoje roziskrzone diamentami niebieskie tęczówki w twoich. Serce szybciej tłoczy krew, oddech miarowo się spłyca, a twoją twarz błogo owiewa, jego słodki oddech.
- Dla mnie to ty jesteś i zawsze będziesz najlepszy, Michał – niemalże szepczesz bezsilnie z błagalną nutą emocjonalnego przekonania i nieśmiało gładzisz wierchem dłoni jego policzek - We wszystkim.
- Lena … - cichy jęk wydobywa się z jego drżących warg - Nie mów tak, proszę – bezsilnie przymyka powieki, nie potrafiąc już zapanować nad niekształtnym dźwiękiem swojego głosu.
- Chciałeś wiedzieć co myślę, a ja po prostu tak czuję – wyjaśniasz pospiesznie, gdyż wasze twarze dzieli jedynie kilka centymetrów, gęstego, nabrzmiałego i rozgrzanego powietrza.
- Ty nic nie rozumiesz – kręci niemo głową z dezaprobatą i opierając swoje czoło o twoje, oznajmia ci melodyjnie prosto w oczy - Ja się w tobie zakochałem, Lena.
- A myślisz, że powiedziałabym ci to, gdybym i ja w tobie nie była? – wyszeptujesz końcem warg, które po chwili zostają delikatnie muśnięte przez jego usta. Czujesz, jakby ktoś odciął ci na chwilą prąd, a zwarcie spowodowało sylwestrowy wystrzał fajerwerków i sztucznych ogni w twojej głowie. Myśli kłębią się jedynie w około jego osoby. Wciąż obejmuje twoje wargi swoimi, czule, powoli i miękko. Słodkość wylewa się na twoje serce i roztapia twoje serce na miękko papkę, wciąż żarliwie bijącą w twoich piersiach. Wszystkie bodźce z zewnątrz przestają do ciebie docierać, a mięśnie w nogach wiotczeją. Delikatnie wsuwasz swoją dłoń muskającą jego kark i wplatasz we włosy, przyciągając jego twarz jeszcze bardziej bliżej swojej. Po chwili napiera na ciebie bardziej i rozsuwa sprytnie swoim językiem twoje ściśnięte wargi, dogłębnie penetrując twoją szczękę i zabawiając się z twoim podniebieniem. Jęczysz cicho wprost w jego usta i siadasz okrakiem na jego kolanach, czując jak przykłada swoją wędrującą dłoń do twoich pleców. Odrywa się z kleistym oddechem, aby zaczerpnąć haust zbawiennego powietrza, uśmiechając się szeroko, a ty kładziesz swoją dłoń, gładząc jego policzek.
- Nigdy mnie nie zostawiaj, Lena.


Teraz kiedy pada bardziej niż zwykle
Wiedz, że nadal będziemy mieli siebie
Możesz stanąć pod moim parasolem






Dzisiaj same wspomnienia z przeszłości. Petera nie darzę jakoś wielką sympatią, nie tylko dlatego, że rywalizuje z Michałemod wieku juniora. Słodko? Do czasu. Tak, tutaj Michał będzie do bólu idealny, bo taki ma być. Ja takiego go widzę. Skromnego człowieka, który odbija się od dna, przez którego pokochałam kolarstwo. W tym tygodniu Kraj Basków, ale już od 16 zaczynamy ardeński tryptyk i alezz Kwiato!