Kiedy słońce
świeci, my świecimy razem
Powiedziałam
ci, że będę tu na zawsze
Powiedziałam,
że zawsze będę twoim przyjacielem
Złożyłam
przysięgę i wytrwam w niej do końca
Czechy, maj
2007.
- Czyli
podoba ci się Kwiato? – wargi Gołasia wyszczerzają się w diabelski i dwuznaczny
uśmiech, a jego brwi kilkukrotnie unoszą się ku górze dość figlarnie.
- Nie! – niemal
się zapowietrzasz i zaprzeczasz gwałtownie, wpatrując się w usytuowaną przed
tobą taflę lustra i odbijającą się za twoją sylwetką twarz twojego sąsiada –
Skąd taki idiotyczny pomysł? – parskasz przez zaciśnięte zęby i podskakujesz
przy tym na czarnym, niewygodnym krzesełku, a kobieta machająca pędzlem po
twojej umalowanej twarzy, syczy z niezadowolenia.
- Może stąd,
że co godzinę wypytujesz się, czy Michał na pewno wygra Mały Wyścig Pokoju? –
dywaguje blondyn, drapiąc się po podbródku – A może stąd, że o bycie hostessą
na głównej dekoracji walczyłaś jak lwica, niczym Polska o niepodległość pod
zaborami – dodaje, szepcząc tuż nad uchem, ewidentnie się z ciebie naigrywając.
Kobieta,
która dba dzisiaj o twoją naganną aparycję, wieńczy swoje dzieło i zwalnia cię
z pufiastego siedzenia, dziękując skinieniem głowy. Odwraca obrotowy fotel, a
ty mrużysz złowrogo oczy, kiedy spotykasz się spojrzeniem z rozbawionym
blondynem.
- To kolejny
punkt, który będzie warto dodać kiedyś do mojego CV – strzepujesz wyimaginowany
kurz z ramion twojej czerwonej sukienki, idealnie dopasowanej do twojej
sylwetki, uwydatniającej duże piersi i odsłaniające zgrabne, długie i opalone
nogi.
- Słucham? –
prycha z ignorancją - Całowanie kolarzy na podium pasuje do bycia harcerką,
przewodniczącą szkoły, siatkarką drugiego zespołu Torunia i bycia
wolontariuszem hospicyjnym, jak wół do karety – wylicza skrupulatnie na
długich, kościstych palcach, po czym zakłada ręce na krzyż w geście triumfu, w
przekonaniu, że celnie cię wypunktował i
zdemaskował.
- Widocznie
niewiele rozumiesz z oczekiwań aktualnego rynku pracy – rzucasz kąśliwie,
wymijając sylwetkę Gołasia i opuszczając
z nim pomieszczenie.
- Szczególnie
adwokackiego – przyznał rozbawiony skinieniem głowy – Nie rozumiem, dlaczego
nie chciałaś mu dać swojego numeru telefonu, kiedy o to prosił, albo kiedy
udawałaś, że cię nie ma w domu, jak do ciebie przyszedł, a teraz jesteś tutaj –
zrobił tajemniczą pauzę - dla niego – dodaje, znacząco akcentując i unosząc
brwi z niezrozumieniem – Niedostępną zgrywasz? Kiepsko.
- Przypomnij
mi proszę, co ty tutaj w ogóle robisz? – fukasz, starając się zamaskować
włosami palące od czerwoności policzki.
-
Przywiozłem cię tutaj, dziecko – wywraca aktorsko oczami – Mam nadzieję, że przez to zostanę chociaż świadkiem
na waszym ślubie – wkłada ci sprytnie palce pomiędzy żebra, a ty niemal upadasz
przez nieskoordynowany ruch w niebotycznie wysokich szpilkach, jednak Goły w
porę wykazuje się nieocenionym refleksem.
- Wygląda na
to, że dzisiaj wygra Rafał! – krzyczy niemal z daleka rozentuzjowany Marcin,
który powoli postanowił zrezygnować ze swojej czynnej miłości do rowerów i
obrać inną życiową ścieżkę. Parę kroków dalej kroczy koło niego średniego
wzrostu szatyn, poruszający się o dwóch kulach i prawej nodze w szynie
gipsowej.
- Jaki
Rafał?! – pociągasz Gołasia za rękaw bawełnianej koszulki z przerażeniem
rozszerzającym twoje czarne źrenice – Mówiłeś, że wygra Michał! Ja pitole Goły,
ja cię zaraz rozszarpię!
-
Przynajmniej będzie to męczeńska śmierć – mamrocze pod nosem rozbawiony młodszy
z braci, a starszy wybucha niepohamowanym śmiechem, niemal pokłada się i turla
w błocie ze śmiechu. Masz nieprzejednaną ochotę utopić w gęstej, błotnistej
cieczy jego trzęsący się ze śmiechu łeb.
- O kurwa –
próbuje się opanować i powoli wstaje z kolan – Słyszeliście jaka panika w
głosie? – jedną dłonią łapie się za bolący od śmiechu brzuch, a drugą opiera o
twoje ramię – Jemu chodziło o to, że Majka wygra dzisiejszy etap, generalka
jest nie do ruszenia, wyluzuj – dotyka ręką twoich włosów z zamiarem ich
roztrzepania, jednak w ostatniej chwili trącasz jego dłoń i mrużysz
nieprzejednanie oczy.
- To nie
było śmieszne.
– Radek –
zwraca się do kulejącego chłopaka, który podnosi brwi ze zdziwieniem, lecz
palcem ordynarnie wskazuje na ciebie – To będzie kiedyś twoja bratowa, moje
kondolencje.
- Nie masz
za grosz kultury, Gołaś! Palcem się nie pokazuje, ty wieśniaku chowający się
razem z bydłem – warczysz nieprzyjemnie, czując się skrępowana i zażenowana
głupimi docinkami twojego sąsiada przy bracie Michała, więc odchodzisz
nadeptując, długą, kremową szpilką z pełną premedytacją na stopę blondyna,
który wydaje z siebie przeciągły jęk i przez jeszcze kilka chwil jego krzyk
przeszywa powietrze na kawałeczki.
Stoisz z
lekko drżącymi kolanami, uginającymi się zdradziecko, kiedy tylko masz wykonać
ostrożny krok w stronę podium.
Przygryzasz nerwowo dolną wargę, jednak po chwili, kiedy Michał wchodzi
na najwyższy stopień, lęk i niepewność spinające wszystkie twoje mięśnie
zanikają. Unosi ręce ku górze w wyrazie
triumfu w klasyfikacji generalnej i odbiera zasłużoną nagrodę oraz puchar z rąk
dwóch mężczyzn. Podpierasz się na
ramieniu szatyna i wstępujesz na schodek równolegle z drugą hostessą stojącą po
jego lewej stronie. W chwili, w której Kwiatkowski powinien jeszcze przez
chwilę celebrować trofeum w błysku fleszy, odwraca powoli głowę i ze
zdradzającym go błyskiem w źrenicy obdarza cię zaskoczonym, rozbieganym
spojrzeniem.
- Lena? Co
ty tutaj robisz? – z jego rozwartych ze zdziwienia ust wybrzmiewa przełamany
nutą radości głos.
-
Niespodzianka – uśmiechasz się niepewnie i podnosisz na niego nieśmiało
spuszczoną do tej pory głowę. Słyszysz okrzyki i przeciągłe gwizdy chełbiące
twoją wyeksponowaną dziś urodę oraz namiętne spojrzenia rzucane na twoje
odsłonięte atuty wśród zgromadzonego tłumu mężczyzn. Jednak ty szukasz podziwu
tylko w jego ciepłych, niebieskich tęczówkach, w których dobrowolnie pragniesz
utonąć. Schylasz się wraz ze współtowarzyszką, by uhonorować głównego zwycięzcę.
Muskasz wargami jego policzek i przywierasz na nieco dłużej niż brunetka po
drugiej stronie. Kiedy odklejasz usta od jego miękkiej w dotyku skóry, słyszysz
przeciągły gwizd i przeciągły pomruk, który pochodził, jak bezbłędnie
weryfikujesz z warg Gołasia. Ścierasz kciukiem pozostawiony ślad szminki z lica
Michała, gładząc go delikatnie obuszkiem kciuka, kiedy on zerka na ciebie
nieśmiało, czerwieniąc się na twarzy.
- Moje
gratulacje – szepczesz z ciepłym uśmiechem i oddalasz się, chcąc opuścić podium,
jednak jego dłoń skutecznie zaciska się na twojej talii i przyciąga stanowczo
do siebie. Zatrzymana w jego objęciach, zderzasz się z jego sylwetką, by po
chwili przylgnąć do niej zbyt blisko i wstrzymać oddech niestosowna bliskością.
Spuszczasz głowę i próbujesz uciec wzrokiem w bok na wszystkie strony, kiedy
serce bije ci jak oszalałe, chcąc wyrwać się z piersi i być jak najbliżej
niego.
- Dzisiaj mi
nie uciekniesz – wyszeptuje gdzieś tuż nad twoim uchem, wtapiając swoją twarz w
twoje pachnące piżmem i pomarańczą włosy.
- Nie mam
takiego zamiaru – podnosisz na niego swój wzrok i spadasz co raz szybciej, co
raz głębiej, co raz mocniej, w jakąś magiczną, niewidzialną bezdenną głębinę
błękitu.
- Poczekaj
na mnie chwilę, jeden dziennikarz, krótki masaż i szybki prysznic – łapie cię
delikatnie za rękę, a ty masz wrażenie, jakby złapał cię za serce – A potem
zabieram cię do Pragi, mam nadzieję, że tam na randce jeszcze nie byłaś.
- Na randce
nie – kręcisz delikatnie głową, a kąciki ust wyginają się samoistnie. Nim odwraca
się plecami, poprawia jedynie twój niesforny kosmyk włosów, wkładając go w
odpowiednie miejsce za uchem.
- Do
zobaczenia – odchodzi z filuternym uśmiechem na ustach, a ty wstępujesz
pomiędzy tłum i nawet nie przejmujesz się zbytnio, że za chwilę usłyszysz z ust
Gołasia kolejne żarty i przedrzeźnienia. Jest ci zupełnie wszystko jedno. Błogi
stan unoszący cię ponad błotnistą ziemię, wynoszący gdzieś ponad bosy spacer na
kłębkach białych chmur, które pieszczą żarliwe słoneczne promienie. Czujesz się
taka lekka, a jednocześnie nosisz w sobie wszystko, chcąc obdzielić wszystkimi tętniącymi
barwami każdego z osobna.
- A co ja
mam zrobić, żeby następnym razem dostać takiego soczystego buziaka od takiej
piękności?
Spoglądasz
przez plecy z przygryzioną wargą, w miejsce skąd dochodził kaleczony polski
język z rozbrajającym akcentem. Spocony chłopak wciąż siedzący na swoim
rowerze, zdejmuje kask i przeczesuje dłonią mokre włosy, po czym lustruje cię
ognistym spojrzeniem, które przepala ci skórę.
- Obawiam
się, że nie jesteś wystarczająco dobry – prychasz i kręcisz powątpiewająco
głową, nieco zła faktem, iż nieznany ci intruz przekuł twoją mydlaną bańkę,
raptownie sprowadzając na ziemię.
- Mogłabyś
się przekonać i wtedy zweryfikowałabyś swoją błędną tezę – uniósł enigmatycznie
do góry jedną brew i obdarzył cię nieprzyzwoitym, szelmowskim uśmiechem.
- Jesteś
taki pewny siebie?
- Jestem po
prostu najlepszy, piękna – stwierdza zuchwało i zniża uwodzicielsko ton swojego
głosu, delikatnie się nad tobą pochylając, czym zaburza strefę twojego
komfortu.
- Dzisiaj
nie byłeś, Alvaro – kładziesz dłoń na jego pierś i znacząco odpychasz, patrząc
na chłopaka z politowaniem, a on jedynie parska niewezbranym śmiechem.
- Jestem
Peter, Peter Sagan, jestem i będę najlepszym kolarzem, jak wgłębisz się w temat
bardziej, to się do mniej odezwij – puszcza ci uwodzicielsko oczko, powoli
zawracając swoim rowerem – Michał ma mój numer, jakby co.
- Widzę, że
poznałaś Petera, mówimy Piotrek, z racji tego, że urodził się
jedynie 50 kilometrów od polskiej granicy – zauważa rezolutnie stojący obok ciebie
Gołaś w dość prześmiewczym tonem i skubiąc nerwowo dolną, spierzchniętą wargę.
- Jest taki
dobry, jak o sobie mówi?
-
Powiedziałbym, że jest nawet bardzo dobry, tylko dość specyficzny – żacha się i
spogląda na ciebie wymownie – Ma osobliwe upodobania, bardzo lubi szczypać ładne
dziewczyny w tyłek, albo dotykać ich piersi , więc ciesz się,
że nie musiałaś go dzisiaj honorować.
Nie ma
odległości pomiędzy naszą miłością
Więc idź
naprzód i pozwól deszczowi lać
Będę
wszystkim czego potrzebujesz i więcej
Toruń,
lipiec 2007.
- Kiedy
wygrywam po ataku mówią, że grupa nie goniła mnie wystarczająco, a jak
finiszuje z peletonu, to że trzymałem komuś koło i miałem szczęście – wzdycha
smutno i przeczesuje dłonią włosy, po czym ukrywa zmęczoną twarz w szorstkich
dłoniach, zamaszyście nimi pocierając i kręcąc przecząco głową. Sznurujesz swoje wargi, a po chwili
przetrawionej ciszy, zeskakujesz z białej komody na której uprzednio siedziałaś
z bezwładnie wiszącymi nogami i podchodzisz do swojego łóżka, na którego skraju
siedzi Michał.
- Daj spokój
– trącasz go delikatnie łokciem i zaciskasz dłonie na skrawkach materiału - Dla
niewłaściwych ludzi cokolwiek zrobisz będzie nieodpowiednie. Jesteś naprawdę
dobry, a twoja rodzina naprawdę mocno cię wspiera, widziałam.
- Tak –
mruży oczy pod wpływem promieni słonia
przedostających się przez szczeliny okna - Przepraszam, że musiałaś ostatnio
spędzić cały dzień z moim bratem.
- Jazda
autem w twoim tempie rekonesansu i śpiewanie piosenek Bon Jovi z Radkiem nie
były straconym czasem – gwałtownie zaprzeczasz, mimowolnie się uśmiechając na
samo wspomnienie wszystkich fałszów, w których toczyliście wyrównany pojedynek.
- Myślałem,
że mi kibicowaliście, a nie koncertowaliście – obrusza się z przełamującym
filuternym uśmiechem rysującym się na jego opalonej twarzy, na której
odznaczają się blade ślady po okularach i zapięciach od kasku.
- Zazdrośnik
– wywracasz komicznie oczami i delikatnie wystawiasz koniuszek języka.
- Wcale nie
– zaprzecza gwałtownie – Jak on w ogóle przeżył twoje solowe występy?
- Podobnie,
jak twoje ostatnie kryterium w Krakowie, nie chciał tego oglądać – śmiejesz się
perliście, a szatyn dźga cię w żebra z niewdzięcznym wyrazem twarzy.
Reflektujesz się za znienawidzoną zaczepkę i chwytasz rąbek materiału,
satynowej poduszki zdzielając go siarczyście po głowie. Jego spryt i refleks
pozbawiają cię jednak dość szybko śmiertelnej broni, którą bezskutecznie
starasz się wyrwać już z jego uścisku.
- Oddaj –
jęczysz błagalnie, chcąc sięgnąć po poduszkę, którą błyskawicznie chowa za
swoimi plecami. Twoje łapczywe ruchy kończą się nie tylko fiaskiem, ale skutkują
również zbyt ciasną przestrzenią pomiędzy waszymi ciałami. Naelektryzowane
powietrze spala się jaskrawym płomieniem i pali na twoich rozwartych wargach,
na których szatyn przelotnie skupia swoje spojrzenie. Możesz nawet skrupulatnie
policzyć wszystkie krople potu na jego czole. Przełyka głośno ślinę, kiedy
wstrzymujesz drżący oddech i odchrząkuje znacząco, przez co wydaje ci się, że
dzielący was dystans znacznie się powiększa.
- Wiem, że
ostatnio nie udało nam się wyjść ani do kina, na bilard, kręgle i
karting – zagaja słabym, niemal niesłyszalnym głosem, wędrując rozbieganym
spojrzeniem po każdym zakamarku, skutecznie unikając nieroztropnego spojrzenia
w twoje wyczekujące tęczówki - Ale jeśli możesz zarezerwuj sobie trzeci weekend
lipca.
- Nie bardzo
rozumiem – opadasz na pościel, mrucząc niewyraźnie i uważnie przyglądając się,
jak nerwowo i niecierpliwie bawi się swoimi
nieco drżącymi palcami dłoni.
- Chciałbym,
żebyś pojechała ze mną na mistrzostwa Europy do Bułgarii – mówi na wydechu po
głębszym zaczerpnięciu powietrza i z niepewny twojej reakcji, przygląda ci się badawczo.
- Żartujesz?
– mrugasz kilkukrotnie rzęsami, zupełnie zaskoczona jego słowami.
- Mówię
poważnie, czemu nie miałabyś sobie zrobić krótkich wakacji?
Masz moje
serce
I nigdy nie
będziemy oddzielnymi światami
Być może w
gazetach
Ale ty nadal
będziesz moją gwiazdą
Bułgaria,
lipiec 2007.
Wygrał. Został
mistrzem Europy Juniorów. Był najlepszy, najszybszy i najsprytniejszy ze
wszystkich, którzy teraz z zawiedzionymi nadziejami przekraczają kolejno linię
mety. Wielcy znawcy i łowcy talentów już dzisiaj zachwycali się jego absolutnie
wspaniałą techniką, inteligencją taktyczną, płynnym poruszaniu się w peletonie
i boską smykałką do kolarstwa. Już w jutrzejszej prasie młody, polski cyklista
miał zostać nazwany ‘bałkańskim tygrysem’ i zostać okrzyknięty nadzieją polskiego
kolarstwa. Od jutra dla całego kraju miało stać się jasne, to co za oczywiste
niewielu uznawało już wcześniej.
Nie możesz
opanować spływających po czerwonym policzku łez radości, których słony smak na
ustach jest zbawienny dla mocno płonącego serca. Przez szklące się oczy nie
jesteś w stanie nawet dokładnie dostrzec jego miny i wszystkich emocji, które
popchały go do przyjazdu pod barierki za strefą. Jego ojciec ściska go mocno, a
brat poklepuje po plecach, wciąż uwalniając wezbrane emocje w długim,
przeszywającym krzyku, tnącym powietrze na kawałki. Jednak po chwili to w
twoich ramionach tkwi najdłużej. Zatapiasz się w czeluściach jego uścisku,
zaciskając kurczowo dłonie na śliskim materiale jego koszulki i choć tak bardzo
nie chcesz, to musisz go puścić.
- Jesteś
najlepszy, Michał – odchylasz głowę i opierasz swoje czoło o jego, błądząc
gdzieś drżącą dłonią po jego karku.
- Przestań
płakać, głupia – zaśmiewa się cicho i z szerokim uśmiechem, przeciera
delikatnie kciukiem mokry obszar pod twoimi świecącymi się oczami – Zaraz wrócę.
Nie wrócił
ani za chwilę, ani za kwadrans, ani za godzinę. Rzesza fotoreporterów, dziennikarze,
sponsorzy, dyrektorzy pojmali w swoje paszcze juniora, a to wszystko jeszcze na
długo przed dekoracją i świętowaniem. Jesteś z niego równie dumna, co stojący
obok ciebie pan Wojciech, czy Radek, odbierający z entuzjazmem telefony
kierowane do Michała. Wiesz ile codziennie poświęca, by każdego dnia być w jak
najlepszej dyspozycji i ile wyrzeczeń niesie za sobą droga do profesjonalizmu,
jaką sobie objął. Ile ciężkiej pracy, autentycznego potu, bólu i prawdziwej
krwi go to wszystko kosztuje. Walka o marzenia, o swoją pasję, to ciężkie
kroki. Wszystko jest idealnie zaplanowane, długofalowy rozwój, plan i
inwestycja. Każdy dzień jest skrupulatnie rozpisany treningowo, siłowo i
dietetycznie. Zastanawiasz się, czy pomiędzy szkołą, treningami, a zawodami
mogłoby być miejsce dla ciebie. Wiesz, że nigdy nie wygrasz z kolarstwem i
nawet nie zamierzasz z nim konkurować. Może jedynie chciałabyś kiedyś być
równie ważna dla niego jak rower. Cokolwiek by się stało i miało zmienić po
dzisiejszym wielkim sukcesie, wiesz, że on wciąż pozostanie sobą, skromnym
chłopakiem z Działynia, który jedzie po swoje marzenia i cokolwiek miałoby się
zmienić, to chcesz, żeby wiedział, że zawsze może na ciebie liczyć i zawsze
będziesz go wspierać całym sercem. Sercem, które pęka, kiedy widzi, jak strzela
na wysokim podjeździe i zostaje z tyłu grupy, serce, które płacze za każdym
razem, kiedy upada w kraksie, serce, które rwie się do walki za każdym razem,
kiedy i on zaczyna atakować. Twoje serce chyba już do niego należy.
Jesteś tutaj
dla niego. Świętujecie wszyscy razem, świetnie bawiąc się na złotych piaskach i
nad Morzem Czarnym, w strojach kąpielowych i z kolorowymi parasolkami w
napojach. Choć to Michał ma dzisiaj największe powody do świętowania, to o
dziwo nie jego szklanka jest wypełniona wysokoprocentowymi trunkami. Słońce
właśnie mozolnie zachodzi za horyzontem, roztaczając swą aurą zaróżowiałą
paletą barw. Delikatny porywczy wiatr przemyka pomiędzy kosmykami twoich włosów
i muska pieszczotą skórę, jak najczulszy kochanek. Prozaiczny, nadmorski zapach
unosi się magicznie ponad ziemią wraz z mieniącym się lekkim powietrzem. Michał
niesie cię na plecach przy brzegowej linii, a ty szczelnie oplatasz nogami jego
sylwetkę, przylegając nagim ciałem, przez który przechodzi zimny dreszcz w ten kontrastujący
upalny dzień. Zaśmiewasz się w głos z jego kolarskiej opalenizny i nawet nucona
pomrukiem przez niego piosenka Princea o
najpiękniejszej dziewczynie na świcie nie jest w stanie cię zmiękczyć. Zrzuca
cię tylko na chwilę, by podejść przywitać się z trenerem. Tylko przez chwilę
błogie fale obmywają twoje bose stopy, gdyż niespodziewanie rozpędzony i biegnący
w twoją stronę Sagan, chwyta cię w tali i przerzuca przez plecy, sunąc na
przekór niespokojnym wodom i wrzucając cię z dźwięcznym rozbryzgiem w głęboką
morską toń.
- Cholera
jasna, Peter! – podnosisz swój krzykliwy ton i wyswobadzasz się spod jego
przytłaczającego balastu, podążając sukcesywnie do brzegu przemoknięta od stóp
do głów. Zanurzasz bose stopy w ciepłym piasku, podążając do rozpalanego przez
Poljańskiego ogniska, skutecznie ignorując i puszczając mimo uszu nawoływania
Słowaka. Duszne powietrze pomieszane z gorącym płomieniem w ułamku sekundy
osusza twoje ciało i włosy, które układają się niemal w wystylizowane fale
największej filmowej gwiazdy.
- Peterek
zmoczył ci ciałko? – blondyn zdusza parsknięcie na końcu ust, przystawiając do
nich wierzch dłoni, po czym dorzuca do płonącego słupa długą gałąź.
- Pilnuj
lepiej swoich siatkareczek, bo widzę, że Peterek chętnie nimi się zajmuje –
przedrzeźniasz Pawła z sączącą się z wykrzywionych ust niepochlebną ironią, po
czym siadasz przy płonącym ognisku i z nostalgią podciągasz kolana pod brodę. Gorące
płomienie obejmują suche drewno, a ciebie czyjeś męskie dłonie, skrzętnie
zarzucające na twoje nagie, niczym nie okryte ramiona dużą bluzę. Pociągasz
lekko nosem spod przymkniętych błogo powiek i od razu bezbłędnie rozpoznajesz
zapach Michałowych perfum. Szatyn przysiada za twoimi plecami, obdarzając cię
delikatnym uśmiechem i ciepłym dotykiem obejmujących cię ramion. Przylegasz
plecami do jego przesłoniętej bawełnianym materiałem piersi, od której czujesz
nierytmiczne, przyspieszone bicie jego serca. Wstrzymujesz w płucach oddech
przesiąknięty jego zapachem, ogień trzaska pomiędzy konarami, krzyki, piski i
śmiechy wypełniają nagrzane powietrze, a w tle rozbrzmiewa Coco Jambo, co wzbudza
entuzjazm tłumu. Wiedziałaś, że nie przepada za publicznym pokazywaniem, jak
nieudolnie podryguje do muzyki, ale nie spodziewałaś się, że zostaniesz nagle
siłą pociągnięta za rękę i trafisz prosto w ramiona Sagana.
- Mogę
prosić? – Słowak nie czekając na twoje uprzednie przyzwolenie, ściąga z ciebie
wierzchnią odzież i rzuca szarą, bluzą w zdezorientowanego Kwiatkowskiego, po
czym porywa cię wprost do wirującego tłumu. Nie musisz się odwracać, by czuć zbolałe
spojrzenie Michała. Mimowolnie podrygujesz do taktów muzyki, jednak wijący się
nadmiernie ekspresywnie i prowokacyjnie Słowak, zmusza cię do grzecznego
podziękowania.
- Naprawdę
nie rozumiem co ty widzisz w Kwiatkowskim – parska, kręcąc głową z
niedowierzaniem i przybierając swój przebiegły uśmiech chochlika. Stoicie
naprzeciw siebie, wśród trącających was łokciami ludzi, mierząc się
niezrozumiałymi spojrzeniami – Jestem niezaprzeczalnie przystojniejszy i to ja
wielokrotnie byłem od niego lepszy na trasie. To ja jestem nadzieją, która podbije
kolarski świat – jego pewność siebie bije z porażającą odrazą.
- Być może –
wzruszasz bezwiednie ramionami – Ale dla mnie on zawsze będzie lepszy od ciebie
– dodajesz z ignorancją, szepcząc mu nad uchem dobitnie ostatnie słowo, mając
głęboką nadzieję, że utrwali się ono gdzieś w mózgowych zwojach. Odwracasz się
z pewnością na pięcie, jednak nie dostrzegasz nigdzie znajomej ci sylwetki, a
jedynie pozostałą w jego miejscu odzież. Zakładasz ją na ramiona, skrzętnie
naciągając zbyt długie rękawy i dopadasz do Poljańskiego flirtującego z uroczą
blondynką.
- Gdzie on
jest?
Paweł
niechętnie i z przekąsem kiwa głową w stronę, w której natychmiast lokujesz
swój wzrok. W oddali rejestrujesz postać samotnie stąpającą przy brzegu rzeki,
a z każdym krokiem bliżej, rozpoznajesz w niej Michała, który sukcesywnie rzuca
kamieniami do morza. Przez chwilę głuchą ciszę wypełnia tylko szum fal i powiew
lekkiej bryzy, przemykającej gdzieś pomiędzy kosmykami twoich włosów.
- Nie lubisz
hucznych imprez? – pytasz, a na dźwięk twoich słów jego sylwetka odwrócona do
ciebie plecami wyraźnie się prostuje.
- Wystarczy,
że Peter lubi – parska żałośnie – Idealnie się w nich odnajduje – odprowadza wzrokiem
ostatni, najdalej lecący kamień i otrzepuje dłonie z brudnego piasku.
- Chyba
dzisiaj trochę tobie zazdrości tej koszulki mistrza – pocierasz dłońmi o
ramiona, a on ostrożnie zerka przez plecy. Mogłabyś przysiąc, że kąciki jego
ust lekko drgnęły w półuśmiech, kiedy dostrzegł, że z powrotem przywdziałaś
jego bluzę.
- Nie tylko
koszulki – mamrocze niewyraźnie pod nosem, spuszczając głowę i dłubiąc nogą w
kupie mokrego piachu – Dzisiaj byłem lepszy, ale to o nim mówią, piszą i wróżą
wielką karierę, to jego chcą już dzisiaj kluby z kolarskiej elity – odwraca się
do ciebie, wsuwając nonszalancko dłonie do kieszeni spodni, nie walcząc nawet z
wiatrem buszującym mu po głowie – Poza tym jest taki super, zabawny,
towarzyski, otwarty i przystojny.
- Zabawne – kręcisz
z rozbawieniem głową – Przed chwilą to samo sam o sobie powiedział.
- I dałaś
się przekonać? – unosi obydwie brwi ku górze, marszcząc znacząco czoło i siada
tuż na linii brzegu.
- Pytasz czy
też tak uważam? – dywagujesz i kucasz obok niego, nie spuszczając swojego lustrującego
spojrzenia z jego twarzy.
- Chyba tak –
uśmiecha się niepewnie sam do siebie z pustym wzrokiem, skupionym gdzieś w
niezidentyfikowanym, martwym punkcie.
- Nie mogę
powiedzieć, nie jestem obiektywna – rozkładasz bezradnie ręce i wydymasz wargi,
kręcąc głową.
- Po prostu
powiedz co myślisz – szepcze, powoli odwracając głowę i zawiesza swoje
roziskrzone diamentami niebieskie tęczówki w twoich. Serce szybciej tłoczy
krew, oddech miarowo się spłyca, a twoją twarz błogo owiewa, jego słodki
oddech.
- Dla mnie
to ty jesteś i zawsze będziesz najlepszy, Michał – niemalże szepczesz bezsilnie
z błagalną nutą emocjonalnego przekonania i nieśmiało gładzisz wierchem dłoni
jego policzek - We wszystkim.
- Lena … - cichy
jęk wydobywa się z jego drżących warg - Nie mów tak, proszę – bezsilnie przymyka
powieki, nie potrafiąc już zapanować nad niekształtnym dźwiękiem swojego głosu.
- Chciałeś
wiedzieć co myślę, a ja po prostu tak czuję – wyjaśniasz pospiesznie, gdyż
wasze twarze dzieli jedynie kilka centymetrów, gęstego, nabrzmiałego i
rozgrzanego powietrza.
- Ty nic nie
rozumiesz – kręci niemo głową z dezaprobatą i opierając swoje czoło o twoje,
oznajmia ci melodyjnie prosto w oczy - Ja się w tobie zakochałem, Lena.
- A myślisz,
że powiedziałabym ci to, gdybym i ja w tobie nie była? – wyszeptujesz końcem
warg, które po chwili zostają delikatnie muśnięte przez jego usta. Czujesz,
jakby ktoś odciął ci na chwilą prąd, a zwarcie spowodowało sylwestrowy wystrzał
fajerwerków i sztucznych ogni w twojej głowie. Myśli kłębią się jedynie w około
jego osoby. Wciąż obejmuje twoje wargi swoimi, czule, powoli i miękko. Słodkość
wylewa się na twoje serce i roztapia twoje serce na miękko papkę, wciąż
żarliwie bijącą w twoich piersiach. Wszystkie bodźce z zewnątrz przestają do
ciebie docierać, a mięśnie w nogach wiotczeją. Delikatnie wsuwasz swoją dłoń
muskającą jego kark i wplatasz we włosy, przyciągając jego twarz jeszcze bardziej
bliżej swojej. Po chwili napiera na ciebie bardziej i rozsuwa sprytnie swoim
językiem twoje ściśnięte wargi, dogłębnie penetrując twoją szczękę i zabawiając
się z twoim podniebieniem. Jęczysz cicho wprost w jego usta i siadasz okrakiem
na jego kolanach, czując jak przykłada swoją wędrującą dłoń do twoich pleców.
Odrywa się z kleistym oddechem, aby zaczerpnąć haust zbawiennego powietrza,
uśmiechając się szeroko, a ty kładziesz swoją dłoń, gładząc jego policzek.
- Nigdy mnie
nie zostawiaj, Lena.
Teraz kiedy
pada bardziej niż zwykle
Wiedz, że
nadal będziemy mieli siebie
Możesz
stanąć pod moim parasolem
Dzisiaj same
wspomnienia z przeszłości. Petera nie darzę jakoś wielką sympatią, nie tylko dlatego, że rywalizuje z Michałemod wieku juniora. Słodko? Do czasu. Tak, tutaj Michał będzie do bólu
idealny, bo taki ma być. Ja takiego go widzę. Skromnego człowieka, który odbija
się od dna, przez którego pokochałam kolarstwo. W tym tygodniu Kraj Basków, ale
już od 16 zaczynamy ardeński tryptyk i alezz Kwiato!
wrócę do naszego herosa ❣ przy kawie, raniutko. Michały zawsze są idealni, aż boli 💃
OdpowiedzUsuńściskam, ret
podziwiam Cię za te wspomnienia tak namacalne, tak prawdziwe. pokazujesz, że było dobrze - kiedyś wszystko było prostsze. Michał rzeczywiście zachowuje się jak heros, jak człowiek bez skazy ❣ czuję, że to opowiadanie będzie trudne z całym tym powrotem i wszystkimi tajemnicami, które oni schowali gdzieś głęboko.
Usuńczekam, trochę z bijącym sercem
ret.
zakochałam się w tym rozdziale <3
OdpowiedzUsuńBICZUJĘ SIĘ. Nie mam ostatnio czasu. Ale w weekend siadam i nadrabiam <3
OdpowiedzUsuńWracam te 19 dni później. Przeczytane. I cholera, popłakałam się.
UsuńDawno nikt tak pięknie nie pisał o pierwszej miłości, o tym, jakie to wszystkie jest proste i jak bardzo chcecie iść razem stawić czoła życiu... Piękne są pierwsze miłości. Bo nawet gdy je tracimy, tak jak zrobiła to Lena, to nigdy o nich nie potrafimy zapomnieć. A że czas uczy nas pokory i pokazuje, że nie było warto Go nigdy tracić... czasami jest za późno.
Znając mnie, pewnie za kilka rozdziałów powiem, że nie chcę żeby Lena wracała do Michała. Ja z reguły jestem człowiek, który nie daje drugiej szansy... I może stwierdzę, że Michał nie powinien znowu pozwolić sobie dać wejść z butami w życie... Ale to może później. Dzisiaj kibicuję, bo pierwszym miłościom powinno się kibicować <3
lubię opowiadania, w których autorzy dają czytelnikom cząsteczkę wspomnień, a Ty dajesz nam długi fragment prawdziwych emocji, brawo.
OdpowiedzUsuńMichał jest takim potulnym barankiem, takim kochanym człowiekiem z sercem i niech takim zostaje. Proszę tylko o to, aby nie skreślał Leny na zawsze.
Ściskam.