poniedziałek, 1 maja 2017

But if you loved me why'd you leave me?




Wszystko, czego chcę.
I wszystko, czego potrzebuję
to znaleźć kogoś.
Znajdę kogoś.


- Michaś, gdzie ty jesteś?
Gdzieś przez kotłujące się szumnie w jego głowie natrętne myśli, przebija się jej dźwięczny i łagodny głosik. Alicja dotyka jego dłoni, wplątując swoje palce i delikatnie nią potrząsa, próbując wyrwać go z marazmu w jaki popadł przy suto zastawionym rodzinnym stole, przez który przekrzykiwała się cała jego rodzina. Unosi ku górze brwi w dziwnym podrygu, wstrząsającym jego ciałem i przenosi swój zdziwiony wzrok na jej radosne oblicze, zduszając perlisty śmiech na wąskich, pomalowanych ustach. Spogląda na ich splecione pod stołem dłonie i posyła jej swój najszerszy promienny uśmiech.
- Z tobą – odpowiada pewnie i mocniej zaciska jej rękę, czując na jej serdecznym palcu chłód metalowego pierścionka, najczystszego dowodu jego miłości  – Cały czas z tobą.
Mija się z prawdą i przychodzi mu to z dużą łatwością, czym niechlubnie zaskakuje sam siebie. Nigdy jej nie okłamał i do tej pory nawet nie potrafił ani nie próbował łgać prosto w jej pełne ciepła i miłości oczy. Niemniej nie mógł nawet choć na chwilę zagłuszyć huczących w jego głowie słów Pawła, które od wczoraj spędzały mu sen z powiek i niemiłosiernie gryzły. Nie potrafił choć na sekundę nie oddać swoich myśli Lenie. O ile te o jej wyjeździe i powrocie, czy rzekomej chorobie był jeszcze w stanie zrozumieć, to wciąż uparcie próbował odganiać te skupiające się na jej urodzie i zachwycie, w jaki wciąż była wstanie go wprawić. To niedorzeczne, a przede wszystkim niestosowne i niesprawiedliwe w stosunku do jego narzeczonej.
- Wciąż przeżywasz słowa tego ignoranta, Klęka? – Radosław rzuca pytaniem znienacka, gdzieś pomiędzy wsuniętym do ust kęsem łososia, a przelotną atencją na swojej żonie i dziecku grymaszącym na jej kolanach.
- Nie wymawiaj przy mnie tego nazwiska, bo aż mnie trzęsie – ojciec symbolicznie spluwa przez ramię i kręci głową, na co jego najmłodszy syn uśmiecha się w pół.
- Spokojnie tato – Michał mamrocze pod nosem – Przyzwyczaiłem się już, że cokolwiek nie zrobię, to i tak jest źle – podnosi się z beznamiętnym westchnięciem – Pomogę Ewelinie.
Niecierpliwie podąża wprost do kuchennego pomieszczenia, z którego unoszą się aromatyczne zapachy, wiercące dziurę w brzuchu i skręcające pusty żołądek. Jego siostra gotuje niemal obłędnie i prawie tak samo pysznie, jak ich mama, jednak nie dla samego jej kunsztu niemal skradł się za jej plecy, uprzednio popychając drzwi.
- Nie licz na dodatkową porcję ciasta braciszku, musisz trzymać dietę! – karci go z wesoła, obracając się do niego z satysfakcjonującym uśmiechem i figlarnym wyrazem triumfu.
- A na małą porcję szczerości mogę liczyć? – spogląda na nią niepewnie spod krzaczastych brwi, a konsternacja, która wkrada się na twarz blondynki, wręcz drenuje w nim tunel  zwątpienia o długości Muru Chińskiego.
- Pewnie – próbuje zachować pozory naturalności, jednak zdradza ją nerwowy uśmiech, w skutek czego szatyn prycha lekko z niedowierzaniem. Chyba wciąż łudził się i liczył na proste, łatwe i przyjemne zdemaskowanie kłamstwa Poljańskiego, lecz tego z dnia wczorajszego, a nie tego siedmioletniego.
- Zagrajmy w prawdę i fałsz – proponuje, a dziewczyna jedynie skina zbyt gwałtownie głową zagryzając nerwowo dolną wargę. Choć powinna toczyć wewnętrzną walkę z gryzącym ją sumieniem i rozwiewać wątpliwości do ostatniej sekundy, już dawno podjęła decyzję.
- Wiedziałaś, że … - dało się wyczuć namacalne zawahanie w jego głosie – … że Lena wróciła do Polski? – wzdycha, jakby zabrakło mu na chwilę powietrza. Próbuje wyczytać cokolwiek z rozbieganych oczu swojej siostry, lecz jedyne co czuje, to ulatującą z niej pewność siebie.
- Prawda – przełyka zbyt głośno ślinę i zaciska mocno siniejące wargi, widząc jak zadaje swojemu kochanemu bratu pierwszy i nie ostatni dzisiaj cios w sam środek serca.
- Jest chora – tym razem stwierdza, lecz nuta niepewności przełamuje jego głos.
- Prawda – odpowiada bez cienia zwątpienia, szybko i bezboleśnie, niczym nieuprzedzająca o zastrzyku najdłuższą igłą pielęgniarka.
- Jest chora od siedmiu lat?
- Prawda.
- Dlatego wtedy wyjechała? – pyta z rozemocjonowanym głosem, ściągając brwi z niedowierzaniem błąkających się po rozwartych wargach.
- Prawda – blondynka zaciska mocniej spocone dłonie o kuchenny blat.
- Zdradziła mnie?
Przymyka drżące powieki i zwilża koniuszkiem języka spierzchnięte usta.
- Fałsz.
Coś się zmienia. Powietrze jest już zbyt gęste, słońce niby świeci jaśniej, lecz nie jest już takie samo, nawet skórka cytryny na zarumienionym łososiu nie wygląda tak apetycznie, jak przed chwilą. Nie wiadomo, czy Kopernik rzeczywiście miał rację i czy to Ziemia kręci się wokół słońca ani, czy to grawitacja rzeczywiście sprawia, że on wciąż stoi tu przytwierdzony do płyt podłogi. Nagle wszystko co do tej pory wiedział i wierzył okazuje się wielkim kłamstwem, fikcją, alternatywną rzeczywistością.
- Wiedzieliście o tym wszyscy?! – niemal syczy przez zaciśnięte zęby, a jego oczy ciemnieją.
- Michał … - kręci przecząco głową, chcąc załagodzić sytuację, opowiedzieć, spokojnie wyjaśnić, wytłumaczyć.
- Prawda, czy fałsz?
- Posłuchaj …
- Tak, czy nie, Ewela?! – podnosi zniecierpliwiony, lecz błagalny głos z miną bezbronnego dziecka ze szklącymi się z bezsilnej złości oczami.
- To było dla twojego dobra, synku.
Skruszony, zatroskany głos jego rodzicielki nie podziałał na niego niczym aksamitny materiał okalający łaknące miękkości i wygody ciało. Jednak widok zmartwionej i rozbitej matki nie mógł jeszcze bardziej wzniecić płonącego w nim wyrzutu. Był wychowywany według staroświeckich zasad i reguł, w pełnym szacunku i miłości do starszych, do dziadków, rodziców, swojej kobiety. Ale był też wychowywany w prawdzie, choćby najgorszej zawsze lepszej od kłamstwa, dlatego nie mógł tego pojąć ani zrozumieć.
- Dla mojego? – szepta z niedowierzaniem i obserwuje, jak jego wrzask sprowadził do kuchni wszystkich zasiadających przy stole, łącznie z jego dziewięcioletnią siostrą, Mają, patrzącą na niego z lekkim przerażeniem.
- Michał – rozpoczyna  najstarszy mężczyzna, trzymający swoją żonę pokrzepiająco za ramiona – Byłeś wtedy na ustach całego świata, wszystkich ekspertów i dziennikarzy, a zwłaszcza klubów z elity. Cały kolarski świat trąbił, że do światowego peletonu wkraczają właśnie dwa największe talenty ostatnich dziesięciu lat, czyli ty i Sagan. Dobrze wiesz, że to nie są wyświechtane słowa, tylko tak właśnie było, dlatego wszyscy wspólnie postanowiliśmy, że tak będzie najrozsądniej i najlepiej dla ciebie i dla niej. Z resztą ta dziewczyna sama później się z tym zgodziła.
- Ta dziewczyna ma na imię Lena, tato.
- Brat, to był moment, od którego zależała twoja dalsza kariera, musiałeś skupić się tylko na rowerze i odpowiednim transferze, a Lena skupiła się na sobie, też nie chciała być dla ciebie ciężarem.
- Synu, może mieliście po te osiemnaście, czy dziewiętnaście lat, ale człowiek, wciąż jest wtedy bardzo młody i głupi. To była tylko nastoletnia miłostka, teraz jesteś już w innym punkcie swojego życia, ścigasz się w najlepszej grupie w peletonie, zdobyłeś koszulkę mistrza, masz swój dom i za dwa lata bierzesz ślub, naprawdę to co było kiedyś, już nie ma znaczenia.
Kręci głową z pogardliwym niedowierzaniem, zupełnie puszczając monolog swojego ojca mimo uszu i przerzuca swoje wyczekujące spojrzenie na milczącą w zatrwożeniu Ewelinę.
- Goły wiedział?
- Nie – chrypi niemal natychmiast i ekscentrycznie zaprzecza, a jemu kamień spada z serce. Prawie.
- A ty wiedziałaś? – obraca się na pięcie, przeszywając Alicję swoim rozbitym spojrzeniem.
- Michaś, jak możesz?! – ostry głos pani Agnieszki przeszywa ze świstem gęste powietrze niemal na kawałki.
- Wiedziałaś, Ala?
- Nie wszystko – wyszeptuje na ostatnim tchu, który uprzednio wstrzymywała zbyt długo w płucach – Powiedziała mi, że jest chora i to ukrywa, ale nie wiedziałam, że ani Sagan, ani Paweł … Michał, poczekaj – nawołuje niemal płaczliwym tonem za jego poruszającą się sylwetką - Gdzie ty idziesz?
- Chcę pobyć sam – rzuca przez plecy wychodząc z pomieszczenia i przepychając się pomiędzy bratem a framugą. Potem zostawia za sobą tylko dźwięk zatrzaskujących się ekscentrycznie frontowych drzwi.



Wszystko, czego chcę to nic więcej
niż usłyszeć jak pukasz do moich drzwi.
Bo jeśli mógłbym zobaczyć twą twarz jeszcze raz
jestem pewien, że mógłbym umrzeć szczęśliwy.



Słowacja, październik 2008r.
- Nie potrafię, Paweł, nie mogę – twój chlipiący, zdławiony głos uderza w sine, drżące powieki. Ściskasz kurczowo połacie bawełnianej koszuli blondyna i zamaczasz miękki materiał słonymi łzami, spływającymi ogromnymi strugami po twoich zaróżowiałych policzkach.  Jego chude, aczkolwiek silne ramiona przyciskają cię jeszcze bardziej, a na jego zaciętej twarzy widać jedynie mocniej zaciśnięte zęby.
- Skoro już to zaczęłaś musisz to skończyć, Lenka – Poljański wyszeptuje słabo prosto w twoje pachnące piżmem i pomarańczą włosy, a jego niespokojny oddech rozwiewa twoje poplątane kosmyki, brązowych włosów.
- Nie dam rady – dławisz się bezradnością, która uwięzła ci w gardle i zanosisz się, połykając zbawienne hausty metalicznego w posmaku powietrza – Nie potrafię go skrzywdzić, nie potrafię – twoje ciało trzęsie się niespokojnie w jego ramionach - Prędzej umrę z bólu, albo ze złamanego serca.
- Posłuchaj – zwilża koniuszkiem języka spierzchnięte usta i gładzi cię swoją dłonią po włosach, chcąc dodać ci tym gestem otuchy i bezgranicznego oddania – Robisz to dla niego, bo go kochasz – robi pauzę dla wzmocnienia efektu – Jesteś bardzo silna, dasz radę, ale naprawdę nie mamy już czasu – mamrocze z przyciśniętymi ustami do twojego czoła – Pożegnałaś się już z Michałem?
- Tak – wyszeptujesz słabo, a twój przyjaciel odgarnia z twojego czoła przyklejone do niego niesfornie kosmyki włosów – Szkoda tylko, że on nie był tego świadomy i nie wiedział, że to pożegnanie, ostatni raz czegokolwiek – zaciskasz mocno sine usta, czując rozległą wezbraną falę ostrego i zimnego chłodu przemywającą nieustannie twoje płuca.
- Nie pytam o szczegóły, chociaż widziałem po nim wczoraj, że noc miał nieprzespaną – Paweł unosi figlarnie swoje jasne brwi, jątrząc z diabelskim uśmiechem chochlika i podejmując daremne próby nikłego rozweselenia cię. Wzdycha ciężko kiedy beznamiętnie opadasz całym ciałem na zimne kafelki hotelowej łazienki – Trzymajmy się planu – chrząka znacząco – Byłaś dzisiaj oschła dla niego i nie pocieszałaś po przegranej?
- Próbowałam – pociągasz czerwonym nosem i zamaszyście nim pocierasz.
- Bawiłaś się w klubie z Saganem cały czas?
- Nawet mi nie przypominaj – warczysz przez zaciśnięte zęby i instynktownie zaciskasz dłoń w pięść.
- Dużo osób widziało, jak wychodzisz z nim za rękę?
- Wszyscy.
- I?
- Zaciągnęłam go do jego pokoju, na szczęście tak go spiłam, że jedyne na co miał siłę, to walnąć się na swoim łóżku, więc go rozebrałam, nakryłam i zostawiłam karteczkę, jaki to był wspaniały w nocy – twoje usta wykrzywiają się z kwaśny grymas, kiedy docierają do ciebie całe opary absurdu przytoczonej przez ciebie sytuacji.
- Peter to plotkarz, pochwali się wszystkim, więc jutro wracasz – analizuje drapiąc się po brodzie i opiera o krawędź umywalki – Jesteś już spakowana? Aha – unosi wskazujący palec ku górze – Żadnych wyjaśnień, przeprosin, pamiętasz?
- To się nie uda – kręcisz głową z powątpiewaniem  i patrzysz na blondyna z lekkim przerażeniem – On w to nie uwierzy, Paweł. Ja muszę dać mu jakiś dowód.
- Nie masz wyjścia Lenka, jutro wylatujesz do Kanady i masz wygrać swój wyścig – pstryka swoim długim, kościstym palcem w czubek twojego nosa i obdarza promiennym uśmiechem, kiedy do pokoju niespodziewanie wchodzi Michał.
- Lena? – jego charakterystyczny głos, wołający z czułością twoje imię  napędza do kącików twoich szklących się oczu kolejną porcję słonego płynu. Panikujesz i łapiesz kurczliwie pawłowe ramiona w mocnym uścisku szukając w jego przerażonych ciemnych źrenicach jakiegokolwiek ratunku.
Widzisz, jak michałowa dłoń naciska na klamkę i analizując ostatnią niepewność i powątpiewanie w słuszność zamierzonego czynu, napierasz swoim ciałem na sylwetkę zdezorientowanego Poliańskiego i wpijasz się zachłannie w jego usta, gwałtownie zahaczając rękoma o krawędzie jego koszuli.
- Nie wierzę – zachrypnięty, niedowierzający głos bruneta, spowity masą nie fizycznego bólu, sprawia, że zaskoczony Paweł odskakuje od ciebie, jak oparzony i nieporadnie wyciera ze swojej twarzy twoją czerwoną szminkę, rozmazaną przez cieknące ci w trakcie pocałunku łzy.
- Michał … – nerwowo przerzuca swoje spojrzenie na ciebie, jednak ty jedynie odwracasz się i spuszczasz potulnie głowę, jak na przyłapaną na gorącym uczynku na zdradzie, niewierną dziewczynę przystało. Jednak ty wciąż chowasz pod przykrywą opadających na twarz włosów te cholerne cieknące strużką nieme łzy wewnętrznej rozpaczy. Michał. Twój Michał parska kpiarsko i wychodzi. Wychodzi trzaskając drzwiami, a ty czujesz, jakby właśnie rozbił twoje serce na milion malutkich szklanych kawałków, których odłamki przebiły płuca. Płuca, które krwawią i zalewają dławiącą falę, aż do gardła. Dusisz się i spadasz. Obsuwasz się po zimnej umywalce i uderzasz o chłodną nawierzchnię.
Potrafisz tylko cicho zapłakać.


Ale jeżeli mnie kochałaś,
dlaczego mnie zostawiłaś?
Weź moje ciało Weź moje ciało.



Choć zupełnie nie udziela cię się szampański humor i nie podzielasz zwycięskiego nastroju, jesteś naprawdę wdzięczna Pawłowi za troskliwą opiekę o twoje dobre samopoczucie. Nie czujesz się zbyt komfortowo na uroczystym obiedzie u Poljańskich, świętujących wraz z brązowym medalistą igrzysk oraz jego małżonką, jednak naprawdę starasz się chociaż nie popsuć iście sielskiej atmosfery całym swoim bólem i złością rozsierdzającymi cię od środka. Nie mogłabyś tego zrobić pani tego domu i to nie tylko ze względu na jej wielką gościnę, czy wyrozumiałość o przyjaźń z jej mężem. Natalia, żona Pawła była istnym ucieleśnieniem jego najskrytszych marzeń i wyobrażeń o ideale kobiety. Była złotowłosą niewiastą o błękitnym spojrzeniu i idealnych rysach, gładkiej, śniadej cery. Była również tym rodzajem kobiety, która doskonale wiedziała ile odwagi i pewności wymaga godne noszenie, seksownej czerwonej sukienki. I choć nie zdradziła się żadnym półsłowem, czy nieprzemyślanym gestem, byłaś pewna, że za jej taktem i inteligencją, kryje się rozległa wiedza o wszystkim co z tobą związane. Jej naturalna i ujmująca uprzejmość od czasu jej powrotu od chorej matki ani razu nie pozwoliła na podejrzliwość, zazdrość, czy niedyskretną nieuprzejmość. Wręcz przeciwnie jej życzliwość świadczyć mogła jedynie o szczerych intencjach, a nawet gramie współczucia. Po drugiej stronie może nie tak bardzo urodziwa jak Natalia, ale pełna uroku Magda nie mogła wprost wyswobodzić się z uścisków swojego małżonka i szeptanych końcem warg jego czułych, łechtających jej podatnych na komplementy pragnień. Masz ochotę rozpaść się wewnątrz na milion drobnych kawałków, wciąż rozpaczliwie wyjących po wczorajszych Michałowych słowach, spowitych bólem i gniewem, tak doszczętnie cię raniących. Zastanawiasz się, czy choć w najmniejszym stopniu uwierzył w jakiekolwiek słowo Poljańskiego, czy choć przez chwilę zwątpił w sens jego słów, a może w ogóle nie poruszył żadnej z tych kwestii przy Ewelinie, bądź ona sama odwiodła go od wszelkich rozterek. Nie rejestrujesz nawet momentu, w którym pierwszy ze spóźnionych gość dosiada się do ciemnego, drewnianego stołu, uprzednio zbyt ekscentrycznie witając się z Rafałem i Magdaleną.
- Co on tutaj robi?! – ożywasz się niespodziewanie, zaskakując wszystkich tu zebranych, przerwaniem swojego długiego milczenia.
- To jest pan Zbigniew Klęk, pierwszy trener Rafała, który …
- Ja doskonale wiem kto to jest, Paweł – przerywasz niegrzecznie blondynowi, wchodząc w półsłowo, czym powodujesz zniesmaczenie na ustach jego żony.
- Dlatego Pan Zbyszek przyszedł z nami świętować mój sukces – wyjaśnia z oczywistością szczęśliwy olimplijczyk, a jego druga połówka wesoło mu przytakuje. Wzburzona krew płynie szybciej w twoim ciele, a pulsująca żyłka na czole niemal eksploduje. To doprawdy nieprawdopodobne, że pojawienie się tego człowieka podniosło ci ciśnienie w ekspresowym tempie i pobudziło do użytecznego funkcjonowania.
- Myślałam tylko, że pan Klęk jest zbyt zajęty pracą z młodzieżą, aby mieć czas na jakiekolwiek celebracje – rzucasz kąśliwie, przepełnioną kpiną uwagę, czym wprawiasz w konsternacje nawet przysuwającego sobie krzesło starszego mężczyznę, patrzącego na ciebie z niezrozumieniem.
- Pan Zbyszek ma czas na wszystko – wyjaśnia lakonicznie pełna podejrzeń Magda.
- W szczególności na pieprzenie bzdur o wyścigu w Rio na prawo i lewo, prawda? – parskasz, kręcąc kpiąco głową, po czym spokojnie sięgasz po kieliszek białego wina.
- Lena – Paweł odkłada z dźwięcznym hukiem sztućce o krawędzie swojej zastawy i syczy nieprzyjemnie przez zaciśnięte zęby.
- Co Lena? Jak Pan mógł publicznie tak bezzasadnie i bezpodstawnie zmieszać Michała z błotem? – pytasz, wprost nie mogąc uwierzyć w taką nienawiść i jad, którym pluł ten człowiek - Przez ponad dwieście kilometrów pracował na Rafała wypruwając sobie żyły i wypluwając płuca. Ale według Pana od początku jechał na siebie?
- Już mówiłem, nie widziałem momentu, w którym Kwiatkowski poczekał na Rafała i pociągnął go na solo – odchrząkuje, nieco zbity z pantałyku, po czym dyskretnie zerka na zmieszanego Majkę.
- To nie jest żadne wytłumaczenie, nie znał Pan taktyki, nie słuchał wywiadu swojego podopiecznego?
- Pan Zbyszek zadzwonił do Przeglądu i przeprosił – wtrąca Rafał, unosząc uspokajająco rękę.
- Bo mu kazałeś – mamroczesz niewyraźnie pod nosem i żachasz się zakładając ręce na krzyż.
- Sprostowałem swoją wypowiedź, to wszystko było w emocjach – cmoka nieco poirytowany, ciągnięciem niewygodnego dla niego tematu.
- Aha i już? Po sprawie? Dobrze Pan wie, że Michał na za sobą trudny sezon, co chwile choruje, a w dodatku ma problemy z kręgosłupem, a Pan skreślił go z listy znaczących polskich kolarzy w najbardziej poczytnej sportowej gazecie, gratuluję!
- Lena, mogę prosić cię na słówko? – Poljański podnosi się z krzesła i wbija we ciebie swoje mordercze spojrzenie.
- Nie trzeba – rzucasz sucho, nieporuszona ich krótkowzrocznością - Dziękuję za zaproszenie, ale przepraszam straciłam apetyt, smacznego i bawcie się dobrze.
Sącząca gorycz spływa po twoich ustach, kiedy zasuwasz za sobą krzesło i w napiętym milczeniu opuszczasz posesje Pawła. Niemiłosiernie uwierał ci fakt, że kiedy oni oddawali się celebracji i spijania sobie sukcesu z dzióbków, ty doskonale zdawałaś sobie sprawę, że gdzieś jakaś cząstka Michała cierpi z niesprawiedliwości, która go dotknęła. Zawsze był zbyt wrażliwy i podatny na zawistne słowa niewdzięczników i przelotnych ludzi sukcesu. Michał zawsze potrzebował bezgranicznego wsparcia i zaufania, więc zawsze mu je dawałaś. On potrzebował kogoś, kto wierzyłby w niego zawsze i bez względu na wszystko. Jesteś pewna, że to na pewno się nie zmieniło. Nie mogło.  I choć nie znaczyłaś już pewnie dla niego nic ponad żółknące wspomnienie, którego żałował, nie mogłaś nie stanąć w jego obronie. I choć nie miałaś już do tego prawa, to twoje serce wciąż uparcie chciało dla niego walczyć.


Widzisz, wydobyłaś ze mnie to, co najlepsze
część, której nigdy nie widziałem.
Wzięłaś moją duszę i wytarłaś ją do czysta.
Nasza miłość nadaje się na filmowy scenariusz.



Słowacja, październik 2008r
- Przepraszam, Paweł – karcisz się najbardziej szorstkim głosem na jaki jesteś w stanie się zdobyć – Nie chciałam cię w to wszystko wplątywać jeszcze bardziej – spuszczasz głowę i wlepiasz swoje spojrzenie w czubki swoich butów – Zostawiam cię z niezłym bagnem.
- Dam sobie radę – oznajmia z pewnością, a jego zmartwione nieco minę przełamuje nieśmiały półuśmiech – I tak pewnie będziemy z Michałem trafiali do innych ekip, więc może na kadrze mnie nie zabije – wyraża prześmiewcze powątpiewanie.
- Tak bardzo się boję – chrypisz na wydechu, który zbyt długo wstrzymywałaś w płucach. Charakterystyczny terkoczący dźwięk nadjeżdżającego na peron pociągu, przygłuszył cichy kobiecy głos, wydobywający się z głośników. Dopiero na tablicy zawieszonej na twoim peronie dostrzegasz, że to twój pociąg wjechał właśnie na twój tor.
- Hej – chwyta ciepłą dłonią za twój podbródek i podnosi go ku górze, jednak ty odwracasz głowę i zaciskasz powieki, pod którymi chowasz piętrzące się łzy – Jesteś piekielnie silna, najsilniejsza ze wszystkich – przekrzykuje przeciągający się tępy dźwięk hamującej lokomotywy na metalowych torach.
- Nie będę mogła już wrócić, on mi tego nigdy nie wybaczy – parskasz płaczliwym tonem, spoglądając prosto w niebieskie, zbolałe twoim nieszczęściem tęczówki blondyna. Zawsze wam kibicował. Krajewska i Kwiatkowski. To już tylko przeszłość. Wiesz, że zobaczysz go kiedyś, w gazecie, telewizji, internecie. To zbyt duży talent, aby świat nie miał się o nim dowiedzieć i zachwycić na dłuższa chwilę.
- Boże Lena, on tutaj idzie – chłopak przerzuca na chwilę swoje spojrzenie gdzieś ponad twoją głowę – Musisz jechać.
Serce bije ci jak oszalałe, ale wiesz, że nie możesz, dla niego, dla jego dobra, dla jego kariery. Tak  będzie dla niego lepiej, w końcu jego mama, tato i brat skutecznie cię do tego przekonali. Czasem musisz skrzywdzić kogoś kogo na kim bardzo ci zależy, właśnie dla tego, że za bardzo go kochasz. Muskasz na oczach Kwiatkowskiego ciepłe wargi Poljańskiego i zarzucasz dłonie na jego karku wtapiając się w jego ramiona, szczelnie cię obejmujące.
- Zatrzymał się – cichy, niski szept rozrywa twoje serce – Odwrócił się i poszedł.
Umarłaś, raz na zawsze.
- Żegnaj, Paweł.
Słone łzy spływają po twojej twarzy, kiedy z walizką w ręku ładujesz się z nią do przedziału.
- Ale odezwiesz się? – cicha nadzieja przełamuje jego zdezorientowany głos.
- Zapomnij o mnie, zapomnij o mnie, jak Michał, tak będzie lepiej.
Zardzewiałe drzwi przedziału zamykają się, wraz z dźwiękiem zgłaszającym gotowość do odjazdu.
Jedziesz walczyć o swoje życie, choć twoje serce właśnie przestało bić.


Kiedy powiedziałaś swoje ostatnie żegnam
umarłem trochę w środku.
Całą noc leżałem w łóżku we łzach.
Sam, bez ciebie przy mnie.




- Na pewno nie chcesz wejść do środka? - pytanie stojącego na nim Gołasia z wsuniętą jedną dłonią w kieszeń dżinsowych spodni, nie spowodowało w nim nawet chwili zawahania. Michał Kwiatkowski siedzi na wykafelkowanych schodach na półpiętrze tuż pod drzwiami mieszkania swojego najlepszego przyjaciela. Trzyma w kurczliwym uścisku, wciśniętą uprzednio w jego dłonie szklankę schłodzonej kostkami lodu whisky z utkwionym w płynnej cieczy beznamiętnym i wyblakłym spojrzeniem.
- Agata nie byłaby zadowolona, że rozpijam jej męża w trakcie sezonu, w dodatku przy waszych dzieciach – szatyn zauważa rezolutnie jeszcze przez opary zachowanej trzeźwości umysłu.
- Wiesz, że powinieneś wrócić – ciche przebąknięcie wydobywa się z Gołasiowych warg, niczym stręczycielskie, rodzicielskie kazanie – Twoja mama pewnie się niepokoi, a Ala zamartwia – Michał kwituje to niecierpliwym wywróceniem oczami i ciężkim westchnięciem – Na pewno dzwoniły.
- Być może – dywaguje, wzruszając ramionami – Mam rozładowany telefon.
- Stary, naprawdę rozumiem, że czujesz się oszukany i jesteś zły, ale …
- Ale nie powinienem nikogo krzywdzić bezzasadnym wracaniem do przeszłości i pozbawionym znaczenia rozdrapywaniem starych ran? – dokańcza za niego z cynicznie wycedzoną formułką, po czym przechyla szklankę do ust. Oprócz łyka szampana po zwycięstwie w drużynie nie zdarza mu się sięgać po trunki, ba, nigdy tego nie robił, świadomy tego jak winien prowadzić się profesjonalista, jednak problemy z kręgosłupem po starcie na igrzyskach co raz mocniej dawały się we znaki, więc pod sporym znakiem zapytania stał jego udział we wrześniowych mistrzostwach świata i jakimkolwiek Tourze, w którym mógłby pomagać kolegom z drużyny.
- Świat się nie zatrzymał po wyjeździe Leny i sądzę, że nie powinieneś zaniedbywać Ali – blondyn marszczy czoło i drapie się po nim – Masz teraz mętlik w głowie, bo cofnąłeś się w przeszłość, ale nie zapominaj, że porządkowanie jej może zniszczyć to co masz teraz.
- Cholera Goły, Lena jest chora, może nawet umiera, nie mogę udawać, że to nic nie znaczy – podnosi się ekscentrycznie i zaprzecza niemym skinieniem głowy.
- Wiem – wzdycha ciężko i pociera zamaszyście szorstką dłonią swój kilkudniowy zarost – Ja tylko nie jestem pewny, czy to, że Alicja przez tyle lat cię kocha, bezgranicznie wspiera, cierpliwie czeka na ciebie w domu po każdym sezonie, jeździ po całej Europie, pomaga twojej siostrze i w Akademi oraz poświęca dla ciebie wszystko,  znaczy dla ciebie wystarczająco dużo – kończy i obdarza go powątpiewającym spojrzeniem.
- O co ci chodzi? – Michał wykrzywia usta w kwaśny grymas.
- Kochałeś Lenę?
- Oczywiście, że tak – prycha z oczywistością, bez zbędnego zastanowienia, utyskując na uderzający do głowy alkohol. Nawet tak mała dawka procentów dla niepijącego człowieka, może zacząć skutecznie szumieć w głowie.
- Nadal coś do niej czujesz?
Cisza. Paląca, aż od głowy po czubki palców.
- Nikogo tak nie kochałem i nie pokocham, nigdy.
- Prześpij się z tym na spokojnie  – Gołaś poklepuje młodszego kolegę po ramieniu – I wtedy zobaczymy co dalej.
- Chciałbym tylko wiedzieć, dlaczego to wszystko zrobiła, dlaczego? Nie można było inaczej?
Goły wzrusza bezradnie ramionami, sądząc, że i to pytanie pozostanie zawieszone na przesiąkniętych whisky klatkowych schodach, eksploatowanych dzisiaj od użytku przez mieszkańców z winy niedziałającej windy. Tym bardziej zaskoczeniem był odbijający się nagle pomiędzy ścianami aksamitny, kobiecy głos, nasączony zbolałym tonem. Tonem, który należał do stukającej na klatce od dłużej chwili szpilką kobiety, ubranej w białą sukienkę i różowy płaszczyk. Do Leny.
- Chciałam wszystko stracić, żeby łatwiej było mi odejść, Michał.


Ale jeżeli mnie kochałaś, dlaczego mnie zostawiłaś?
Weź moje ciało. Weź moje ciało.




Co do rozdziału, tak również w rzeczywistości pan Klęk, pierwszy trener Rafała ( pierwszy z jakim miał Majka doczynienia, nie ten który obecnie się nim zajmuje ) zachował się nieelegancko w stosunku do Michała zarzucając mu arogancką jazdę na siebie. Wyścig jechaliśmy w Brazylii na Rafała. Michał poszedł w ucieczkę kontrolując ją przez 200 kilometrów, a potem poczekał na Rafała i pociągnął go na górze. Nieeleganckie było również spijanie przez tego samego Pana zasług obecnego trenera Majki.
Prawdę jest też to, że w sezonie 2016 roku Michał miał wspomianie problemu zdrowotne, o których nie wszyscy hejterzy wiedzieli.
Będę usychać przez niema cały maj w tęsknocie za wyścigami z Michałem.
Pierwsza część sezonu zrealizowana, czekamy na TdF i zwycięskie mistrzostwa świata!

7 komentarzy:

  1. czy ja się rozpadam płacząc? jeszcze nie wiem, ale to jest tak cholerne piękne ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. wyrywa serce z podwójną siłą ❣

    OdpowiedzUsuń
  3. ty to masz talent <3 potrafisz wywołać u mnie tyle emocji ;) czekam też na rozdział na sublimacyjnych :D

    OdpowiedzUsuń
  4. W takich momentach się nie kończy. To powinno być po prostu zakazane. Jednak z drugiej strony, dochodzę do wniosku, że w tej historii nie ma miejsca na żaden koniec. Tę historię powinno się czytać, czytać i czytać, bez końca. Bo ona w każdym zdaniu niesie ze sobą miliony emocji. To cudowne uczucie, kiedy czytasz i nagle czujesz ten charakterystyczny supeł w brzuchu, ten bezdech, jak na chwilę zawieszasz się i zastanawiasz czy dasz radę iść dalej. To cudowne uczucia. I świadczą o ogromnym talencie! Teraz chyba najtrudniejszy etap - próba zrozumienia i wybrania jak może potoczyć się nasze życie dalej. Ale mam wrażenie, że już nic nie może być dobrze. Że każda decyzja powoduje, że każdy straci bardzo dużo. Kocham tę historię. Tutaj nie ma żadnego ale. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i trzymam kciuki, żeby ci się dobrze pisało,

    OdpowiedzUsuń
  5. ♥♥♥♥♥♥♥♥ Tylko tyle jestem w stanie napisać ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam. Historia jedna lepszych. Czekam na kolejne rozdziały. Kiedy następny????

    OdpowiedzUsuń
  7. Minęło znowu trochę, albo i więcej, ale jestem. <3

    rozdział jest przecudowny. Szkoda, że przez tyle lat Michał żył w kłamstwie. Szkoda, że najbliżsi zadecydowali za niego, co jest najlepsze. Szkoda, że przyszła małżonka okłamywała go każdego dnia - i co z tego, że była dla niego? TAK SIĘ NIE ROBI.

    Pytanie jedno: dlaczego Lena wchodzi i rozdział się kończy???

    OdpowiedzUsuń