poniedziałek, 3 kwietnia 2017

You have my heart and we'll never be worlds apart.




Kiedy słońce świeci, my świecimy razem
Powiedziałam ci, że będę tu na zawsze
Powiedziałam, że zawsze będę twoim przyjacielem
Złożyłam przysięgę i wytrwam w niej do końca



Czechy, maj 2007.

- Czyli podoba ci się Kwiato? – wargi Gołasia wyszczerzają się w diabelski i dwuznaczny uśmiech, a jego brwi kilkukrotnie unoszą się ku górze dość figlarnie.
- Nie! – niemal się zapowietrzasz i zaprzeczasz gwałtownie, wpatrując się w usytuowaną przed tobą taflę lustra i odbijającą się za twoją sylwetką twarz twojego sąsiada – Skąd taki idiotyczny pomysł? – parskasz przez zaciśnięte zęby i podskakujesz przy tym na czarnym, niewygodnym krzesełku, a kobieta machająca pędzlem po twojej umalowanej twarzy, syczy z niezadowolenia.
- Może stąd, że co godzinę wypytujesz się, czy Michał na pewno wygra Mały Wyścig Pokoju? – dywaguje blondyn, drapiąc się po podbródku – A może stąd, że o bycie hostessą na głównej dekoracji walczyłaś jak lwica, niczym Polska o niepodległość pod zaborami – dodaje, szepcząc tuż nad uchem, ewidentnie się z ciebie naigrywając.
Kobieta, która dba dzisiaj o twoją naganną aparycję, wieńczy swoje dzieło i zwalnia cię z pufiastego siedzenia, dziękując skinieniem głowy. Odwraca obrotowy fotel, a ty mrużysz złowrogo oczy, kiedy spotykasz się spojrzeniem z rozbawionym blondynem.
- To kolejny punkt, który będzie warto dodać kiedyś do mojego CV – strzepujesz wyimaginowany kurz z ramion twojej czerwonej sukienki, idealnie dopasowanej do twojej sylwetki, uwydatniającej duże piersi i odsłaniające zgrabne, długie i opalone nogi.
- Słucham? – prycha z ignorancją - Całowanie kolarzy na podium pasuje do bycia harcerką, przewodniczącą szkoły, siatkarką drugiego zespołu Torunia i bycia wolontariuszem hospicyjnym, jak wół do karety – wylicza skrupulatnie na długich, kościstych palcach, po czym zakłada ręce na krzyż w geście triumfu, w przekonaniu, że celnie cię wypunktował i  zdemaskował.
- Widocznie niewiele rozumiesz z oczekiwań aktualnego rynku pracy – rzucasz kąśliwie, wymijając sylwetkę Gołasia i  opuszczając z nim pomieszczenie.
- Szczególnie adwokackiego – przyznał rozbawiony skinieniem głowy – Nie rozumiem, dlaczego nie chciałaś mu dać swojego numeru telefonu, kiedy o to prosił, albo kiedy udawałaś, że cię nie ma w domu, jak do ciebie przyszedł, a teraz jesteś tutaj – zrobił tajemniczą pauzę - dla niego – dodaje, znacząco akcentując i unosząc brwi z niezrozumieniem – Niedostępną zgrywasz? Kiepsko.
- Przypomnij mi proszę, co ty tutaj w ogóle robisz? – fukasz, starając się zamaskować włosami palące od czerwoności policzki.
- Przywiozłem cię tutaj, dziecko – wywraca aktorsko oczami –  Mam nadzieję, że przez to zostanę chociaż świadkiem na waszym ślubie – wkłada ci sprytnie palce pomiędzy żebra, a ty niemal upadasz przez nieskoordynowany ruch w niebotycznie wysokich szpilkach, jednak Goły w porę wykazuje się nieocenionym refleksem.
- Wygląda na to, że dzisiaj wygra Rafał! – krzyczy niemal z daleka rozentuzjowany Marcin, który powoli postanowił zrezygnować ze swojej czynnej miłości do rowerów i obrać inną życiową ścieżkę. Parę kroków dalej kroczy koło niego średniego wzrostu szatyn, poruszający się o dwóch kulach i prawej nodze w szynie gipsowej.
- Jaki Rafał?! – pociągasz Gołasia za rękaw bawełnianej koszulki z przerażeniem rozszerzającym twoje czarne źrenice – Mówiłeś, że wygra Michał! Ja pitole Goły, ja cię zaraz rozszarpię!
- Przynajmniej będzie to męczeńska śmierć – mamrocze pod nosem rozbawiony młodszy z braci, a starszy wybucha niepohamowanym śmiechem, niemal pokłada się i turla w błocie ze śmiechu. Masz nieprzejednaną ochotę utopić w gęstej, błotnistej cieczy jego trzęsący się ze śmiechu łeb.
- O kurwa – próbuje się opanować i powoli wstaje z kolan – Słyszeliście jaka panika w głosie? – jedną dłonią łapie się za bolący od śmiechu brzuch, a drugą opiera o twoje ramię – Jemu chodziło o to, że Majka wygra dzisiejszy etap, generalka jest nie do ruszenia, wyluzuj – dotyka ręką twoich włosów z zamiarem ich roztrzepania, jednak w ostatniej chwili trącasz jego dłoń i mrużysz nieprzejednanie oczy.
- To nie było śmieszne.
– Radek – zwraca się do kulejącego chłopaka, który podnosi brwi ze zdziwieniem, lecz palcem ordynarnie wskazuje na ciebie – To będzie kiedyś twoja bratowa, moje kondolencje.
- Nie masz za grosz kultury, Gołaś! Palcem się nie pokazuje, ty wieśniaku chowający się razem z bydłem – warczysz nieprzyjemnie, czując się skrępowana i zażenowana głupimi docinkami twojego sąsiada przy bracie Michała, więc odchodzisz nadeptując, długą, kremową szpilką z pełną premedytacją na stopę blondyna, który wydaje z siebie przeciągły jęk i przez jeszcze kilka chwil jego krzyk przeszywa powietrze na kawałeczki.


Stoisz z lekko drżącymi kolanami, uginającymi się zdradziecko, kiedy tylko masz wykonać ostrożny krok w stronę podium.  Przygryzasz nerwowo dolną wargę, jednak po chwili, kiedy Michał wchodzi na najwyższy stopień, lęk i niepewność spinające wszystkie twoje mięśnie zanikają.  Unosi ręce ku górze w wyrazie triumfu w klasyfikacji generalnej i odbiera zasłużoną nagrodę oraz puchar z rąk dwóch mężczyzn.  Podpierasz się na ramieniu szatyna i wstępujesz na schodek równolegle z drugą hostessą stojącą po jego lewej stronie. W chwili, w której Kwiatkowski powinien jeszcze przez chwilę celebrować trofeum w błysku fleszy, odwraca powoli głowę i ze zdradzającym go błyskiem w źrenicy obdarza cię zaskoczonym, rozbieganym spojrzeniem.
- Lena? Co ty tutaj robisz? – z jego rozwartych ze zdziwienia ust wybrzmiewa przełamany nutą radości głos.
- Niespodzianka – uśmiechasz się niepewnie i podnosisz na niego nieśmiało spuszczoną do tej pory głowę. Słyszysz okrzyki i przeciągłe gwizdy chełbiące twoją wyeksponowaną dziś urodę oraz namiętne spojrzenia rzucane na twoje odsłonięte atuty wśród zgromadzonego tłumu mężczyzn. Jednak ty szukasz podziwu tylko w jego ciepłych, niebieskich tęczówkach, w których dobrowolnie pragniesz utonąć. Schylasz się wraz ze współtowarzyszką, by uhonorować głównego zwycięzcę. Muskasz wargami jego policzek i przywierasz na nieco dłużej niż brunetka po drugiej stronie. Kiedy odklejasz usta od jego miękkiej w dotyku skóry, słyszysz przeciągły gwizd i przeciągły pomruk, który pochodził, jak bezbłędnie weryfikujesz z warg Gołasia. Ścierasz kciukiem pozostawiony ślad szminki z lica Michała, gładząc go delikatnie obuszkiem kciuka, kiedy on zerka na ciebie nieśmiało, czerwieniąc się na twarzy.
- Moje gratulacje – szepczesz z ciepłym uśmiechem i oddalasz się, chcąc opuścić podium, jednak jego dłoń skutecznie zaciska się na twojej talii i przyciąga stanowczo do siebie. Zatrzymana w jego objęciach, zderzasz się z jego sylwetką, by po chwili przylgnąć do niej zbyt blisko i wstrzymać oddech niestosowna bliskością. Spuszczasz głowę i próbujesz uciec wzrokiem w bok na wszystkie strony, kiedy serce bije ci jak oszalałe, chcąc wyrwać się z piersi i być jak najbliżej niego.
- Dzisiaj mi nie uciekniesz – wyszeptuje gdzieś tuż nad twoim uchem, wtapiając swoją twarz w twoje pachnące piżmem i pomarańczą włosy.
- Nie mam takiego zamiaru – podnosisz na niego swój wzrok i spadasz co raz szybciej, co raz głębiej, co raz mocniej, w jakąś magiczną, niewidzialną bezdenną głębinę błękitu.
- Poczekaj na mnie chwilę, jeden dziennikarz, krótki masaż i szybki prysznic – łapie cię delikatnie za rękę, a ty masz wrażenie, jakby złapał cię za serce – A potem zabieram cię do Pragi, mam nadzieję, że tam na randce jeszcze nie byłaś.
- Na randce nie – kręcisz delikatnie głową, a kąciki ust wyginają się samoistnie. Nim odwraca się plecami, poprawia jedynie twój niesforny kosmyk włosów, wkładając go w odpowiednie miejsce za uchem.
- Do zobaczenia – odchodzi z filuternym uśmiechem na ustach, a ty wstępujesz pomiędzy tłum i nawet nie przejmujesz się zbytnio, że za chwilę usłyszysz z ust Gołasia kolejne żarty i przedrzeźnienia. Jest ci zupełnie wszystko jedno. Błogi stan unoszący cię ponad błotnistą ziemię, wynoszący gdzieś ponad bosy spacer na kłębkach białych chmur, które pieszczą żarliwe słoneczne promienie. Czujesz się taka lekka, a jednocześnie nosisz w sobie wszystko, chcąc obdzielić wszystkimi tętniącymi barwami każdego z osobna.
- A co ja mam zrobić, żeby następnym razem dostać takiego soczystego buziaka od takiej piękności?
Spoglądasz przez plecy z przygryzioną wargą, w miejsce skąd dochodził kaleczony polski język z rozbrajającym akcentem. Spocony chłopak wciąż siedzący na swoim rowerze, zdejmuje kask i przeczesuje dłonią mokre włosy, po czym lustruje cię ognistym spojrzeniem, które przepala ci skórę.
- Obawiam się, że nie jesteś wystarczająco dobry – prychasz i kręcisz powątpiewająco głową, nieco zła faktem, iż nieznany ci intruz przekuł twoją mydlaną bańkę, raptownie sprowadzając na ziemię.
- Mogłabyś się przekonać i wtedy zweryfikowałabyś swoją błędną tezę – uniósł enigmatycznie do góry jedną brew i obdarzył cię nieprzyzwoitym, szelmowskim uśmiechem.
- Jesteś taki pewny siebie?
- Jestem po prostu najlepszy, piękna – stwierdza zuchwało i zniża uwodzicielsko ton swojego głosu, delikatnie się nad tobą pochylając, czym zaburza strefę twojego komfortu.
- Dzisiaj nie byłeś, Alvaro – kładziesz dłoń na jego pierś i znacząco odpychasz, patrząc na chłopaka z politowaniem, a on jedynie parska niewezbranym śmiechem.
- Jestem Peter, Peter Sagan, jestem i będę najlepszym kolarzem, jak wgłębisz się w temat bardziej, to się do mniej odezwij – puszcza ci uwodzicielsko oczko, powoli zawracając swoim rowerem – Michał ma mój numer, jakby co.
- Widzę, że poznałaś Petera, mówimy Piotrek, z racji tego, że urodził się jedynie 50 kilometrów od polskiej granicy – zauważa rezolutnie stojący obok ciebie Gołaś w dość prześmiewczym tonem i skubiąc nerwowo dolną, spierzchniętą wargę.
- Jest taki dobry, jak o sobie mówi?
- Powiedziałbym, że jest nawet bardzo dobry, tylko dość specyficzny – żacha się i spogląda na ciebie wymownie – Ma osobliwe upodobania, bardzo lubi szczypać ładne dziewczyny w tyłek, albo dotykać ich piersi , więc ciesz się, że nie musiałaś go dzisiaj honorować.



Nie ma odległości pomiędzy naszą miłością
Więc idź naprzód i pozwól deszczowi lać
Będę wszystkim czego potrzebujesz i więcej



Toruń, lipiec 2007.

- Kiedy wygrywam po ataku mówią, że grupa nie goniła mnie wystarczająco, a jak finiszuje z peletonu, to że trzymałem komuś koło i miałem szczęście – wzdycha smutno i przeczesuje dłonią włosy, po czym ukrywa zmęczoną twarz w szorstkich dłoniach, zamaszyście nimi pocierając i kręcąc przecząco głową.  Sznurujesz swoje wargi, a po chwili przetrawionej ciszy, zeskakujesz z białej komody na której uprzednio siedziałaś z bezwładnie wiszącymi nogami i podchodzisz do swojego łóżka, na którego skraju siedzi Michał.
- Daj spokój – trącasz go delikatnie łokciem i zaciskasz dłonie na skrawkach materiału - Dla niewłaściwych ludzi cokolwiek zrobisz będzie nieodpowiednie. Jesteś naprawdę dobry, a twoja rodzina naprawdę mocno cię wspiera, widziałam.
- Tak – mruży oczy pod wpływem promieni słonia przedostających się przez szczeliny okna - Przepraszam, że musiałaś ostatnio spędzić cały dzień z moim bratem.
- Jazda autem w twoim tempie rekonesansu i śpiewanie piosenek Bon Jovi z Radkiem nie były straconym czasem – gwałtownie zaprzeczasz, mimowolnie się uśmiechając na samo wspomnienie wszystkich fałszów, w których toczyliście wyrównany pojedynek.
- Myślałem, że mi kibicowaliście, a nie koncertowaliście – obrusza się z przełamującym filuternym uśmiechem rysującym się na jego opalonej twarzy, na której odznaczają się blade ślady po okularach i zapięciach od kasku.
- Zazdrośnik – wywracasz komicznie oczami i delikatnie wystawiasz koniuszek języka.
- Wcale nie – zaprzecza gwałtownie – Jak on w ogóle przeżył twoje solowe występy?
- Podobnie, jak twoje ostatnie kryterium w Krakowie, nie chciał tego oglądać – śmiejesz się perliście, a szatyn dźga cię w żebra z niewdzięcznym wyrazem twarzy. Reflektujesz się za znienawidzoną zaczepkę i chwytasz rąbek materiału, satynowej poduszki zdzielając go siarczyście po głowie. Jego spryt i refleks pozbawiają cię jednak dość szybko śmiertelnej broni, którą bezskutecznie starasz się wyrwać już z jego uścisku.
- Oddaj – jęczysz błagalnie, chcąc sięgnąć po poduszkę, którą błyskawicznie chowa za swoimi plecami. Twoje łapczywe ruchy kończą się nie tylko fiaskiem, ale skutkują również zbyt ciasną przestrzenią pomiędzy waszymi ciałami. Naelektryzowane powietrze spala się jaskrawym płomieniem i pali na twoich rozwartych wargach, na których szatyn przelotnie skupia swoje spojrzenie. Możesz nawet skrupulatnie policzyć wszystkie krople potu na jego czole. Przełyka głośno ślinę, kiedy wstrzymujesz drżący oddech i odchrząkuje znacząco, przez co wydaje ci się, że dzielący was dystans znacznie się powiększa.
- Wiem, że ostatnio nie udało nam się wyjść ani do kina, na bilard, kręgle i karting – zagaja słabym, niemal niesłyszalnym głosem, wędrując rozbieganym spojrzeniem po każdym zakamarku, skutecznie unikając nieroztropnego spojrzenia w twoje wyczekujące tęczówki - Ale jeśli możesz zarezerwuj sobie trzeci weekend lipca.
- Nie bardzo rozumiem – opadasz na pościel, mrucząc niewyraźnie i uważnie przyglądając się, jak nerwowo i  niecierpliwie bawi się swoimi nieco drżącymi palcami dłoni.
- Chciałbym, żebyś pojechała ze mną na mistrzostwa Europy do Bułgarii – mówi na wydechu po głębszym zaczerpnięciu powietrza i z niepewny   twojej reakcji, przygląda ci się badawczo.
- Żartujesz? – mrugasz kilkukrotnie rzęsami, zupełnie zaskoczona jego słowami.
- Mówię poważnie, czemu nie miałabyś sobie zrobić krótkich wakacji?


Masz moje serce
I nigdy nie będziemy oddzielnymi światami
Być może w gazetach
Ale ty nadal będziesz moją gwiazdą
                                                        

Bułgaria, lipiec 2007.

Wygrał. Został mistrzem Europy Juniorów. Był najlepszy, najszybszy i najsprytniejszy ze wszystkich, którzy teraz z zawiedzionymi nadziejami przekraczają kolejno linię mety. Wielcy znawcy i łowcy talentów już dzisiaj zachwycali się jego absolutnie wspaniałą techniką, inteligencją taktyczną, płynnym poruszaniu się w peletonie i boską smykałką do kolarstwa. Już w jutrzejszej prasie młody, polski cyklista miał zostać nazwany ‘bałkańskim tygrysem’ i zostać okrzyknięty nadzieją polskiego kolarstwa. Od jutra dla całego kraju miało stać się jasne, to co za oczywiste niewielu uznawało już wcześniej.
Nie możesz opanować spływających po czerwonym policzku łez radości, których słony smak na ustach jest zbawienny dla mocno płonącego serca. Przez szklące się oczy nie jesteś w stanie nawet dokładnie dostrzec jego miny i wszystkich emocji, które popchały go do przyjazdu pod barierki za strefą. Jego ojciec ściska go mocno, a brat poklepuje po plecach, wciąż uwalniając wezbrane emocje w długim, przeszywającym krzyku, tnącym powietrze na kawałki. Jednak po chwili to w twoich ramionach tkwi najdłużej. Zatapiasz się w czeluściach jego uścisku, zaciskając kurczowo dłonie na śliskim materiale jego koszulki i choć tak bardzo nie chcesz, to musisz go puścić.
- Jesteś najlepszy, Michał – odchylasz głowę i opierasz swoje czoło o jego, błądząc gdzieś drżącą dłonią po jego karku.
- Przestań płakać, głupia – zaśmiewa się cicho i z szerokim uśmiechem, przeciera delikatnie kciukiem mokry obszar pod twoimi świecącymi się oczami – Zaraz wrócę.
Nie wrócił ani za chwilę, ani za kwadrans, ani za godzinę. Rzesza fotoreporterów, dziennikarze, sponsorzy, dyrektorzy pojmali w swoje paszcze juniora, a to wszystko jeszcze na długo przed dekoracją i świętowaniem. Jesteś z niego równie dumna, co stojący obok ciebie pan Wojciech, czy Radek, odbierający z entuzjazmem telefony kierowane do Michała. Wiesz ile codziennie poświęca, by każdego dnia być w jak najlepszej dyspozycji i ile wyrzeczeń niesie za sobą droga do profesjonalizmu, jaką sobie objął. Ile ciężkiej pracy, autentycznego potu, bólu i prawdziwej krwi go to wszystko kosztuje. Walka o marzenia, o swoją pasję, to ciężkie kroki. Wszystko jest idealnie zaplanowane, długofalowy rozwój, plan i inwestycja. Każdy dzień jest skrupulatnie rozpisany treningowo, siłowo i dietetycznie. Zastanawiasz się, czy pomiędzy szkołą, treningami, a zawodami mogłoby być miejsce dla ciebie. Wiesz, że nigdy nie wygrasz z kolarstwem i nawet nie zamierzasz z nim konkurować. Może jedynie chciałabyś kiedyś być równie ważna dla niego jak rower. Cokolwiek by się stało i miało zmienić po dzisiejszym wielkim sukcesie, wiesz, że on wciąż pozostanie sobą, skromnym chłopakiem z Działynia, który jedzie po swoje marzenia i cokolwiek miałoby się zmienić, to chcesz, żeby wiedział, że zawsze może na ciebie liczyć i zawsze będziesz go wspierać całym sercem. Sercem, które pęka, kiedy widzi, jak strzela na wysokim podjeździe i zostaje z tyłu grupy, serce, które płacze za każdym razem, kiedy upada w kraksie, serce, które rwie się do walki za każdym razem, kiedy i on zaczyna atakować. Twoje serce chyba już do niego należy.
Jesteś tutaj dla niego. Świętujecie wszyscy razem, świetnie bawiąc się na złotych piaskach i nad Morzem Czarnym, w strojach kąpielowych i z kolorowymi parasolkami w napojach. Choć to Michał ma dzisiaj największe powody do świętowania, to o dziwo nie jego szklanka jest wypełniona wysokoprocentowymi trunkami. Słońce właśnie mozolnie zachodzi za horyzontem, roztaczając swą aurą zaróżowiałą paletą barw. Delikatny porywczy wiatr przemyka pomiędzy kosmykami twoich włosów i muska pieszczotą skórę, jak najczulszy kochanek. Prozaiczny, nadmorski zapach unosi się magicznie ponad ziemią wraz z mieniącym się lekkim powietrzem. Michał niesie cię na plecach przy brzegowej linii, a ty szczelnie oplatasz nogami jego sylwetkę, przylegając nagim ciałem, przez który przechodzi zimny dreszcz w ten kontrastujący upalny dzień. Zaśmiewasz się w głos z jego kolarskiej opalenizny i nawet nucona pomrukiem przez niego piosenka Princea  o najpiękniejszej dziewczynie na świcie nie jest w stanie cię zmiękczyć. Zrzuca cię tylko na chwilę, by podejść przywitać się z trenerem. Tylko przez chwilę błogie fale obmywają twoje bose stopy, gdyż niespodziewanie rozpędzony i biegnący w twoją stronę Sagan, chwyta cię w tali i przerzuca przez plecy, sunąc na przekór niespokojnym wodom i wrzucając cię z dźwięcznym rozbryzgiem w głęboką morską toń.
- Cholera jasna, Peter! – podnosisz swój krzykliwy ton i wyswobadzasz się spod jego przytłaczającego balastu, podążając sukcesywnie do brzegu przemoknięta od stóp do głów. Zanurzasz bose stopy w ciepłym piasku, podążając do rozpalanego przez Poljańskiego ogniska, skutecznie ignorując i puszczając mimo uszu nawoływania Słowaka. Duszne powietrze pomieszane z gorącym płomieniem w ułamku sekundy osusza twoje ciało i włosy, które układają się niemal w wystylizowane fale największej filmowej gwiazdy.
- Peterek zmoczył ci ciałko? – blondyn zdusza parsknięcie na końcu ust, przystawiając do nich wierzch dłoni, po czym dorzuca do płonącego słupa długą gałąź.
- Pilnuj lepiej swoich siatkareczek, bo widzę, że Peterek chętnie nimi się zajmuje – przedrzeźniasz Pawła z sączącą się z wykrzywionych ust niepochlebną ironią, po czym siadasz przy płonącym ognisku i z nostalgią podciągasz kolana pod brodę. Gorące płomienie obejmują suche drewno, a ciebie czyjeś męskie dłonie, skrzętnie zarzucające na twoje nagie, niczym nie okryte ramiona dużą bluzę. Pociągasz lekko nosem spod przymkniętych błogo powiek i od razu bezbłędnie rozpoznajesz zapach Michałowych perfum. Szatyn przysiada za twoimi plecami, obdarzając cię delikatnym uśmiechem i ciepłym dotykiem obejmujących cię ramion. Przylegasz plecami do jego przesłoniętej bawełnianym materiałem piersi, od której czujesz nierytmiczne, przyspieszone bicie jego serca. Wstrzymujesz w płucach oddech przesiąknięty jego zapachem, ogień trzaska pomiędzy konarami, krzyki, piski i śmiechy wypełniają nagrzane powietrze, a w tle rozbrzmiewa Coco Jambo, co wzbudza entuzjazm tłumu. Wiedziałaś, że nie przepada za publicznym pokazywaniem, jak nieudolnie podryguje do muzyki, ale nie spodziewałaś się, że zostaniesz nagle siłą pociągnięta za rękę i trafisz prosto w ramiona Sagana.
- Mogę prosić? – Słowak nie czekając na twoje uprzednie przyzwolenie, ściąga z ciebie wierzchnią odzież i rzuca szarą, bluzą w zdezorientowanego Kwiatkowskiego, po czym porywa cię wprost do wirującego tłumu. Nie musisz się odwracać, by czuć zbolałe spojrzenie Michała. Mimowolnie podrygujesz do taktów muzyki, jednak wijący się nadmiernie ekspresywnie i prowokacyjnie Słowak, zmusza cię do grzecznego podziękowania.
- Naprawdę nie rozumiem co ty widzisz w Kwiatkowskim – parska, kręcąc głową z niedowierzaniem i przybierając swój przebiegły uśmiech chochlika. Stoicie naprzeciw siebie, wśród trącających was łokciami ludzi, mierząc się niezrozumiałymi spojrzeniami – Jestem niezaprzeczalnie przystojniejszy i to ja wielokrotnie byłem od niego lepszy na trasie. To ja jestem nadzieją, która podbije kolarski świat – jego pewność siebie bije z porażającą odrazą.
- Być może – wzruszasz bezwiednie ramionami – Ale dla mnie on zawsze będzie lepszy od ciebie – dodajesz z ignorancją, szepcząc mu nad uchem dobitnie ostatnie słowo, mając głęboką nadzieję, że utrwali się ono gdzieś w mózgowych zwojach. Odwracasz się z pewnością na pięcie, jednak nie dostrzegasz nigdzie znajomej ci sylwetki, a jedynie pozostałą w jego miejscu odzież. Zakładasz ją na ramiona, skrzętnie naciągając zbyt długie rękawy i dopadasz do Poljańskiego flirtującego z uroczą blondynką.
- Gdzie on jest?
Paweł niechętnie i z przekąsem kiwa głową w stronę, w której natychmiast lokujesz swój wzrok. W oddali rejestrujesz postać samotnie stąpającą przy brzegu rzeki, a z każdym krokiem bliżej, rozpoznajesz w niej Michała, który sukcesywnie rzuca kamieniami do morza. Przez chwilę głuchą ciszę wypełnia tylko szum fal i powiew lekkiej bryzy, przemykającej gdzieś pomiędzy kosmykami twoich włosów.
- Nie lubisz hucznych imprez? – pytasz, a na dźwięk twoich słów jego sylwetka odwrócona do ciebie plecami wyraźnie się prostuje.
- Wystarczy, że Peter lubi – parska żałośnie – Idealnie się w nich odnajduje – odprowadza wzrokiem ostatni, najdalej lecący kamień i otrzepuje dłonie z brudnego piasku.
- Chyba dzisiaj trochę tobie zazdrości tej koszulki mistrza – pocierasz dłońmi o ramiona, a on ostrożnie zerka przez plecy. Mogłabyś przysiąc, że kąciki jego ust lekko drgnęły w półuśmiech, kiedy dostrzegł, że z powrotem przywdziałaś jego bluzę.
- Nie tylko koszulki – mamrocze niewyraźnie pod nosem, spuszczając głowę i dłubiąc nogą w kupie mokrego piachu – Dzisiaj byłem lepszy, ale to o nim mówią, piszą i wróżą wielką karierę, to jego chcą już dzisiaj kluby z kolarskiej elity – odwraca się do ciebie, wsuwając nonszalancko dłonie do kieszeni spodni, nie walcząc nawet z wiatrem buszującym mu po głowie – Poza tym jest taki super, zabawny, towarzyski, otwarty i przystojny.
- Zabawne – kręcisz z rozbawieniem głową – Przed chwilą to samo sam o sobie powiedział.
- I dałaś się przekonać? – unosi obydwie brwi ku górze, marszcząc znacząco czoło i siada tuż na linii brzegu.
- Pytasz czy też tak uważam? – dywagujesz i kucasz obok niego, nie spuszczając swojego lustrującego spojrzenia z jego twarzy.
- Chyba tak – uśmiecha się niepewnie sam do siebie z pustym wzrokiem, skupionym gdzieś w niezidentyfikowanym, martwym punkcie.
- Nie mogę powiedzieć, nie jestem obiektywna – rozkładasz bezradnie ręce i wydymasz wargi, kręcąc głową.
- Po prostu powiedz co myślisz – szepcze, powoli odwracając głowę i zawiesza swoje roziskrzone diamentami niebieskie tęczówki w twoich. Serce szybciej tłoczy krew, oddech miarowo się spłyca, a twoją twarz błogo owiewa, jego słodki oddech.
- Dla mnie to ty jesteś i zawsze będziesz najlepszy, Michał – niemalże szepczesz bezsilnie z błagalną nutą emocjonalnego przekonania i nieśmiało gładzisz wierchem dłoni jego policzek - We wszystkim.
- Lena … - cichy jęk wydobywa się z jego drżących warg - Nie mów tak, proszę – bezsilnie przymyka powieki, nie potrafiąc już zapanować nad niekształtnym dźwiękiem swojego głosu.
- Chciałeś wiedzieć co myślę, a ja po prostu tak czuję – wyjaśniasz pospiesznie, gdyż wasze twarze dzieli jedynie kilka centymetrów, gęstego, nabrzmiałego i rozgrzanego powietrza.
- Ty nic nie rozumiesz – kręci niemo głową z dezaprobatą i opierając swoje czoło o twoje, oznajmia ci melodyjnie prosto w oczy - Ja się w tobie zakochałem, Lena.
- A myślisz, że powiedziałabym ci to, gdybym i ja w tobie nie była? – wyszeptujesz końcem warg, które po chwili zostają delikatnie muśnięte przez jego usta. Czujesz, jakby ktoś odciął ci na chwilą prąd, a zwarcie spowodowało sylwestrowy wystrzał fajerwerków i sztucznych ogni w twojej głowie. Myśli kłębią się jedynie w około jego osoby. Wciąż obejmuje twoje wargi swoimi, czule, powoli i miękko. Słodkość wylewa się na twoje serce i roztapia twoje serce na miękko papkę, wciąż żarliwie bijącą w twoich piersiach. Wszystkie bodźce z zewnątrz przestają do ciebie docierać, a mięśnie w nogach wiotczeją. Delikatnie wsuwasz swoją dłoń muskającą jego kark i wplatasz we włosy, przyciągając jego twarz jeszcze bardziej bliżej swojej. Po chwili napiera na ciebie bardziej i rozsuwa sprytnie swoim językiem twoje ściśnięte wargi, dogłębnie penetrując twoją szczękę i zabawiając się z twoim podniebieniem. Jęczysz cicho wprost w jego usta i siadasz okrakiem na jego kolanach, czując jak przykłada swoją wędrującą dłoń do twoich pleców. Odrywa się z kleistym oddechem, aby zaczerpnąć haust zbawiennego powietrza, uśmiechając się szeroko, a ty kładziesz swoją dłoń, gładząc jego policzek.
- Nigdy mnie nie zostawiaj, Lena.


Teraz kiedy pada bardziej niż zwykle
Wiedz, że nadal będziemy mieli siebie
Możesz stanąć pod moim parasolem






Dzisiaj same wspomnienia z przeszłości. Petera nie darzę jakoś wielką sympatią, nie tylko dlatego, że rywalizuje z Michałemod wieku juniora. Słodko? Do czasu. Tak, tutaj Michał będzie do bólu idealny, bo taki ma być. Ja takiego go widzę. Skromnego człowieka, który odbija się od dna, przez którego pokochałam kolarstwo. W tym tygodniu Kraj Basków, ale już od 16 zaczynamy ardeński tryptyk i alezz Kwiato!




6 komentarzy:

  1. wrócę do naszego herosa ❣ przy kawie, raniutko. Michały zawsze są idealni, aż boli 💃

    ściskam, ret

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podziwiam Cię za te wspomnienia tak namacalne, tak prawdziwe. pokazujesz, że było dobrze - kiedyś wszystko było prostsze. Michał rzeczywiście zachowuje się jak heros, jak człowiek bez skazy ❣ czuję, że to opowiadanie będzie trudne z całym tym powrotem i wszystkimi tajemnicami, które oni schowali gdzieś głęboko.

      czekam, trochę z bijącym sercem
      ret.

      Usuń
  2. zakochałam się w tym rozdziale <3

    OdpowiedzUsuń
  3. BICZUJĘ SIĘ. Nie mam ostatnio czasu. Ale w weekend siadam i nadrabiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wracam te 19 dni później. Przeczytane. I cholera, popłakałam się.
      Dawno nikt tak pięknie nie pisał o pierwszej miłości, o tym, jakie to wszystkie jest proste i jak bardzo chcecie iść razem stawić czoła życiu... Piękne są pierwsze miłości. Bo nawet gdy je tracimy, tak jak zrobiła to Lena, to nigdy o nich nie potrafimy zapomnieć. A że czas uczy nas pokory i pokazuje, że nie było warto Go nigdy tracić... czasami jest za późno.

      Znając mnie, pewnie za kilka rozdziałów powiem, że nie chcę żeby Lena wracała do Michała. Ja z reguły jestem człowiek, który nie daje drugiej szansy... I może stwierdzę, że Michał nie powinien znowu pozwolić sobie dać wejść z butami w życie... Ale to może później. Dzisiaj kibicuję, bo pierwszym miłościom powinno się kibicować <3

      Usuń
  4. lubię opowiadania, w których autorzy dają czytelnikom cząsteczkę wspomnień, a Ty dajesz nam długi fragment prawdziwych emocji, brawo.
    Michał jest takim potulnym barankiem, takim kochanym człowiekiem z sercem i niech takim zostaje. Proszę tylko o to, aby nie skreślał Leny na zawsze.
    Ściskam.

    OdpowiedzUsuń