sobota, 25 marca 2017

Would you fall in the name of love?



If I told you this was only gonna hurt
If I warned you that the fire's gonna burn
Would you walk in? Would you let me do it first?
Do it all in the name of love


- Boże – twój cichy, przeciągły jęk, przecina zastygłe powietrze, unoszące się od nagrzanego asfaltu – Co ja tutaj robię, Paweł?
Blondyn poprawia na ramieniu niesforny, spadający pas od swojej torby i patrzy na ciebie z politowaniem. Jesteś niespokojnym kłębkiem nerwów, chodzącym nerwowo wokoło niewielkiego, srebrnego suzuki i stukając niecierpliwie długimi paznokciami w dach auta.
- Przyjechałaś odebrać mnie z lotniska – zauważa rezolutnie zmęczony Poljański, schylając się po swoje pakunki i pakując je energicznie do bagażnika – Stań w miejscu, bo zaraz dziurę zrobisz – mruczy pod nosem, zatrzaskując klapę bagażnika i kręcąc z dezaprobatą głową. Tak cholernie bardzo pragniesz go znowu zobaczyć, stanąć twarzą w twarz, spojrzeć w jego niebieskie tęczówki, dostrzec w nich choć cień jakichkolwiek żywych emocji, usłyszeć ten charakterystyczny przeciągły głos i roześmiać się w duchu, że jakkolwiek mógłby się zmienić, to jednak odstające uszy zawsze pozostaną. Tak cholernie boisz się jego reakcji, że w ogóle cię nie pozna, że nie będzie chciał nawet na ciebie spojrzeć, ze twój zaplanowany scenariusz pęknie, jak bańka mydlana i nawet stojący obok Paweł nie będzie w stanie przekonać Michała, żeby was wysłuchał. Skrupulatnie układałaś sobie w głowie wiele wersji wydarzeń, kiedy oni ścigali się w Brazylii i nikt nie przeczuwał zbliżającej się katastrofy. Poszłaś za radą Poljańskiego, żeby poczekać do Igrzysk i niemal się nie rozmyśliłaś i całkowicie zwątpiłaś w jakikolwiek sens wracania do przeszłości, która dla nikogo oprócz ciebie nie ma już najmniejszego znaczenia.
- Lena?
- Hmm?
- Tak sobie pomyślałem, że może świecisz się w badaniu, bo masz jakieś zapalenie – spogląda na ciebie niepewnie, a widząc twój przeszywający wzrok, zdusza cisnące się na jego usta słowa.
- Cholera, Paweł – klniesz siarczyście – Jestem w ostatnim roku remisji, jakie zapalenie?
- Nie odebrałaś wyników.
- Bo i tak je znam, zamknij się już i nie szukaj sztucznej nadziei.
- Lena …
- Czemu to tak długo trwa? – obracasz się w stronę blondyna plecami, przygryzając z zniecierpliwieniem dolną wargę.
- Michał odwalił dla Rafała kawał dobrej roboty w Rio, myślę, że dziennikarze też to docenili – wzrusza bezwiednie ramionami – Nie mniej, to Zgredek dzisiaj prędko z lotniska nie wyjdzie.
- Zgredek? – spuszczasz głowę i patrzysz na Poljana spode łba rozbawiona - Serio, mówicie tak na Majkę?
- Pasuje, prawda? – odpowiada z szerokim uśmiechem, jednak kiedy dostrzegasz, jak przenosi swoje spojrzenie gdzieś ponad twoją głowę, a z jego twarzy znika jakakolwiek radosna zmarszczka, gwałtownie spinasz wszystkie mięśnie swojego ciała. Twoją uwagę przyciąga jednak niedbale parkujące obok was auto, z którego wysiada średniego wzrostu szatyn, poprawiając odruchowo opadające, przeciwsłoneczne okulary i macha ręką w stronę, w której utkwiło spojrzenie Pawła.
- Radek – rozpoznajesz machającego brata Michała, który obraca głowę w twoją stronę i powoli zsuwa z nosa ciemne szkła. Lustruje cię, przymrużając swoje szare tęczówki i z wygiętymi nienaturalnie wargami, jednak w jednej sekundzie rozwiera szeroko oczy.
- Lena? – niemalże krzyczy z niedowierzeniem, kiedy do starszego z braci Kwiatkowskich podchodzi Gołaś, przybierając to samo idiotyczne, zaszokowane oblicze. Przełykasz nerwowo ślinę i z piekielnie mocno bijącym sercem, odwracasz się na pięcie, dostrzegając jego zatrzymaną kilka metrów dalej sylwetkę. Czujesz, że serce niemal chce wyskoczyć z twoich piersi, wciąż tak szaleńczo bijąc na jego widok, jak siedem lat temu. Wstrzymujesz drżący oddech, by tylko nie myśleć o obolałych, wciąż niezrośniętych miejscach pod skórą, pozostałych po rytmicznych uderzaniach żeber. Od momentu, w którym Michał lustruje cię swoim wyblakłym, odartym z iskry emocji spojrzeniem, każdy haust metalicznego w posmaku powietrza, przypalał jaskrawym ogniem, rozrywane w strzępy płuca. Pękasz na zrośniętych szwach, rozrywasz się na załatanych dziurach i rozpadasz się w miejscach, do których nie powinnaś wracać, ponieważ topisz się w głębi jego chłodnych, niebieskich, niezamąconych zbędnym uczuciem tęczówek.
- Wiedziałeś, że tutaj będzie – szorstki zarzut spływa z jego spierzchniętych ust przeszywa goryczą - Wiedziałeś i nic mi wcześniej nie powiedziałeś? - Rozwarte wargi Poljańskiego nie wydobywają z siebie dźwięku, gdyż uprzedza go kpiarskim parsknięciem – No tak, zawsze miałeś do niej słabość - kręci głową z niedowierzaniem, uśmiechając się ironicznie i nerwowo przygryza dolną wargę - Z resztą to nieważne – zerka przelotnie na swojego przyjaciela, machając lekceważąco ręką, po czym beznamiętnie patrzy przed siebie i miażdżysz usta – Wybacz, że nie spytam co u ciebie słychać po tylu latach, ale bardzo się spieszymy, poza tym nie mam ochoty na wspomnienia z dawnych lat -  odchodzi, a ty zaciskasz posiniaczone od ciężaru jego słów powieki. Parskasz żałosnym śmiechem i kręcisz głową z pogardliwym niedowierzaniem dla własnej naiwności i bezpodstawnego żaru tlącej się w głębi nadziei. Nadziei, którą nosiłaś w sobie kiedy przyjechałaś do Polski, którą miałaś jeszcze przed chwilą.
- Brat, gdzie ty idziesz? Na wycieczki ci się zebrało? – krzyk Radosława roznosi się tuż na twoim uchem – Kurwa, wracaj tutaj.
- Chyba nie myślałaś, że Michał ucieszy się na twój widok – Gołaś prycha z ignorancją, obdarowując cię rozdrażnionym spojrzeniem - Nie jesteś tu przypadkiem prawda? - Przeczesujesz nerwowym ruchem dłoni włosy, spoglądając na niego z niepewnością.
- Chcesz rozgrzeszenia, pokuty i zadośćuczynienia? - zakpił tonem nasączonym złością i wciąż żywą pretensją, a jego kąciki ust drgają w kwaśnym uśmiechu.
- Nic nie wiesz - warczysz przez zaciśnięte usta z bezsilności, kiedy Paweł próbuję cię uspokoić - Nie wiesz jak było naprawdę - dodajesz pospiesznie ze stłumionym przez żal głosem.
- Nie mam prawa cię oceniać Lena, ale mam prośbę, nie wracaj- zaciska niecierpliwie wargi, które po chwili miażdży i składa ręce, przytykając je do ust, jakby uważnie ważąc kolejne słowa, których wcale nie miał wcześniej przygotowanych w głowie -  Wszystko się zmieniło, rozumiesz? - podnosi na ciebie swój wzrok przepełniony szczerością, a swój głos okrasza niezaznaną ci dzisiaj łagodnością i troską - On jest szczęśliwy, pogodził się z Poljanem, kocha Alę i rower, ma na koncie mistrza świata, życiowy transfer, trudny sezon i słabszą formę, dopiero co się pozbierał, nie rozpieprzaj tego - jego głos zniża się do błagalnego szeptu, a ty przeczesujesz drżącymi dłońmi pasma swoich włosów, zasłaniając gorzką łzę płynącą spod zaciśniętych powiek, spływającą po przygryzionych  wargach  -  Siedem lat to kupa czasu, ale na twój powrót zawsze będzie za wcześnie - czujesz jego ciepłą dłoń na ramieniu, dotyk przenikający przez bawełniany materiał koszulki, pokrzepiający gest, który jest jednocześnie przyczyną wewnętrznego rozpadu. Rozpadasz się na posiniaczone kawałki od silnego obuchu kamiennych słów, których ostre krawędzie porysowały pozostałości po złamanym sercu. Strącasz jego rękę z całą bezsilną złością i wymijasz jego sylwetkę. Idziesz przed siebie instynktownie, skręcając tuż za rogiem. Niewielkie krople sierpniowego deszczu spadające z nagromadzonych na niebie kłębiastych chmur rozbryzgują się dźwięcznie na asfalcie, mocząc końcówki twoich włosów. Powiew wiatru przynosi ukojenie dla poszarpanych płuc, przesiąka pod skórę, nawet do tych jej zakamarków, w których wciąż przechowujesz jeszcze ślady twojego oddechu, dotyku i zapachu. Z całą wypełniającą cię niepewnością przysiadasz bezszelestnie obok niego na ławkę, z niecierpliwą żarliwością w czeluściach tęczówek lustrujesz jego sylwetkę, szarą, zroszoną, klubową bluzę, perlące się się na konturach twarzy krople deszczu oraz drżące, przymknięte powieki. Melodia jego głosu, która przerywa nabrzmiałą i utkaną gęstą pajęczyną ciszę przepływa z błogością przez twoje uszy i dotyka nadwrażliwego miejsca, gdzieś na samym dnie duszy.
- Kiedy w końcu przestało mnie obchodzić, gdzie jesteś, co robisz i dlaczego nie ma cię przy mnie, to ty wracasz - żałość nasącza jego ton głosu, boleść unosi się z każdym oddechem zaczerpniętym po między zdaniami – Bo rozumiem, że wracasz do Torunia? - usta lekko drżą w kpiarskiej ironii - To wszystko cholernie boli, a przecież już dawno nie powinno, dlatego nie wchodźmy sobie w drogę, tak będzie lepiej - dodaje pospiesznie, starając się by jego głosem nie targały żadne emocje, ale czujesz, jak w jego żyłach przepływa boleść. Podpiera się rękoma i wstaje bezszelestnie, a twoje płuca krępuje jego zapach niesiony z mocnym powiewem wiatru.
- Lena, do cholery, dlaczego? - odwraca się gwałtownie, niemalże krzycząc ze złością. W jego niebieskich tęczówkach widzisz przez chwilę tlący się mglisty wciąż żywy żal. Przez ulotną chwilę wydaje ci się, że patrzy na ciebie jak no kogoś, kogo kiedyś się kochało, jak na kogoś kogo kocha się nadal.
- Michał ... - stłumiony szept, rozwiera twoje drżące wargi, lecz dławisz się bezsilnością i nie potrafisz wydobyć z siebie ani słowa więcej. Słychać jedynie dźwięk co raz bardziej ulewnego deszczu tworzącego pomiędzy wami namacalną ścianę wody.
- Nie, nie, nie - kiwa głową z dezaprobatą dla samego siebie, karcąc i ganiąc w myślach, parska uwłaczająco i przeczesuje obiema dłońmi mokre włosy, strzepując z nich krople deszczu - To nieważne, to wszystko nie ma już przecież żadnego znaczenia - stwierdza stanowczo, chcąc upewnić w dźwięku tych słów samego siebie. Odchodzi kolejny raz, a ty obwiniasz się o milczenie, w chwili kiedy miałaś najwięcej do powiedzenia. Mimowolnie wracasz wspomnieniami do momentu, który przebiega ci w myślach, do samego początku, kiedy znowu macie po siedemnaście lat.


Would you let me lead you even when you're blind
 In the darkness, in the middle of the night
 In the silence, when there's no one by your side
 Would you call in the name of love

 Toruń. 17 marca 2007r.
Mieszkasz w niezbyt zacisznej okolicy, na osiedlu przy ulicy Grunwaldzkiej, w jednym tamtejszych bloków, na piątym piętrze. Rzut beretem do ścisłego centrum miasta, niemal widokiem przez okno są stadion i kompleks sportowy i szkoła do której uczęszczasz. Jesteś w pierwszej klasie liceum na profilu humanistyczno-prawnym, a oczami wyobraźni już widzisz siebie w czarnej todze w roli mecenasa. Jest druga sobota marca, może nieco po 21, twój tato jest za granicą, a mama ma dyżur w szpitalu, siedzisz przy biurku, ślęcząc nad łaciną i popijając gorącą, czarną, mocną kawę, której kropla ląduje na książce od edukacji prawnej. Nie potrafisz się skupić, bo piętro niżej odbywa się niemiłosiernie gruba impreza, krzyki, piski, wrzaski, śpiewy, głośna muzyka i basy. Jeszcze rok temu piętro niżej mieszkała cała rodzina Gołasiów, dzisiaj zamieszkuje tam ich najstarszy syn, a jego rodzice uznali, że wybudują się za miastem. Michał Gołaś jest ponoć zawodowym kolarzem, ale jeszcze jakiś wielkich sukcesów nie zdobył, a swoją drogą obecnie jest na zgrupowaniu w jakiś ciepłym kraju, więc o ile twoja intuicja cię nie myli, to jego młodszy brat Marcin rządzi właśnie w jego mieszkaniu. Marcin również próbuje się ścigać, ale zważywszy na to, że jest młodszy i jest jeszcze juniorem, jego kalendarz startów nie jest tak rozciągnięty. Schodząc w dół w zwykłych klapakach, które wydają stukający dźwięk na schodach, zastanawiasz się czy najpierw nie pogratulować Marcinowi i zapewne jego kolarskim kolegom profesjonalizmu, jednak kiedy otwierają się przed tobą drzwi i widzisz w nich lekko wstawionego Poljańskiego z dwiema kuso ubranymi dziewczynami, uwieszonymi na jego szyi, nie masz siły już nic mówić.
- O, siema Lena, dawno się nie widzieliśmy – przekrzykuje hałas za swoimi placami i  uśmiecha się rozbrajająco, na skutek szepczącej mu coś do ucha blondynki.
- Ta, dwa tygodnie temu, na feriach – pociągasz nosem – Możecie być trochę ciszej? Ludzie chcą się uczyć do matury.
- Boże – wywraca niecierpliwie oczami – Maturę masz za dwa lata, chodź rozerwiesz się trochę, dobrze ci to zrobi – skina zapraszająco, jednak ty kiwasz przecząco głową. Na nic zdaje się twoje negowanie, gdyż chłopak wciąga cię niemal na siłę do środka. Dźwięczny huk rozbitego w drobny mak szkła, wstrząsnął tobą delikatnie, a Pawła i jego towarzyszki wprawia w lekką konsternację. Salwa tubalnych śmiechów i krzyków ponownie wybuchła gdzieś w głębi pomieszczenia.
- Spokojnie, panuję nad sytuacją – unosi obie dłonie, jakby próbował uspokoić tłumy.
- Goły nie będzie zadowolony, że rozwalacie mu chatę – parskasz, klepiąc blondyna pocieszająco po ramieniu – A gdzie jest ten dureń?
- Yyy, Marcin? – niepewnie się rozgląda, drapiąc po szyi i wskazuje na jego były pokój – Chyba trochę się źle poczuł.
Parskasz śmiechem i kręcisz z rozbawieniem głową, kiedy dwie urocze i piękne dziewczyny pociągają Poljana za koszulkę w stronę łazienki. Zerkasz na dwóch chłopaków, którzy jarają jakieś zielsko w przedpokoju i lekceważysz ich, kiedy pytają się, czy chcesz może bucha. Chyba kompletnie tutaj nikogo nie znasz poza Pawłem. Naciskasz delikatnie na klamkę do pokoju Marcina, pomimo że rozbawione towarzystwo krzyczy ci za plecami, że tam nie można wejść. Puszczasz mimo uszu ich gorączkowe, kawalarskie nawoływania i wchodzisz do ciemnego pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Święcąca w kącie pokoju lampa sprawia, że bezbłędnie rozpoznajesz uwieszonego na parapecie Marcina, który wydaje z siebie przeraźliwe dźwięki i wymiotuje przez otwarte okno, a jakiś bliżej ci nieznany chłopak trzyma go mocno za ramiona, aby czasem nie wypadł na ulicę. Kiedy podchodzisz bliżej dostrzegasz, że czuwający nad twoim sąsiadem szatyn, jako jedyny ma całkiem skoordynowane ruchy, logicznie formułuje zdania i nie czuć od niego alkoholu. W dodatku kontroluje sytuację, a przynajmniej stara się wspierać młodszego z braci Gołasiów w puszczaniu pawia.
- Brawo Cinek – odzywasz się w końcu z przekłamanym uznaniem i klepiesz chłopaka mocno po plecach – Zarzygasz na kolorowo czarownicy Wójcickiej peralgonie i upiecze ci łeb w piekarniku.
- Proszę– wybełkotał pomiędzy wymiocinami błagalnie – Tylko nie mów nic Gołemu.
Chłopak trzymający Marcina w końcu spojrzał na ciebie po raz pierwszy, nieco przeciągle zawieszając swoje lustrujące spojrzenie, od którego robi ci się gorąco, a krew zaczyna szybciej wypływać z niespokojnie bijącego serca. Luźny t-shirt, krótkie spodenki, ołówek wpleciony w spiętego koka i jedynie pomalowane rzęsy nie dodawały ci zbyt wielu punktów na tle tych wszystkich odstawionych dziewczyn. Marcin poruszył się niespokojnie, a niebieskooki chłopak w końcu oderwał ode ciebie swój palący wzrok i zerknął przez okno.
- O cholera, to chyba do nas – skwitował, kiedy ujrzał dwóch policjantów wysiadających z radiowozu, zaparkowanego tuż przed waszym blokiem.
- Świetnie – mruczysz pod nosem, kiedy Marcin samodzielnie siada na skraju łóżka i próbuje złapać głębszy haust powietrza i błaga cię o ratunek, a poinformowany Paweł zaczyna panikować. Jak zwykle musisz ratować Gołasiowi i Poljanowi ich cztery litery, więc nie myśląc zbyt wiele, gdyż czas pokonania drogi windą na czwarte piętro nie jest wcale taki długi, wchodzisz z impetem do zgromadzonego rozbawionego ludu i rzucasz szklanką o podłogę rozbijając ją w drobny mak. Kiedy cała uwaga faktycznie jest już na tobie skupiona, każesz Pawłowi czuwać nad nieskazitelnie panująca ciszą, którą zarządzasz. Kiedy słyszysz dzwonek do drzwi zmieniasz lecącą piosenkę Rihanny na subtelne brzmienie Michael Jacksona i sensualne Whatever Happens, nie zmieniając zatrważającej głośności. Gasisz światło w pomieszczeniu, a stojącemu przed tobą chłopakowi, który pomagał Marcinowi, a  który jest poza tobą jedyną trzeźwą osobą, każesz zrobić szybką serię pompek. Ku twojemu zdziwieniu, choć z niezrozumieniem malującym się na jego twarzy posłusznie wykonuje zadane ćwiczenie,  a ty przeciągasz przez głowę swoją koszulkę rzucając ją gdzieś w kąt i rozpuszczasz włosy starając się, aby wyglądały na nieuczesane i roztrzepane. Kiedy chłopak podnosi się z podłogi, dysząc wyraźnie zmęczony, ku jego zaskoczeniu rozpinasz drżącymi dłońmi guziki jego koszulki, jednak nie może mu umknąć uwadze, że nie masz w tym zbytniej wprawy.
- 75 C – wypowiadasz nagle, kiedy nawet głośne pukanie funkcjonariuszy do drzwi nie zmusiło jego wzroku do zaprzestania otaksowania twoich piersi w czarnym, koronkowym biustonoszu. Speszony spuszcza głowę, czerwieniąc się na twarzy, a ty pociągasz go za rękę i otwierasz mahoniowe drzwi.
- Dobry wieczór, tutaj aspirant Marian Kowalski, dostaliśmy zgłoszenie o zakłócaniu ciszy nocnej, czy rozmawiam z właścicielami miesz… - urywa wpół zdania swój wyuczony, monotonny wywód, kiedy ponosi na was swój rozbiegany wzrok. Stojący obok posterunkowy drapie się po głowie i chrząka znacząco, trącając swojego towarzysza łokciem.
- Chyba mamy do czynienia z innym typem zakłócania ciszy – zdusza błąkający się na ustach uśmiech, kiedy próbując zaglądnąć gdzieś ponad waszymi głowami, dostrzega cisze i mrok.
- Myślę, że powinniśmy już pójść, bo młodzi jeszcze nie zdążą przed powrotem rodziców – starszy zaśmiewa się z przekąsem, zerkając porozumiewawczo w waszą nieco zażenowaną stronę – Ściszcie tylko tą muzykę.
- Ja bym ją zostawił – wtrąca posterunkowy – Jako sąsiad wolałbym słuchać muzyki niż …
- W każdym razie, mam nadzieję, że nie będziemy musieli fatygować się ponownie, dobrej nocy życzę – aspirant odwraca się na pięcie i podąża do windy, a posterunkowy sięga w zakamarki swojej kieszeni. Wyjmuje szeleszczące zawiniątko i niemal wciska w dłoń stojącego obok ciebie szatyna prezerwatywę.
- Przezorny zawsze zabezpieczony – mruga porozumiewawczo i wślizguje się pomiędzy zamykające drzwi maszyny.
Parskacie po chwili porozumiewawczego spojrzenia niepohamowanym śmiechem zatrzaskując drzwi.
- Może oddaj ją Poljanowi, jemu się na pewno dzisiaj przyda – przeciągasz przez głowę koszulkę i wskazujesz podbródkiem na niebieskiego durexa – Powiedz im, że alarm odwołany – rzucasz przez plecy i opuszczasz mieszkanie Gołasia w ekspresowym tempie wbiegając po schodach na górę. Jednak stojąc już na swoim piętrze słyszysz natarczywie biegnące za tobą męskie kroki.
- Zostawiłaś ołówek – szatyn z wciąż rozpiętą koszulą, trzyma w dłoniach już nie szeleszczącą folię, a twój nadgryziony przedmiot pisania łacińskich słówek.
- Dzięki – uśmiechasz się delikatnie, odbierając swoją własność.
- Mogę chociaż wiedzieć, jak masz na imię?
Przez chwilę przypatrujesz się chłopakowi nieco dłużej, dopiero teraz zauważasz charakterystyczne rysy jego twarzy, słodki, niemal dziecięcy uśmiech, a przede wszystkim rzucające się w oczy lekko odstające uszy. Jest taki uroczy i słodki, że niemal zapominasz odpowiedzieć na pytanie.
- 75 C ci nie wystarczy? – pytasz przekornie, uśmiechając się zalotnie.
- To podchwytliwe pytanie – wytyka rezolutnie, ewidentnie się zawstydzając.
- Jestem Lena, a ty?
- Michał.




Chciałabym tylko powiedzieć, że to naprawdę nie jest opowiadanie o chorobie, ale to dopiero się wyjaśni. Będziemy wracać do przeszłości, bo przeszłość przecież ma wpływ na to co się dzieje teraz.
Najważniejsze! Michał wygrał Mediolan-San Remo w pięknym stylu, po pasjonującym finiszu, wygrywając na kresce o 4 cm! Jako pierwszy Polak wygrał jeden z pięciu wielkich monumentów, a ten zwany jest potocznie ‘wiosennymi mistrzostwami świata’ Osobiście jestem dumna, że Kwiato wraca do formy po tych dwóch słabszych sezonach, bo głęboko w to wierzyłam i bardzo na to czekałam.

poniedziałek, 13 marca 2017

In your heart and your mind I'll stay with you for all of time.


Muzyka

And maybe I'll find out
The way to make it back someday
To watch you to guide you
Through the darkest of your days



Michał. Twój Michał. Egzystował, oddychał, ścigał się na rowerze i jako twoje jedyne senne marzenie nie zniknął w rzeczywistości w zetknięciu z twoimi niecierpliwymi opuszkami. Był też twoim jedynym żywym i tłoczącym przez serce krew powodem, dla którego stąd wyjechałaś. Uciekłaś. Jednak nie do końca wbrew swojej woli i tylko po to aby go chronić. Przynajmniej tak ci się wtedy wydawało. Wtedy wszyscy przekonywali cię o jedynej i niepodważalnej słuszności tej podjętej za ciebie decyzji. Michał. Już nie twój Michał. Wciąż ściga się na ardeńskich klasykach i brukowanych ulicach Paryża i jest twoim jedynym, ostatnim i jakimkolwiek powodem, dla którego wróciłaś. Przyjechałaś wbrew wszystkim i wszystkiemu, lecz w porywczym poczuciu, dyktowanym ci przez nierytmiczne uderzenia, bijącego w twoich piersiach serca. Narządu, który podchodzi ci niemal do gardła właśnie w tej chwili.  W momencie, którym z trudem przełykasz ślinę przez gardło, na którym to zacieśnia się niewidzialna pętla strachu. W momencie, w którym pocierasz niesfornie spoconą dłonią wyimaginowany kurz na beżowych, krótkich szortach, a gest ten nie przynosi nawet na moment upragnionego ukojenia. Siedem lat temu chciałaś to wszystko stracić, żeby łatwiej było ci odejść. Po siedmiu latach wracasz, paradoksalnie jedynie po to, aby stracić to raz jeszcze. Tym razem jednak już ostatni.  W mało przekonywującym geście naciśnięcia na dzwonek, nie ma ani krzty pewności, którą nosiłaś w sobie jeszcze przed kilkoma dniami, czy choćby przed chwilą. Przedłużające się niemiłosiernie niespokojne oczekiwanie na drgnięcie mahoniowych drzwi, wywierca ci żołądek i skutecznie spłyca nierównomierny oddech. Gwałtowne szarpnięcie za metalową klamkę po drugiej stronie, przyspiesza prędkość z jaką twoja krew wypływa z aorty. I już za jednym mrugnięciem oka, rejestrujesz zatrzymaną wpół ruchu znajomą, męską sylwetkę. Paweł. Twój przyjaciel. Twój były przyjaciel. Jego źrenice rozszerzyły się gwałtownie, a każda komórka jego ciała wydawała się być sparaliżowana. Zaskoczenie i niedowierzanie przeplatało się na rysach jego opalonej, okrągłej twarzy i nie ustępowało do momentu, w którym ustępował szokowi i mrugał kilkukrotnie rzęsami.
- Lena – jego słaby, ledwie słyszalny szept pozwolił ci spokojnie opuścić klatkę piersiową i wypuścić wstrzymany w płucach oddech. Właśnie poczułaś, że wróciłaś i nie przypuszczałaś, że będzie to takie cholernie trudne. Choć nigdy tak naprawdę nie odeszłaś, to zawsze pragnęłaś wrócić. Nawet już wtedy, kiedy zardzewiałe drzwi pociągu zasunęły się wraz z dźwięcznie brzmiącym sygnałem, zgłaszającym gotowość do odjazdu. Chciałaś wrócić nawet wtedy, kiedy dławiłaś się swoim krwotokiem z nosa, albo liczyłaś przepływające krople, aplikowane do twojego organizmu. Może najbardziej chciałaś wrócić, kiedy ujrzałaś gdzieś krążące w sieci ich zdjęcie zaraz po wygranym przez Michała mistrzostwie świata? Obrazek na którym rozradowany Kwiatkowski, ściska uśmiechniętego Poljańskiego uderzał w ciebie niczym ciężkim obuchem niezrozumiałego żalu. Może pragnęłaś wrócić, by stać u boku Michała na lotnisku, po jego powrocie do kraju z udanego czempionatu? W miejscu, które zajmowała szczęśliwa i dumna Ala. W twoim miejscu. W którym powinnaś być zamiast niej. A może równie mocno chciałaś wrócić, kiedy nie radził sobie z przełamaniem klątwy tęczowej koszulki, albo po spektakularnym transferze do Himalajów kolarskiej ekstraklasy, grupy Sky, w barwach której przeżywał swój największy do tej pory kryzys w karierze? Zawsze chciałaś wrócić, ale nie w takich okolicznościach jak teraz.
- O mój Boże, Lenka – przełyka wyraźnie ślinę i niespodziewanie wykonuje gwałtowny ruch w twoim kierunku, podchodząc bliżej i zamykając szczelnie w swoich ramionach – To naprawdę ty, nie wierzę – wyszeptuje z wciąż żywym niedowierzaniem rozdmuchującym ci włosy. Trwasz w jego ciepłych objęciach nieco dłużej, jakby tylko upewniał się, że rozpłyniesz się na jawie niczym mara.
- Nie spodziewałeś się, że żyję, czy, że będę wyglądać tak znajomo? – poczułaś, jak rozluźnił swój uścisk i oswobodził cię z kokonu swoich ramion i uniosłaś enigmatycznie do góry prawą brew, uśmiechając się lekko.
- Widzę, że niezmiennie towarzyszy ci twój czarny humor – skwitował z przekąsem i wywrócił teatralnie swoimi gałkami ocznymi – Chodź do środka, nie będziemy przecież stali w progu.
Ciepło dłoni Poljańskiego, pociągnęło cię przez przestrzenny hol i zaprowadziło wprost do minimalistycznego dużego salonu, urządzonego w białych tonach. Opadasz na skórzanej kanapie, obok blondyna, który wciąż kurczliwie trzyma w uścisku swoich dłoni twoje. Dopiero teraz czujesz chłód metalowej, złotej obrączki na jego serdecznym palcu.
- Przyjechałam to wszystko naprawić, Paweł – mówisz pośpiesznie i chrypisz przy tym niewyraźnie, zanim zdąży niepotrzebnie zapytać cię o coś do picia. Nie masz czasu na gościnę, na wszystko masz co raz mniej czasu.
- Co naprawić? – promienny uśmiech w jednej chwili znika z jego twarzy, jak za dotknięciem magicznej różdżki, a powoli i skrupulatnie wkrada się konsternacja.
- To wszystko co zrobiłam w Słowacji – przygryzasz bezsilnie dolną wargę, kiedy on niemo kręci głową z dezaprobatą – To wszystko co zrobiliśmy tam razem.
- To było dawno i już nic nie zmieni – ściąga lekko brwi i ostrożnie wypowiada każde zbolałe słowo – To już nie ma żadnego znaczenia.
- Mówisz tak, bo tobie się udało – prychasz z niezrozumieniem, zerkając na jedno z oprawionych w ramkę zdjęć, usytuowanych na półce. To zdjęcie z mistrzostw. Jego i Michała. Obejmujących się bark w bark z radością, bez żadnego grama żywionej urazy.
- Wybaczył mi – blondyn podąża za twoim wzrokiem.
- Co? Zdradę, której nie było?
- Zdecydowałaś za mnie i świadomie znosiłem te fałszywe oskarżenia przez te lata, więc nie miej teraz do mnie pretensji – wykrzywia swoje usta w kwaśny grymas - Ty dla niego przestałaś istnieć, Lenka.
- Musisz powiedzieć Michałowi, jak było naprawdę – podnosisz swój błagalny ton głosu, splatając nerwowo swoje drżące palce.
- Teraz? – parska kpiąco i oddala się gwałtownie – Po tym, jak przez te wszystkie lata go umyślnie okłamywaliśmy? Jaki to miało sens?
- Po prostu chcę, żeby wiedział, rozumiesz?  Zanim … - zawieszasz swój cichy głos w utkanej gęstą pajęczyną, nabrzmiałej ciszy - … zanim naprawdę zniknę.
- O czym, ty do cholery mówisz? – Poljański spina się gwałtownie i obrzuca cię niezrozumieniem, pulsującym gdzieś w jego jasnych tęczówkach, tak uparcie broniących się przed podświadomie wyczuwanym przypuszczeniem, prawdą której nie chce usłyszeć.
- To moja trzecia, ostatnia runda – przymykasz powieki, wzbraniając się przed napływającymi do kącików oka, słonymi łzami - Chyba jej już nie wygram.
- Nie, Lena – wzburza się, kręcąc przecząco głową i łapie cię kurczliwie za ramiona lekko nimi potrząsając - Przestań pieprzyć, dobrze?
- Robiłam badania, mam wyniki, świecę się w PETcie … - urywasz łamiącym się głosem i strącasz bezsilnie jego dłonie.
- Dobrze wiesz, że to nie musi tego oznaczać – jeszcze próbuje gorączkowo oponować, choć nieustępujące przerażenie z jego twarzy, utwierdza cię w przekonaniu, że wszystko zostało już rozegrane.
- To ty przestań pieprzyć bzdury, Paweł – pociągasz nosem z nikłym uśmiech na ustach – Nie potrafię już dłużej patrzeć, jak wszyscy ruszyliście do przodu, a ja wciąż tam tkwię, te siedem lat do tyłu. Po prostu nie daj mi umrzeć zamkniętą w przeszłości i pomóż mi do cholery naprawić wszystko co zepsuliśmy.



If a great wave shall fall
It would fall upon us all
Well I hope there's someone out there
Who can bring me back to you








Moja wielka miłość do Michała i kolarstwa będzie wykraczać poza przejmowanie się wyświetleniami i komentarzami, ale mam nadzieję, że jednak ktoś tutaj ze mną będzie.
Mistrz wrócił, wygrywając Strade Bianche, ale prawdziwi kibice zawsze z niego wierzyli i wspierali.
W sobotę wyścig Mediolan – San Remo, trzymajmy kciuki za Kwiatka. #FlowerPower