You're the light inside my eyes
You give me a reason to keep trying
You give me more than I could dream
And you bring me to my knees
You bring me to my knees
You give me a reason to keep trying
You give me more than I could dream
And you bring me to my knees
You bring me to my knees
Duże,
ciężkie krople ulewnego deszczu rozbryzgują się dźwięcznie o boczną szybę auta,
o którą bezwładnie opierasz swoją głowę. Głowę, w której piętrzą się kolczaste
myśli. Beznamiętnie obserwujesz uderzenia wody bębniące o szkło, czując, jakby
każda z nich uderzała prosto w twoje porysowane serce i wybijała kolejno
miliardy małych ostrych, szklanych kawałków. Kawałków, które odpryskują i
wbijają się dogłębnie we wszystkie zakamarki płuc. Wciąż czujesz na sobie chłód
jego głosu, rozgoryczenie wymalowane na ostrych rysach twarzy i puste, wyblakłe
spojrzenie, w źrenicy którego cicho tętnił wciąż żywy żal. Przymykasz
desperacko powieki, zaciskasz je z całych sił, zatrzymując łzy w kącikach oczu.
Nie baczyłaś nawet na to, że wcale nie jedziecie autostradą, że wciąż
poruszacie się po ulicach zakorkowanej Warszawy, że zamiast Pawła, który co
chwile przeciera zamaszyście dłońmi zmęczoną twarz, to ty powinnaś prowadzić
auto. Nie chcesz już wracać. Twoje odejście kosztowało cię zbyt wiele, żeby teraz
znów słono płacić za powrót.
- To nie ma
sensu, Paweł – przerywasz nabrzmiałą ciszę, którą wypełnia jedynie dźwięk
zepsutej wycieraczki – Wracam, nie powinnam była tutaj w ogóle przyjeżdżać –
kpisz żałośnie, kręcąc głową z politowaniem dla samej siebie. Blondyn zaciska
mocniej dłoń na kierownicy i napina mięśnie twarzy, do tego stopnia, iż na jego
czole dostrzegasz pulsującą żyłkę.
- Powinnaś
pomyśleć o tym wcześniej, Lena – syczy ze złości przez zaciśnięte zęby – Teraz
to już nie masz większego wyboru – dodaje, przebąkując pod nosem.
- Może
będzie chciał mnie wysłuchać, może nawet mi uwierzy, tylko to niczego już nie
zmieni – parskasz słabo i ocierasz mokre plamy pod oczami, po czym
przeczesujesz dłonią włosy i wypuszczasz wezbrane ciężko powietrze z ust.
Chłopak prycha nieco wzburzony, gwałtownie skręcając na plac parkingowy i ostro
hamując. Twoje ciało rzuca się do przodu, jednak przez zapięte pasy z powrotem
wbija się w fotel.
- A na co
liczyłaś? – wzdycha głęboko i spokojnie przechyla głowę w twoją stronę. Obdarza
cię wyczekującym spojrzeniem spod ściągniętych z niezrozumieniem brwi i zwilża
koniuszkiem języka spierzchnięte wargi – Nie cofniesz czasu, przecież chciałaś
tylko, żeby wiedział, jak było naprawdę.
- Po prostu
nie sądziłam, że kiedy go znowu zobaczę, zatęsknię za tymi wszystkimi
wspomnieniami i znowu poczuję, że mam te kilkanaście lat – szepczesz nazbyt
emocjonalnie końcem warg, które wyginają się ironicznie z beznamiętnym
spojrzeniem utkwionym w przedniej szybie, ociekającej strumieniem wody.
- Posłuchaj,
Lena – Poljański odwraca się w twoją stronę i opiera jedna rękę o twój
zagłówek, a nadgarstek drugiej swobodnie zwisa ze skórzanej kierownicy –
Otworzyłaś tą puszkę Pandory, przecież Radek cię widział. Oni wszyscy za chwilę
będą wiedzieć, że wróciłaś. Pani Agnieszka, Pan Wojtek … Ala – mówi dobitnie,
swoim ciepłym, melodyjnym głosem – Może teraz tego nie widzisz, ale tam –
wskazuje palcem przez szybę – jest serwis rowerowy i najlepsza kawiarnia w
Warszawie i tam znajduje się nasza ostatnia deska ratunku.
- W czym ty
ją widzisz? W cieście marchewkowym, szarlotce czy karmelowym latte? – kpisz z
pretensją, a on wywraca niecierpliwie oczami – Poljan nie mów do mnie swoją
enigmą! – utyskujesz, zakładając ręce na krzyż.
- W końcu
jakaś iskra emocji w oczach – przez jego twarz przebiega nikły uśmiech – Ewelina
jest jej właścicielką i o ile dobrze pamiętam była wtedy jedyną osobą, która
stanęła po twojej stronie, prawda? – unosi do góry brwi, marszcząc przy tym
czoło.
- Sam
powiedziałeś, że wszystko się zmieniło – wahasz się, a w twoim głosie czuć
namacalne powątpiewanie.
- Obiecuję
ci, że cokolwiek od teraz się stanie zrobię wszystko, żeby Michał miał szansę
poznać prawdę – zagryza nerwowo wargi i unosi złożone dwa palce prawej ręki ku
górze, a ty przyłączasz do niego swoje i złączasz w kurczliwym uścisku,
pozwalając by kąciki twoich ust wygięły się nieznacznie ku górze.
- Dziękuję
Paweł – chrypisz, zniekształconym od emocji głosem, głośno przełykając ślinę.
- W końcu,
jakby nie patrzeć siedzimy w tym oboje, Lena.
Wstrzymujesz
oddech, kiedy blondyn wysiada z pojazdu i zarzuca na głowę zamaszystym ruchem
kaptur. Dzięki niemu jeszcze przez maleńką chwilę trwasz w iluzji, tkwisz w
bezpodstawnym przekonaniu, wierząc niczym naiwne, małe dziecko, że wszystko da
się jeszcze naprawić, wyjaśnić każde kłamstwo, przeprosić za błąd, wymazać
wspomnienia i wygrać z czasem. Dzięki niemu czujesz, że nie zmieniło się tak
dużo. On wciąż jest twoim przyjacielem i wciąż jest tutaj, żeby ci pomóc. Po
tym wszystkim co mu zrobiłaś, w co wbrew jego wiedzy i woli umyślnie go
wplątałaś. Przekraczając drzwi Veloart, wszystko przypomina ci jego, Michała.
Jego rower wiszący na ścianie, kask z wyścigu w Mediolanie, gdzie uczestniczył
w zagrażającej życiu kraksie i koszulka mistrza świata. Na ścianach kawiarni
jego siostry, wisiał kawałek jego życia dostępny dla wszystkich odwiedzających
to miejsce obcych ludzi. Kawałek jego życia, którego nigdy nie byłaś i nie
będziesz częścią. I choć nie wiem jak byś się starała nie nadrobisz tych lat
dotykając tych zdjęć, pamiątek i towarzyszącym im zapachów.
Blondynka
odwraca się na pięcie z niemal taneczną gracją i ciepłym, radosnym uśmiechem,
który sprawia, że otaczająca przygnębiająca aura ulatuje, jak za dotknięciem
magicznej różdżki. W chwili kiedy jej spojrzenie obejmuje twoją sylwetkę,
nieudolnie chowającą się za Poljańskim, jej ciemne brwi unoszą się z
niedowierzaniem ku górze, a trzymana w kurczliwym uścisku tacka z jedzeniem,
upada na wykafelkowaną podłogę z dźwięcznym hukiem, czym zwraca uwagę kilku
przesiadających w lokalu w skupieniu
osób.
- Może
pomogę posprzątać? – Poljański z dźwięcznym śmiechem dopada do potłuczonych
naczyń, po czym ostrożnie podnosi się i odkłada tackę na blat baru – Wiem, że
wyglądamy jak przemoknięty drób, ale chyba nie jest tak najgorzej? – unosi do
góry kilkukrotnie figlarnie brwi i czaruje swoim szarmanckim głosem, jednak
niemal całkowicie zostaje pozbawiony atencji dziewczyny.
- Lena, to
naprawdę ty? – niedowierzający, wstrząśnięty ton jej głosu, różni się od
pozostałych niezliczonych już frazesów sączących się z ust zdziwionych twoim
widokiem ludzi. Jest autentycznie życzliwy, namacalnie prawdziwy i szczery.
Niespodziewanie dotyka twoich ramion, jakby chciała się upewnić, że nie jesteś
żadną dzienną marą, fatamorganą, anomalnym zjawiskiem i obejmuje cię lekko,
głaszcząc po plecach.
- Spokojnie
Ewela, jeszcze nie straszę zza światów – śmiejesz się cicho pod nosem,
dostrzegając wyginające się z przekąsem wargi Pawła, kwitujące twoje
specyficzne, czarne poczucie humoru.
- Moja mama
bała się, że będziesz to jej robiła – wypowiada ostrożnie, próbując obrócić ten
bolesny fakt w żart.
- Od razu
mnie pochowała? – unosisz enigmatycznie brwi, jednak nie powinnaś się temu
dziwić.
-
Przepraszam.
- Może
niedługo faktycznie ją nawiedzę.
- Słucham? –
blondynka potrząsa niezrozumiale głową i zerka przelotnie na zmieszanego
Poljańskiego, nerwowo przygryzającego dolną wargę.
- Może
usiądziemy? – proponuje chłopak i nie czekając na jakąkolwiek interakcję,
odsuwa krzesło przy odosobnionym stoliku. Ewelina siada naprzeciw was
przerzucając swoim przeszywającym, zniecierpliwionym spojrzeniem po waszych
twarzach.
- Wygląda na
to, że dostałam od losu wyrok w zawieszeniu, z tymże zawiasy mi się kończą –
wyjaśniasz naprędce, pozbawionym jakichkolwiek emocji głosem, jakbyś mówiła o
kimś zupełnie obcym, jakby to wcale nie przytrafiło się tobie, jesteś, czujesz,
oddychasz, ale to nie jesteś ty – Nie – potrząsasz gwałtownie głową, kiedy wagi
siostry Michała rozwierają się w niemal przerażającym, niemym krzyku - Nie
potrzebuje litości, wsparcia, bezzasadnych słów otuchy – szydzisz, wyginasz
wargi w ironiczny grymas. To jedyne co ci zostało. Kpić chorobie prosto w oczy.
Mgliste spojrzenie Eweliny blaknie, a
powieka niespokojnie drży, kiedy powoli trawi sens twoich lekko i beztrosko
wypowiadanych słów.
- Nie
wierzę, że stałaś się taka cyniczna, Lena – niebieskooka kręci z
niedowierzaniem głową.
- Nauczyłam
się umierać, teraz chcę po prostu trochę pożyć – twój głos sukcesywnie się załamuje – Nie chcę spędzić ostatnich chwil w
szpitalnym łóżku i chustce na łysej
głowie – przełykasz głośno ślinę – Nie chcę spędzić ostatnich chwil ze
świadomością, że Michał nigdy nie dowie się dlaczego wtedy odeszłam i dlaczego
tak bardzo go zraniłam.
- Przecież
zawsze mogłaś na mnie liczyć, do cholery! Nawet wtedy stanęłam za tobą murem!
Wbrew całej mojej rodzinie! – podnosi swój głos, wykrzykując z pretensją –
Dokonałaś wtedy wyboru i teraz chcesz wrócić? – żacha się – Po siedmiu latach,
w których dla mnie umarłaś, a dla mojego brata stałaś się nikim?
- On ma
prawo znać prawdę, Ewela – ostry ton głosu Pawła wtrąca się, przecinając
powietrze ze świstem, kiedy ty pociągasz czerniejącym nosem, a po policzku
spływają ci słone łzy. Posiniaczone serce wyje niemym krzykiem z bólu, obijając
kruche żebra.
- Znam
swojego brata, Poljan – zauważa, prychając znacząco – Nie wybaczy im tego, że
cały czas go okłamywali, mnie też nie wybaczy – emocjonalnie zaprzecza
kiwnięciem głowy – Naprawdę chcesz to wszystko zniszczyć, Lena? Skłócić
rodzinę, rozwalić mu szczęśliwy związek? Przeżył już raz twoje odejście, drugie
też przeżyje.
- Chcesz się
teraz zreflektować i go chronić? Już nie musisz, przez ten czas wiele się
zmieniło – blondyn syczy przez zaciśnięte wargi, widząc jak bolą cię słowa Kwiatkowskiej,
jak boli cię prawda.
- Nie dla
niego – blondynka wyszeptuje słabo, tępo wpatrując się w martwy punkt – Alicja
była przy nim przez ten cały czas, zawsze i wszędzie, nigdy go nie zostawiła,
nigdy w niego nie zwątpiła.
- Cóż za
bohaterska postawa – prychasz z przekąsem, ale spojrzenie dziewczyny cię
piorunuje.
- Pomimo
tego, że on wciąż myślał o tobie, Lena i modlił się o to, żebyś zapukała kiedyś
z powrotem do jego drzwi. Wyobrażał sobie, że kiedyś wrócisz, przeprosisz,
wyjaśnisz i wszystko będzie, jak dawniej. On naprawdę do cholery długo w to
wierzył i czekał na ciebie, a Ala o tym wiedziała i cierpliwie czekała na niego,
na całego niego. Nie masz prawa Lena, nie możesz, słyszysz?!
- A twoja
rodzina, jakie miała prawo?! – podnosisz rozemocjonowany głos, zbijając ją z
pantałyku i powodując, że jej drżące wargi nie potrafią wydobyć z siebie
żadnego dźwięku – Nigdy nie chciałam go zostawić, ale uwierzyłam im, że to
najlepsze rozwiązanie – wstając, uderzasz rękoma o bla stolika, a płaczliwy ton
przełamuje wezbraną barierę w szklących się oczach.
- Dobrze –
przytakuje z westchnieniem po chwili ciszy - Powiem mu, jak było naprawdę, ale
tylko jeśli sam o to zapyta.
I don't deserve a chance like this
I don't deserve a love that gives me everything
You're everything I want
I don't deserve a love that gives me everything
You're everything I want
Austia,
grudzień 2007r
W powietrzu
ostatnimi resztkami unosi się świąteczna magia, ozdobiona śnieżną aurą, białą
puchową połacią i płatkami śniegu spadającymi w melodyjny takt sentymentalnych
kolęd. W powietrzu zaczyna tlić się sylwestrowe szaleństwo, dźwięczne wybuchy
pierwszych fajerwerkowych prób, strzelanie hucznych korków od szampanów,
gorączkowe poszukiwanie niemal na ostatnią chwilę błyszczących, sylwestrowych
kreacji. Ty czujesz, że dzisiaj dzieli cię jedynie rok od uzyskania
pełnoletności. Mróz, którzy przenikał, aż do szpiku kości i szczypał policzki,
zostawiasz za automatycznymi drzwiami austriackiego hotelu. Wciąż nie możesz
uwierzyć, że poświąteczny wyjazd w góry to twój urodzinowy prezent od twojego
chłopaka. A może nie możesz uwierzyć w sam fakt, że go posiadasz, choć tak
pretensjonalnie to brzmi. Rozumiecie się w jakiś pozaziemski sposób, macie to
samo poczucie humoru, pogląd na świat i porządnego bzika na punkcie sportu.
Uzupełniacie się niczym cholerny substrat z enzymem w indukcyjnym dopasowaniu,
jak model zamka i klucza. Macie inny gust muzyczny i filmowy, nie rozumiesz
komputerów, kiedy on rozkłada je na części pierwsze, uwielbiasz gotować, a on
jeść, jesteś za wrażliwa na świat, w którym on jest zahartowany, masz
artystyczną duszę, a on ścisły umysł, ale od pierwszej chwili zobaczyłaś w jego
oczach siebie, wasze szczęście i całą waszą przyszłość. Nie byliście typową,
zakochaną, parą nastolatków, bo związek z profesjonalnym sportowcem, wiązał się
z szybką szkołą dojrzałości. Nie przychodził po ciebie pod twoją szkołę, nie
zabierałaś go na imprezy swoich znajomych, nie widywaliście się codziennie, nie
sprzeczaliście się o zbyt przeciągłe spojrzenie na płeć przeciwną, nie oddawał
ci swojego kawałka pizzy, nie odprowadzałaś go pijanego po weekendowym wypadzie
z kolegami, nie chodziliście co piątek do kina, nie zrywaliście ze sobą co dwa
tygodnie. Jeździłaś z nim na sobotnie i niedzielne wyścigi i rekonesanse, on
zmęczony wieczorami przepytywał cię z podstaw prawa i łaciny, jeździliście na
rowerowe wycieczki, wspierałaś go milczeniem, kiedy stracił formę, krzyczałaś
najgłośniej, kiedy wyprzedzał Sagana na kresce, rysowałaś sprejem jego imię na
wszystkich trasowych górkach, dawałaś mu azyl, poczucie bezwarunkowego oddania
i wsparcia, on dawał ci siebie, swoją atencję, pożądanie w oczach i silne
ramiona bezpieczeństwa, w których nigdy nie musiałaś udawać kogoś, kim nie
jesteś, w których mogłaś być sobą. Oprócz pijanego upojenia, motylich
symptomów, kolorowego, wirującego świata i lekkości ducha, uczyliście się
pierwszego poświęcenia, odpowiedzialności, kompromisów, zaufania, cierpliwości
i zazdrości. Mieliście wady, jak każdy, może nawet je w sobie dostrzegaliście,
ale wam nie przeszkadzały. Kochałaś go takim, jakim był, a dla ciebie był
idealny. A ty, ty chciałaś być najlepsza dla niego i wszystko co robiłaś,
robiłaś z myślą o nim. Należysz do niego, twoje serce do niego należy. Serce,
które pęka, kiedy widzi, jak strzela na wysokim podjeździe i zostaje z tyłu
grupy, serce, które płacze za każdym razem, kiedy upada w kraksie, serce, które
rwie się do walki za każdym razem, kiedy i on zaczyna atakować.
Przepuszcza
cię w hotelowych drzwiach luksusowego pokoju i wciąż pachnie korzennymi
ciasteczkami, które piekłaś z jego mamą. Zdejmujesz swój zimowy płaszcz dłońmi,
które pachną jeszcze zbyt nadgorliwym obieraniem mandarynek i niemal
zatrzymujesz się na środku lokum, stojąc jak wryta. Wzruszający, niemal filmowy
banał. Przesłonięte okna z najpiękniejszym górskim widokiem, klimatyczna lampka
nad łóżkiem, biała, satynowa pościel skąpana w czerwonych płatkach róż.
- Jeszcze
raz wszystkiego najlepszego, kochanie – całuje cię z czerwony, zziębnięty
czubek nosa i uśmiecha się z satysfakcją, kiedy dostrzega zachwyt w twoich
tęczówkach.
- Jest
pięknie – niemalże szepczesz ze wstrzymanym w piersiach oddechem i rzucasz się
na miękkie łóżko z dźwięcznym śmiechem – Najwygodniejsze!
- Idziemy na
łyżwy, a później coś zjeść? – odstawia walizki na bok i podnosi na ciebie swoje
wesołe spojrzenie.
- Nie –
kiwasz przecząco głową z niewinnie przygryzioną dolną wargą, a Michał ściąga
brwi z niezrozumieniem, marszcząc przy tym zabawnie czoło – Dzisiaj są moje
urodziny, więc pozwól mi wybrać.
- Wybieraj –
odpowiada z oczywistością, kiedy powoli podchodzisz do niego i zarzucasz dłonie
na jego kark, a on obejmuje cię mocno w talii z uśmiechem chochlika.
- Dziękuję
ci za to wszystko, to naprawdę zbyt wiele, niż mogłabym nawet marzyć – słyszysz
pomruk niezadowolenia z jego ust i czujesz jego palec na twoich wargach, które
próbuje cię uciszyć – Ale mam dzisiaj tylko jedną prośbę – nerwowo przełykasz
ślinę, wciąż usilnie wpatrując się w jego ciepłe i pełne miłości, niebiańskie,
iskrzące się tęczówki.
- Co tylko
chcesz – prawy kącik jego ust, wygina się w nieśmiały półuśmiech, a jego męska
dłoń delikatnie gładzi twój zarumieniony policzek. Twoje serce niespokojnie i
niemiarowo wybija rytm i pragniesz je zagłuszyć, aby tego nie usłyszał. Twój
oddech staje się cięższy i nie potrafisz już ukryć rozbieganego wzroku i
błogiego ciepła przepływającego przez twoje ciało. To już nawet nie grawitacja
utrzymuje cię na ziemi, to on i jego silne ramiona. Chcesz tego, jak niczego
innego. Nikogo nie będziesz potrafiła pragnąć bardziej. Przed nikim innym nie
odważysz się rozebrać ze wszystkich swoich leków i niepewności. Nikomu innemu
nie wyobrażasz sobie oddać swojej duszy.
- Kochaj się
ze mną, Michał – szepczesz niemalże niedosłyszalnie, zaciskając mocniej palce
na połaci jego bluzy przesłaniającej tors. Lekki szok ustępuje z jego twarzy,
wstępującemu błogiemu, wzruszonemu szczęściu. Ciężko dyszy opierając swoje
czoło o twoje i przyciąga cię do siebie bliżej, mocniej, niż kiedykolwiek.
- Jeśli
chcesz, możemy jeszcze zaczekać – jego słodki oddech owiewa twoją twarz, jednak
zbyteczne słowa szeptane końcem warg potęgują jeszcze większe napięcie
spalającego się pomiędzy wami powietrza.
- Nie chcę
czekać, chcę ciebie – przekonujesz go muśnięciem spierzchniętych warg, które
czule obejmuje swoimi. Wplatasz palce w jego brązowe włosy i przyciskasz jego
twarz bliżej swojej, kiedy spokojny pocałunek przeradza się w namiętną,
zachłanną i ognistą rumbę tańczących języków w waszych podniebieniach. Nerwowe
hausty powietrza, zgłuszone mlaski, zadrapania od kilkudniowego zarostu. Jego
dłonie błądzą po twoim ciele, a ty w duchu przeklinasz okalającą cię odzież.
Miękki materac ugina się pod twoim ciężarem, przygryzasz jego dolną wargę i
przeciągasz przez jego głowę bluzę, po czym całujesz jego tors. Drżącymi dłońmi
rozpina guziki twojej kraciastej koszuli, aż w końcu zirytowany ich liczbą
rozrywa związany materiał, a dźwięk obijających się malutkich guziczków o
panele znajdujące się pod łóżkiem, stymuluje twoje ciche westchnięcie. Zostawia
mokre ślady ust sunąc wzdłuż twojej szyi, aż po dekolt i zatapia się w
koronkowym staniku. Łobuzerski uśmiech przebiega po jego twarzy, kiedy
samodzielnie i niecierpliwie pozbywasz się swoich spodni. Przyglądasz się, jak
to samo robi ze swoimi i dostrzegasz w jego rozognionym spojrzeniu
niemiłosierne pragnienie każdego skrawka i centymetra twojego ciała. Przygniatasz
go swoim ciężarem, dopadając zachłannie do jego ust, oblepionych twoją śliną, a
on zaciska dłonie na twoich jędrnych pośladkach. Jedną ręką wędruje wzdłuż
linii kręgosłupa, zahaczając o fakturę biustonosza, przez co bierzesz głębszy
oddech. Odrywa się od ciebie z niechęcią i spogląda prosto w twoje oczy,
szukając niemego przyzwolenia. Skiniecie głową, powoduje niezdarne zdjęcie
haftki dopiero za drugim razem. Twój stanik płynie jeszcze w locie, kiedy
michałowe dłonie ugniatają pokaźny biust, a usta ssą sztywniejące sutki. Wzburzona
krew wrze w twoim ciele, popycha cię do zerwania z niego jego majtek,
ukazujących nabrzmiałego, wyprostowanego członka. Chwilę twojego zawahania,
wykorzystuje, żeby obrócić cię na plecy i przygląda się twojej twarzy, zakładając
czule za ucho niesforny kosmyk włosów i poprawiając go kilkukrotnie przeciągłym
ruchem.
- Chciałbym
tylko, żebyś była szczęśliwa i niczego nie żałowała – wyszeptuje niepewnie,
sięgając po prezerwatywę, którą uprzednio wyciągnął z zakamarków pakunków.
- Będę
szczęśliwa, jeśli tobie będzie dobrze, Michał – twój melodyjny głos pieści jego
uszy i dodaje pewności, która mieni się błyskiem w oku – Tak bardzo cię kocham.
Kocham i ufam ci.
Ściąga z
ciebie koronkowe majtki, błądząc ciepłymi dłońmi, przyprawiającymi o dreszcze
po wewnętrznej stronie ud. Scałowuje każdy milimetr posuwając się bliżej, a
kiedy niemal pulsujący, gorący ucisk w podbrzuszu jest nie do wytrzymania, zimny
dreszcz trzęsie twoim ciałem. Przez ułamek sekundy czujesz rozdzierający ból,
choć wypełnia cię błoga fala tętniącego szczęścia. Wchodzi w ciebie powoli,
miarowo, czuły na każde niespokojne wygięcie twojego kręgosłupa.
- Wszystko w
porządku? – szepta tuż nad twoim uchem, niskim, zachrypniętym głosem, a ty
zaciskasz dłonie na pościeli i mocno przygryzasz dolną wargę.
- Nie może
być lepiej – wyszeptujesz wprost w jego usta, czując w sobie jego język, jego
członka i jego całego. Delikatnie przyspiesza, na twoją pomrukującą prośbę, a
rwane ruchy nieudolnie próbują przeistoczyć się w płynnie poruszanie biodrami. Błoga fala
przyjemności przepływa przez twoje ciało, jak jego słodki oddech płynący w
twoim krwioobiegu. Oddech który niespokojnie i niemiarowo dyszy tuż na twoim
uchem, zagłuszając twój cichy jęk zaaplikowanej rozkoszy. Przestaje, a wasze
klatki unoszą się w skoordynowanym rytmie. Opiera dłonie po bokach twojej głowy
i delikatnie całuje w czoło, szepcząc, że jesteś najlepsza, najpiękniejsza, że cię
kocha, że się z tobą ożeni, a ty czujesz, że jesteś dzisiaj najszczęśliwszą
kobietą na ziemi. Po chwili pomaga ci uporać się z zabrudzonym prześcieradłem
niewielką ilością krwi, a potem obejmuje twoje nagie ciało swoimi ramionami. To
jedyne miejsce, w którym czujesz się bezpieczna, kochana i pożądana. Nie wiesz
czy było perfekcyjnie technicznie i czy osiągnęłaś orgazm, wiedziałaś jedynie, że
było ci z nim cholernie dobrze i nie wyobrażasz sobie, że mogło być inaczej. Wiedziałaś,
że nikt nie mógł zrobić tego lepiej, nikt inny nie byłby wstanie zabrać cię tam
gdzie Michał, do nieba, wprost do gwiazd.
You're the first face that I see
And the last thing I think about
You're the reason that I'm alive
You're what I can't live without
You're what I can't live without
- Będę na
górze – Poljański pociera swoimi dużymi dłońmi twoje niepocieszone, opuszczone
ramiona – Jeśli będziesz mnie potrzebować, to daj jakoś znać – odwracasz głowę,
zaciskając malinowe wargi, a głośne westchnienie blondyna wypełnia całe
pomieszczenie – Hej, nie spodziewaj się cudu – dotyka subtelnie twój podbródek,
który delikatnie unosi ku górze i zmusza cię do spojrzenia w jego tęczówki.
- Nie
spodziewa się mnie tutaj, będzie zły, że go wystawiłeś – gorzki zarzut spływa z
twoich ust i sączy się niemym powątpiewaniem.
- Nawet
jeśli nie wysłucha do końca, albo nie uwierzy, to zasiejesz w nim ziarno
niepewności, a wtedy Ewelina je rozwieje, po nitce do kłębka, wszystko będzie
dobrze, Lenka – mówi z przyciśniętymi do twojej głowy ustami, a jego oddech
rozwiewa pasma twoich włosów, które następnie są brutalnie potraktowane przez
jego niecierpliwe palce. Irytujący dzwonek do drzwi wstrząsa twoim ciałem w
podrygu i wyrywa z marazmu.
- Wejdź! –
donośny, podniesiony ton blondyna roznosi się po całej przestrzeni jego domu. Z
przerażeniem obserwujesz, jak spokojna sylwetka Pawła powoli wstępuje po
schodach i znika z pola twojego widzenia.
- Poljan? –
do twoich uszu dociera niepewny, melodyjny, charakterystyczny ton jego głosu,
na dźwięk którego nawet po dziś dzień przebiega ci wzdłuż kręgosłupa zimny
dreszcz. Nawet pomimo tego, że temperatura za oknem przekracza trzydzieści
stopni. Przystaje w progu kuchennego aneksu zupełnie zaskoczony twoją
obecnością, jednak już z przetrawionym pierwszym szokiem. Przez ułamek sekundy
ustaje bicie twojego serca, a czas na chwilę się zatrzymuje. Próbujesz opanować
nerwowe drżenie warg, wyginających się w półuśmiech, lecz twoje starania
spełzają na zamiarach.
- Chcesz się
czegoś napić? – chrząkasz nieśmiało, popadając w opary absurdu.
- To jest
jakiś żart? – żacha się, ewidentnie zdegustowany – Czemu to robisz? – wzdycha z
niezrozumieniem, przecierając dłonią zmarszczone czoło i bezsilnie kręci głową.
- Chciałam z
tobą porozmawiać – dukasz niepewnie, zaczerpując co raz bardziej nerwowe hausty
powietrza.
- Ale ja nie
chcę! Nie rozumiesz?! – podnosi zirytowany ton swojego głosu, a na jego twarzy
dostrzegasz wkradające się zgorzkniałe rozczarowanie – Po co ty w ogóle tutaj
wracałaś?
-
Przyjechałam to wszystko wyjaśnić.
- Co
wyjaśnić? – instynktownie podchodzisz bliżej niego, jednak krzyczy z wezbraną
wściekłością, wymachując ekspresyjnie rękoma - Co ty chcesz wyjaśniać, co?! –
obdarza cię pogardliwym niedowierzaniem - Zdradziłaś mnie, zostawiłaś,
wyjechałaś …
- Przysięgam
ci, że nigdy cię nie zdradziłam, Michał! – zapierasz się z łamiącym od emocji
kruchym głosem i czujesz, jak każde jego zbolałe słowa tnie niewidzialnym
zimnym, ostrzem twoje płuca, jak wciąż żywy żal w mieniących się niebieskich
tęczówkach przypala cię żywym ogniem.
- Nie przysięgaj,
przecież widziałem!
- Codziennie
myślałam o tym, żeby do ciebie wrócić – z płaczliwym tonem, przełamujesz
granicę i próbujesz dotknąć jego dłoni, jednak momentalnie wyrywa ją, jak
oparzony.
- Już mnie
to nie obchodzi i tak ci nie wierzę – niemalże cedzi, przez zaciśnięte zęby –
Byłaś najgorszym co mnie spotkało i nigdy więcej nie chcę cię już widzieć, dla
mnie umarłaś.
Nie trawisz
zbyt długo sensu słów, po których padnięciu z jego ust, nawet jego doszczętnie
zabolały. Widzisz to w jego oczach, przecież wciąż tak doskonale go znasz,
rozumiesz, czytasz z jego twarzy. Ale nie możesz tutaj zostać ani chwili
dłużej. Wraz z pierwszą słoną łzą spływającą sromotnie po policzku, zrywasz się
do wyjścia i uciekasz, biegnąc przed siebie, jak najdalej od niego, jak
najdalej od twojego krwawiącego serca.
W pierwszym
odruchu obraca się gwałtownie przez plecy i jego szaleńczo bijące serce wciąż
rwie się do biegu za tobą, jednak jego ciało nie wykonuje już żadnego ruchu. Dźwięk
szybko przebierających nóg po stopniach drewnianych schodów, zwiastował
błyskawiczne pojawienie się zirytowanego Poljańskiego, który podbiegając do
Kwiatkowskiego ekscentrycznie popchnął jego bezwładną sylwetkę za ramiona.
- Co ty do
cholery robisz? – grzmi wzburzony szatyn, kiedy ręce blondyna zaciskają się na
jego koszulce.
- Chciałem
po dobroci, ale się nie da – syczy przez zaciśnięte zęby – Posłuchaj mnie
uważnie, Kwiato, bo dwa razy powtarzać nie będę. Okłamałem cię, okej? Nigdy nie
kochałem Leny ani ona mnie, nigdy nie byliśmy razem, a to co wtedy widziałeś,
to była tylko część planu, zwykła mistyfikacja. Ona też cię okłamała, bo siedem
lat temu zachorowała na białaczkę, a teraz ma już drugi nawrót i do cholery
jeśli mi nie wierzysz spytaj się swojej siostry, bo twoi rodzice i brat też cię
kurwa całe życie okłamywali!
- Jaka
białaczka, jakie kłamstwa, co ty chrzanisz, Poljan?! – Michał kręci głową z
niedowierzaniem i strąca rozluźniający się uścisk blondyna – Chyba fantazja za
bardzo cię ponosi – kpi, prosto w jego oczy i wciąż parskając i marszcząc czoło
z niezrozumieniem, oddala się do drzwi.
Your heart is gold and how am I the one
That you've chosen to love
I still can't believe that you're right next to me
After all that I've done
That you've chosen to love
I still can't believe that you're right next to me
After all that I've done
A w
następnym w końcu grzeszki i intrygi się wyjaśnią.
Na Amstel
było bardzo blisko, ale niestety wielki, doświadczony mistrz Gilbert pokonał
naszego mistrza. Dzieli ich chyba z 10 lat różnicy, co w kolarstwie jest atutem
starszego Belga. Chociaż i tak chylę czoła przed Michałem za to jak odstawił
Valverde i van Avearmeta. Jutro Walońska Strzała, a w niedzielę wierzę, że
Kwiato wygra drugi monument w tym sezonie Liege-Baston-Liege! Jest niesamowicie mocny w tym sezonie, jak nigdy, będziemy mieli przez niego jeszcze wiele lat powodów do dumy!